Poniższy komentarz nawiązuje do listu do listu do premiera ws. kar dla przestępców opublikowanego w Gazecie Wyborczej
Naszym listem chcieliśmy zwrócić uwagę na niepokojący kierunek, który dzisiaj przybiera debata publiczna w Polsce na temat ochrony podstawowych praw człowieka. Coraz częściej – i to niestety także z ust najwyższych przedstawicieli Państwa – padają argumenty, które już dawno nie pojawiały się w przestrzeni publicznej w toku dyskusji na temat praw podstawowych. Wydawało się, że jest objęta powszechnym konsensem teza, iż prawa człowieka nie podlegają relatywizacji ze względu na poszczególne kategorie osób – w tym także tych, których zachowanie wzbudza powszechny, uzasadniony sprzeciw w społeczeństwie.
Nie ma wątpliwości, że społeczeństwo musi się bronić przed patologią i powinny być poszukiwane możliwie najbardziej skuteczne środki jego ochrony, także przy użyciu prawa karnego. Poszukiwania takich efektywnych instrumentów nie mogą jednak nigdy prowadzić do zakwestionowania tego, co stanowi swoiste minimum aksjologiczne współczesnych demokracji. Minimum to jest określane właśnie przez respekt dla praw podstawowych przysługujących każdemu człowiekowi, w tym też budzącemu odrazę przestępcy.
Można się obawiać, że wprowadzanie do katalogu kar przymusu (a więc przy użyciu siły fizycznej) poddania się zabiegowi tzw. chemicznej czy farmakologicznej kastracji naruszać będzie powszechnie uznawany standard ochrony, przybierając charakter kary cielesnej – zabronionej przez konwencje międzynarodowe i normy konstytucyjne. Na niebezpieczne tory wkroczyła też ostatnio debata na temat granic środków dopuszczalnych wobec terrorystów zagrażających społeczeństwu. Coraz częściej zaczęły się w debacie publicznej pojawiać głosy – i to także ze strony znanych osobistości życia publicznego – że w takich wypadkach dla ochrony bezpieczeństwa może być niekiedy usprawiedliwione sięgnięcie do przymusu fizycznego (tortur?).
Wydaje się niebezpieczne wysyłanie do opinii publicznej sygnałów, że tego typu patologie drążące współczesne społeczeństwa można w prosty sposób wyeliminować poprzez drastyczne środki prawno-karne. Utrwala to (jakże niesłuszne i błędne) przeświadczenie, że problem leży wyłącznie w niedostatecznej surowości prawa, a nie poza nim. Tymczasem nawet potoczne obserwacje – także dotyczące przypadków, o których tak emocjonalnie dyskutują obecnie media – wskazują na to, że społeczności lokalne pozostają na ogół kompletnie bierne w stosunku do obserwowanych wokół siebie patologii. Bierne bywają też organy powołane do ścigania przestępstw – policja i prokuratura. Brakuje dyskusji nad postawami społecznymi, nad edukacją i uwrażliwieniem opinii publicznej.
Proste i bez należytego rozmysłu wprowadzane rozwiązania prawne stanowią tylko pozór zaradzenia rzeczywistym problemom społecznych patologii. Cena takich rozwiązań, utrwalających postawy populistyczne, jest wysoka – zwłaszcza w społeczeństwie takim jak nasze, ciągle jeszcze w małym stopniu świadome tego, gdzie przebiegają granice które każdy ustawodawca, nawet demokratycznie legitymowany, musi respektować.