Powszechnie uważa się, że 9 marca 1652 roku to data zerwania po raz pierwszy sejmu za pomocą liberum veto. Nie jest to do końca prawda, bo Władysław Siciński nie zgodził się jedynie na prolongatę obrad sejmu poza prawnie przewidziany czas 6 tygodni, ale tak czy inaczej po tej dacie za pomocą liberum veto sejm zrywano 73 razy. Nie wszyscy historycy są zgodni i niektórzy postrzegają liberum veto jako instrument związany z faktem, iż nasza demokracja szlachecka była najbardziej demokratycznym ustrojem ówczesnej Europy. Większość jednak sądzi, że bliżej tutaj było do anarchii niż demokracji.
9 marca 2017 roku okazało się, że zwolennicy liberum veto zawitali do Brukseli. Sprowadził ich Donald Tusk jako niemiecki kandydat na przewodniczącego Rady Europejskiej. Mówią, żę taka zniewaga krwi wymaga. Mówią, że nie będzie wnuk dziadka z Wermachtu pluł nam w twarz ni dzieci nam germanił. Proklamowali więc swojego kandydata. Został nim Jacek Saryusz-Wolski. Ich Minister do Spraw Beznadziejnych Witold Waszczykowski wynegocjował, że jego kandydaturę poprze zaprzyjaźnione z nimi państwo San Escobar. Orężny hufiec stanie nasz i duch będzie nam hetmanił. Tymczasem na naszych oczach w Wersalu powstała bez nas, za to z udziałem Niemiec, Francji, Włoch i Hiszpanii, Europa przyszłości. Zachód nam znowu ucieka, a pogoni za nim nie ułatwia nam ułańska czapka z pomponem i postawa wiecznie naburmuszonego świra okraszona narodowym wzdęciem. Moja jest racja i to święta racja. Jeszcze Polska nie zginęła, póki myszy jemy. A jak się dalej nie odczepicie to nie zawahamy się użyć Ogórka, znaczy się Magdaleny Ogórka i nic tu po was. Zachowujemy się jak dwaj idioci rozbrajający bombę. Nagle jeden drugiego pyta- A co będzie, jak nam wybuchnie? Drugi go uspokaja: -Nic nie szkodzi, mam drugą!
Niedawno 16 grudnia z winy Tuska wielki strateg Jarosław Kaczyński w sali kolumnowej, co nie była salą kolumnową, ale plenarną, w tej samej co uchwalono legalny budżet co był nielegalny, zagłosował, albo i nie, bo wariaci tak po prostu mają i się zaczęło. Piły w całym kraju poszły w ruch. Nic nie dało nawet użycie przez opozycję martwej wiewiórki. Minister Szyszko się nie dał tak łatwo zastraszyć. Dzisiaj więc wcześnie rano obudził mnie dzwonek do drzwi. Wstałem. Otwieram zaspany. Patrzę, a tu mój sąsiad kretyn. Marek Koterski się nazywa, który codziennie od przyjścia z roboty przez resztę dnia i część nocy wierci dziury w ścianach i suficie. Oczy mu się błyszczą z podniecenia. Ślina mu cieknie po brodzie i coś chce ode mnie. Pytam się więc go:
– Gadaj Pan, byle szybko. O co Panu chodzi?
-Sąsiad Kretyn (z nieukrywanym entuzjazmem): Dzisiaj przychodzą do mnie koledzy z piłami spalinowymi. Będziemy razem ścinać drzewa. Nie moglibyśmy wpaść na chwilę do Pana ogródka?
Ścinanie drzew to znak rozpoznawczy nierządu wariatów. Za to na przykład ubezpieczalnie go nienawidzą. Rząd prawych i sprawiedliwych ma co chwile ma kolizje, a to rujnuje premie i rozregulowuje system bonusowy zarządzających nimi menadżerów. Rząd niedawno jadąc 50km/h zderzył się z drzewem przy prędkości 89km/h. Biegli badający ten wypadek stwierdzili, że to był nieszczęśliwy wypadek w trakcie testów samo-poruszającego się drzewa. To doświadczenie było niezbędnym preludium i przygrywką do właściwego eksperymentu ministra Macierewicza – zderzenia jadącej brzozy z lądującym samolotem.
Wariaci otaczają nas już wszędzie. W rządzie. Umościli sobie gniazdka w podległych rządowi ministerstwach. Mieszkają wśród nas. Ten obłęd jest wielopoziomowy i schodzi coraz niżej. Ja na przykład ostatnio walczę z czymś takim jak WIJHARS. Ten skrót oznacza Wojewódzkiego Inspektora Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych. Sytuacja wygląda w skrócie tak. Towar, aktualnie głównie mrożone owoce sprowadzam z Ukrainy. Jak tir wjeżdża mi na granicę musi zostać skontrolowany przez takiego inspektora. Problem jest taki, że nie wiadomo gdzie go szukać. Jest jeden na całe województwo. Może być na granicy, ale nie musi. Może być w Twojej agencji celnej np. w Lublinie gdzie skierujesz auto, by go znaleźć, ale niekoniecznie, bo akurat może pojechał właśnie na granicę i się minęliście. Pracuje oczywiście tylko osiem godzin z dwudziestu czterech. Sobota, niedziela? Wolne żarty. Efekt jest taki, że nigdy nie wiesz kiedy twój towar skończy odprawę celną. Dziś raczej nie. Jutro, pojutrze? To już bliżej. Przez to nigdy też nie wiesz kiedy dojedziesz do klienta, a że za to grożą ci kary, albo że towaru ci nie przyjmą – kogo to interesuje w polskim domu wariatów.
W połowie grudnia u notariusza w trójmieście zmieniałem siedzibę mojej spółki z o.o. z warszawskiej na gdyńską. Zapłaciłem za tą przyjemność 350 zybli samemu tylko sądowi. Mamy początek marca i dalej tkwię w próżni. Najgorsze w tym jest to, że moja działalność eksportowo-importowa sprawia, że mam zwykle duży VAT do odzyskania. No i mam teraz z tym problem. Urząd Skarbowy na Bielanach nie chce mi zwracać VAT-u, gdyż twierdzi, że procedura kontrolna, którą przeciwko mnie wdrażają przy każdym zwrocie w związku z ostatnimi zaleceniami Ministerstwa ,,Powerpointa” Morawieckiego walczącego z wyłudzeniami VAT-owskimi, nie przewiduje kontroli przez inny urząd, a wypłaty przez drugi. W końcu bowiem kiedyś Sąd Gospodarczy w Warszawie może się zająć moim przeniesieniem i będę wtedy podlegał pod urząd w Gdyni, a nie na Bielanach. A jak to tak można? Kontrola przez jeden urząd, a zwrot VAT-u przez drugi? Czy panu Austenowi w dupie się przypadkiem nie poprzewracało? Jak mi powiedziała Pani urzędnik w tym urzędzie -Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą…
Papierologia związana z eksportem i importem towarów spoza Unii jest przeraźliwa. Każda jedna wysyłka to kilkadziesiąt stron koniecznie podpieczętowanych, zeskanowanych, a najlepiej przefaksowanych. W urzędach celnych, w Sanepidzie, w IHHRS, potem w urzędach skarbowych nic przez lata się nie zmienia. Jeżeli już to na gorsze. Papierów przybywa. Drzew i rozsądku ubywa. Co ciekawe i tak na końcu wszystko zależy od człowieka. Sanepid na przejściu w Dorohucku jest nie do przejścia. Ciągle mam z nim problem. Parę kilometrów dalej w Rawie Ruskiej mimo, że pana inspektora obowiązują te same przepisy jest już zupełnie inaczej. Po prostu normalnie. Z empatią i zrozumieniem. Tak zwyczajnie nie po polsku, a po ludzku. To pokazuje, że jest jeszcze dla nas szansa. Jest jeszcze paru porządnych ludzi w tym kraju dla których warto się starać i warto pisać. Znieczulica i rozprzestrzeniająca się wszem i wobec narastająca głupota nie ogarnęła jeszcze wszystkich.
Skąd się biorą ci kretyni i wariaci niezależnie od ustroju zawsze niweczący wszelki wysiłek tych, którzy próbują coś zmienić w tym kraju? Przecież nie wszyscy jak Antoni Macierewicz jak i jego cała komisja od zgniatanych puszek zostali wypuszczeni ze Srebrzyska, czy innego Kocborowa. Wiadomo nie od dziś, że ludzie głupieją hurtowo, a mądrzeją detalicznie. Ale że aż tak? W takich ilościach? Czytam właśnie ostatnie opublikowane dane o stanie czytelnictwa w Polsce i może tu jest pies pogrzebany? Z najnowszego raportu Biblioteki Narodowej wynika, że 4,7 mln Polaków nie przeczytało w 2015 r. żadnego dłuższego tekstu. To najgorszy wynik w historii tych badań, czyli od 1992 r. Z raportu wynika, że tylko 37 proc. Polaków przeczytało w ub. r. przynajmniej jedną książkę. Rok wcześniej było to prawie 42 proc. Jak wyglądamy na tle Europy? Większość krajów Europy regularnie przekracza 50 proc. czytelnictwa, ale są i takie kraje jak Czechy gdzie odsetek wynosi on ponad 80 proc. My szanujemy po prostu przyrodę, a oni nie. Książka to papier. Papier to drzewo. My mamy więc skwery, lasy, bory i puszczę, a oni zamiast tego przekraczający 50% odsetek czytelnictwa.
,, Reżyser: Jak to „to ten”?! Chcesz powiedzieć, że ten obiekt znajduje się w zasięgu mojego wzroku? Pokaż go, to palcem, bo chciałbym uwierzyć, że śnię.
Adam Miauczyński (Cezary Pazura): No to.
Reżyser (Marek Kondrat): To?! Co to jest?!
Adam Miauczyński (Cezary Pazura): No jak to co? Las.
Reżyser (Marek Kondrat): Możesz mi powiedzieć: po chuj mi las?
Adam Miauczyński (Cezary Pazura): Jak to „po chuj”? W scenopisie pisze, że las, jest napisane…
Reżyser (Marek Kondrat): W scenopisie? Znajdź mi to w scenopisie.
Adam Miauczyński (Cezary Pazura): Proszę: „Kiedy wjechali na wyniosłość drogi, oczom ich ukazał się las”.
Reżyser (Marek Kondrat): Przewróć stronę.
Adam Miauczyński (Cezary Pazura): O kurwa…
Reżyser (Marek Kondrat): Czytaj!
Adam Miauczyński (Cezary Pazura): „Oczom ich ukazał się las… krzyży”.*