Na podstawie Polski mogliśmy prześledzić, jak w dobie głębokiego kryzysu działa reżim nieliberalny, państwo w pełni kontrolowane przez partię czerpiącą ze wschodnich wzorców autorytarnych, partię fanatyków z obsesją utrzymania władzy za wszelką cenę. I zarabiania na tej władzy. To państwo, w którym bieżąca walka o poparcie w sondażach jest ważniejsza niż bezpieczeństwo obywateli, w którym sztaby wyborcze a nie specjaliści podejmują decyzję o zdrowiu publicznym, a media państwowe nie zadają pytań o sprawy fundamentalne, takie jak śmierć wielu obywateli.
Żaden człowiek nie jest samoistną wyspą;
każdy stanowi ułamek kontynentu, część lądu.
Jeżeli morze zmyje choćby grudkę ziemi,
Europa będzie pomniejszona tak samo
jak gdyby pochłonęło przylądek,
włość twoich przyjaciół i twoją własną.
Śmierć każdego człowieka umniejsza mnie
albowiem jestem zespolony z ludzkością.
Przeto nigdy nie pytaj, komu bije dzwon: bije on tobie.
John Donne
Ernest Hemingway ”Komu bije dzwon”
Każdy z nas otrzymał swój czas do wykorzystania. Nikt nie potrafi przewidzieć, kiedy uderzy w nas dzwon. Mam jednak nieodparte wrażenie, że słyszymy jego brzmienie. Zamiast zatroszczyć się o to, co najważniejsze i najcenniejsze, o zdrowie i bezpieczeństwo Polaków, byliśmy świadkami błędów i zaniechań, których nie widać końca.
Mieliśmy czas.
A gdyby tak… rząd w połowie stycznia dostrzegł koronawirusa… Gdyby zamiast kombinować jak bez afery przekazać 2 mld zł na propagandę TVP, a nie na na onkologię, jak chciała tego opozycja, dostrzegł sygnały o zbliżającej się katastrofie, wszystko być może potoczyłoby się inaczej.
Nie narzekaliśmy przecież na brak sygnałów. Pierwsze informacje o zachorowaniach na nowego wirusa pojawiły się już pod koniec grudnia zeszłego roku. W połowie stycznia media donosiły już o pojawieniu się wirusa poza Chinami. Potem nadeszły kolejne: 20 stycznia odnotowano nagły wzrost zachorowań w Państwie Środka. Kilka dni później sytuacja w Wuhan stała się tak zła, że powstały pierwsze szpitale polowe. Gdyby rząd dostrzegł epidemię w innych państwach, być może uważniej słuchałby głosów z Polski wzywających do podjęcia działań. Ale ten rząd słuchać nie lubi i nie potrafi.
A gdyby tak… rząd podpisał porozumienie o wspólnym mechanizmie zamówień i wziął udział w styczniu w europejskim przetargu na sprzęt ochronny. Ale przecież rząd był zbyt zajęty walką z Komisją Europejską i Parlamentem Europejskim, które konsekwentnie wskazują na łamanie zasad praworządności w Polsce.
A gdyby tak… w lutym rząd wysłuchał apeli o zwołanie sztabu kryzysowego czy Rady Bezpieczeństwa Narodowego w sprawie zagrożenia wirusem. Ale prezydent i minister zdrowia woleli w tym czasie szusować na nartach. We Włoszech. To pewnie mrzonki, ale w sytuacji wspólnego zagrożenia trzeba wypracować ponadpartyjny plan działań, który lepiej zabezpieczyłby Polaków przed skutkami pandemii. Na stole leżały gotowe ustawy złożone przez opozycję. Ale ponieważ były one autorstwa opozycji, rządzący zadziałali w myśl zasady: “na złość babci, niech mi uszy przemarzną”. Tylko, że nie zrobili na złość konkurencyjnym politykom, ale obywatelom, których podobno reprezentują.
A gdyby tak… rząd wprowadził dokładne kontrole na wszystkich granicach, kiedy Polacy wracali z zimowych urlopów. Wirus najdotkliwiej doświadczył Włochy, gdzie zimowe ferie spędzają tysiące polskich dzieci i ich rodzin. To we włoskich Alpach zamykano całe miasta i wioski, żeby uniemożliwić rozprzestrzeniania się wirusa. Gdyby rząd kontrolował wszystkich wracających do kraju, być może udałoby się wychwycić kilka źródeł pierwszych zakażeń w Polsce. Zamiast tego kwarantannie poddawano często pojedyncze osoby, zapominając o mieszkającej pod tym samym dachem rodzinie. Podobnie narażonej, ale nie objętej jakimkolwiek nadzorem…
A gdyby tak… Główna Inspekcja Sanitarna zaczęła działać, kiedy zagrożenie dla Polaków stało się realne. Szef GIS Jarosław Pinkas bardziej niż niesieniem prawdziwej pomocy w walce z epidemią, zajmował się tanim politykierstwem i atakami pod adresem opozycji. W lutym kazał politykom innych partii mówiącym o koronawirusie włożyć sobie lód do majtek, kpił z maseczek ochronnych. Publicznie bagatelizował zagrożenie. Ale jak się jest z PiS, to utrata stanowiska raczej nie grozi. Gdyby Sanepid zadziałał miesiąc wcześniej, być może polscy przedsiębiorcy, polskie szkoły, polska administracja byłyby lepiej przygotowane na to, co miało za chwilę nadejść.
A gdyby tak… rząd wprowadził nakaz zakrywania twarzy jeszcze na początku marca. Tak zrobiły kraje, które najlepiej poradziły sobie z epidemią, m.in. Korea Południowa. Nasi sąsiedzi z Czech zrobili to już w połowie marca. Podobnie postąpili Słowacy. Wtedy minister zdrowia publicznie kpił z maseczek. Dziś wydaje na nie miliony, po czym okazuje się, że nie spełniają one podstawowych norm. Ale przynajmniej znajomi Ministra Zdrowia mają czym napychać kieszenie.
A gdyby tak… rząd przeprowadzał testy na obecność wirusa na masową skalę. A gdyby tak dostęp do testów dla wszystkich pracowników ochrony zdrowia był od początku zagwarantowany przez państwo. Tymczasem w Polsce przeprowadza się mniej niż 17 tys. testów na milion mieszkańców. To jeden z najgorszych wyników w Unii Europejskiej. Litwa przeprowadza ich ponad pięć razy więcej. Do dziś nikt nie jest w stanie wytłumaczyć, dlaczego w Polsce wykonuje się tylko tyle testów. Gdyby wykonywano ich więcej, moglibyśmy o wiele szybciej odnaleźć osoby zakażone, skuteczniej odizolować źródła zakażeń i sprawniej pokonać wirusa. Zamiast tego znowu zamawiamy testy z Chin, dając zarobić dziwnym pośrednikom, podczas gdy na polskim rynku czekają często lepsze i tańsze odpowiedniki.
Koronawirus zaatakował cały świat. Walczą z nim rządy, społeczeństwa i gospodarki na sześciu kontynentach. Polska nie jest jedynym krajem, który podejmuje trudną walkę z epidemią. Trzeba też uczciwie powiedzieć: Żaden rząd nie był w 100% przygotowany na taką katastrofę. Żaden nie miał, ani nie ma, gotowej recepty na pokonanie wirusa i zakończenie kryzysu. Ale to nie znaczy, że nie mamy prawa oceniać władzy oraz szybkości, skuteczności i sensowności jej reakcji. Wirus dotarł do Polski późno, ponad dwa miesiące po opublikowaniu informacji o wykryciu go w Azji, kilka tygodni po wykryciu w wielu państwach Europy, w chwili, gdy Włochy walczyły już wszystkimi siłami z niewidzialnym wrogiem. Czy polski rząd zareagował we właściwym momencie? Czy premier może spojrzeć nam w oczy i powiedzieć „Tak, zrobiłem wszystko, co w mojej mocy”? Czy władze naszego kraju korzystając z wiedzy i doświadczenia innych państw zapewniły nam bezpieczeństwo? Czy prezydent Andrzej Duda stał się patronem ponadpartyjnego dialogu i namawiał partyjnych kolegów do wysłuchania argumentów opozycji? Obawiam się, że odpowiedź na wszystkie te pytania jest negatywna. Obawiam się także, że każde zaniechanie, każde opóźnienie, każde postawienie interesu partyjnego ponad interes państwowy w tej sytuacji tragiczne konsekwencji i będzie się odbijać na życiu wszystkich Polaków przez kolejne lata.
Na podstawie Polski mogliśmy prześledzić, jak w dobie głębokiego kryzysu działa reżim nieliberalny, państwo w pełni kontrolowane przez partię czerpiącą ze wschodnich wzorców autorytarnych, partię fanatyków z obsesją utrzymania władzy za wszelką cenę. I zarabiania na tej władzy. To państwo, w którym bieżąca walka o poparcie w sondażach jest ważniejsza niż bezpieczeństwo obywateli, w którym sztaby wyborcze a nie specjaliści podejmują decyzję o zdrowiu publicznym, a media państwowe nie zadają pytań o sprawy fundamentalne, takie jak śmierć wielu obywateli. To państwo, w którym przedsiębiorców krzyczących o pomoc w ratowaniu dorobku ich życia traktuje się gazem pieprzowym. Koronawirus nie tylko obnażył słabość polskiej ochrony zdrowia, nieprzygotowanie systemu edukacji do wyzwań XXI w., czy brak jakiegokolwiek myślenia strategicznego w polityce gospodarczej. Koronawirus utwierdził nas w przekonaniu, że powrót do liberalnej demokracji to konieczność, bez której Polska nie ma szans na bezpieczeństwo i rozwój.
Wybór wydaje się oczywisty. Polska, która troszczy się o wszystkich obywateli. Polska, która inwestuje w sprawne instytucje gwarantujące nam bezpieczeństwo (odpowiednio wyposażone szpitale, dobrze opłacani lekarze i pielęgniarki a nie premie dla partyjnych kolegów). Polska, która myśli o przyszłości kolejnych pokoleń (nowoczesne szkoły, czyste powietrze, inwestycje w walkę z suszą a nie kupowanie głosów wyborców). Zasługujemy na władzę, która nie oszukuje i nie manipuluje. Zasługujemy na rząd, który w czasie epidemii słucha się lekarzy i specjalistów a nie wyczekuje poleceń od prezesa oderwanego od rzeczywistości. Jeszcze mamy szansę, żeby “nowa normalność” stała się normalnością lepszą od tej sprzed koronawirusa. Wszystko w naszych rękach. Pierwszy krok ku zmianie zróbmy podczas wyborów prezydenckich. Dlatego pytajmy komu bije dzwon: dziś bije on nam.
