Oglądam czasem wypowiedzi prawicowców nie związanych ściśle z PiSem w TVP. Czekam, aż któryś z nich się zbuntuje. Pewnie kiedyś się doczekam, gdyż „rewolucja trwa”, ale dziwi mnie, że czekać muszę tak długo.
Ja nigdy nie popierałem PiS w większości jego postulatów ze względu na sprzeczność ideową. Widzę państwo inaczej, widzę cele polityczne inaczej, inaczej widzę społeczeństwo i politykę zagraniczną. Ale oczywiście PiS ma prawo po zdobyciu władzy realizować swój program i swoje postulaty.
Złe jest to, że PiS nie realizuje swojego programu w sposób zgodny z prawem, lecz niszczy to prawo. Gdyby Kaczyński nie poszedł na wojnę, PiS mógłby doprowadzić do legalnej zmiany konstytucji i na bazie tej zmiany wprowadzić pożądane przez siebie zmiany. Gdyby PiS nie zraził Kukiz’15 i pozyskał kilku posłów z innych partii do swoich głosowań, zmiany zgodne z państwem prawa byłyby możliwe, zaś Polska nie dołowałaby w opinii międzynarodowej, która liczy się przecież w polityce i w biznesie.
Pis jednakże idzie neobolszewicką drogą na skróty. Ten festiwal arogancji zdaje się cieszyć większość jego bohaterów, ale owa radość nie ma nic wspólnego z patriotyzmem i dbałością o Polskę. Dziwi mnie szerokie poparcie niepisowskiej prawicy dla tych działań, kiedy w świetle wielu definicji i odpowiedników na świecie to zwłaszcza prawica powinna być atakiem na państwo prawa.
Większej władzy zdobytej gwałtem na konstytucji PiS nie zachowa długo. Nawet autentyczni dyktatorzy dbają bowiem zazwyczaj o pozór praworządności. PiSu nawet ów pozór zdaje się nie obchodzić. Zatem jakiekolwiek osłabienie popularności PiSu wśród obywateli Rzeczpospolitej będzie mogło oznaczać koniec rządów Kaczyńskiego.
Harce PiSu z prawem odbiją się negatywnie na polskiej gospodarce. Obcokrajowcy inwestujący w Polskę i działający na naszym rynku stracą pewność gwarancji prawnych dla swoich działań. Większość może opuścić nasz rynek. Ceną za arogancję i quasibolszewickie „rewolucyjne” metody będzie zubożenie Polaków i wyparowanie poparcia dla PiS.