Pytanie odnośnie indywidualnego rozwoju to nie ‚co?’, ale ‚jak?’. Zadawanie pytania ‚co?’ zbyt często oznacza, że inni zadecydują o tym, co jest bądź nie jest prawdą. Inni staną się autorytetem poznawczym i autorytetem wyższym niż prawda sama w sobie.
Większość systemów edukacyjnych jest wciąż wzorowana na XIX-wiecznej myśli rewolucji przemysłowej: studenci mają być kształceni do określonych profesji lub zawodów według takich modeli, które obowiązują w fabryce przy produkcji wyrobów.
Co się zmieniło odkąd pierwsze kraje w tamtym okresie wprowadziły obowiązkową edukację? Niestety nie dostrzegam wielu zmian. Właściwie dzisiejsze edukacyjne paradygmaty są oparte na jeszcze większej ilości rodzajów ‚linii produkcyjnych’. Studentów klasyfikuje się zgodnie z kategorią edukacji i oczekuje się, że sprostają ustandaryzowanym wymaganiom, które są jednolite dla całej grupy.
To pobudza akademicką dyskryminację, zwłaszcza na ‚wyższych’ poziomach edukacji. Gdy autorytet pedagogiczny, taki jak znany nauczyciel lub znana instytucja edukacyjna, przyznaje wyższą pozycję jednostce lub grupie, ma to wpływ na traktowanie tejże jednostki lub grupy. To w dużej mierze determinuje możliwości rozwoju zawodowego, a czasami nawet społecznego.
Opierając się na poziomie jak i na dziedzinie wykształcenia pracodawca podjął już decyzję, czy kandydat powinien dostać pracę, czy też nie. Niektórzy z twoich znajomych, a nawet przyjaciół dopasowują swoje osobiste opinie kierując się poziomem jak i dziedziną edukacji.
Omawiając nieustannie bardzo ważny temat „szklanego sufitu dla kobiet na wyższych stanowiskach społecznych” nie powinniśmy zapominać, że przez stulecia stworzyliśmy szklane sufity w trakcie i po edukacji. Dlaczego ktoś, kto studiował psychologię miałby być zaangażowany w stosunki międzynarodowe? Czemu ktoś, kto studiuje lub studiował, według programu zawodowego, miałby być zaangażowany w dziedzinę, która jest ogólnie uważana za (akademicką) elitarną dziedzinę – politykę?
Według mnie to nawet nie podlega dyskusji. Edukacja jest narzędziem, a nie sposobem. Edukacja powinna pomagać ludziom, a nie powstrzymywać ich przed poszukiwaniem (innych) możliwości. Szczególnie z liberalnego punktu widzenia to jednostka powinna być autorytetem poznawczym w tej dyskusji, a nie instytucja edukacyjna, czy też symbole przez nią używane do akredytowania studentów.
Co więcej, symbole (dyplomy, oceny i inne akredytacje) instytucji edukacyjnych są w dużej mierze warte tyle samo, co instytucje, które je utworzyły. Oczywiście, zgodnie z wcześniejszą sugestią, osobista odpowiedzialność za akademickie wyniki jest najważniejszym czynnikiem w dążeniu do osiągnięcia sukcesu przez jednostkę i w rozumianej ogólnie edukacji.
Pomimo to, instytucje i ich przedstawiciele powinni również zapewnić odpowiednie zasoby i usługi dla jednostek, aby miały one możliwość osiągnięcia sukcesu w realizowaniu osobistej odpowiedzialności. Jeżeli instytucja dostarcza zły program, student nie powinien być ofiarą jego niskiej jakości.
Instrukcje instytucji edukacyjnych powinny zatem być ograniczone do tego, co jest konieczne, a ułatwienie dynamicznego rozwoju powinno być dopasowane do każdego studenta. Ponieważ każdy student ma inną historię. Każdy student ma inne wymagania. W zasadzie efekty odwrotne od zamierzonych przynosi dostarczanie grupie studentów takiej samej edukacji zamiast dostarczania edukacji, która ułatwia każdemu studentowi jego lub jej rozwój.
To dlatego system edukacyjny nie powinien służyć samemu sobie; szkoły nie powinny być fabrykami, które dostarczają określony rodzaj produktu o zmiennej jakości, acz w jednolitym standardzie, szkoły powinny zapewniać edukację, której student potrzebuje, aby się rozwijać. Zapewnianie zajęć dla całych klas przy małym wsparciu niedoskonałości, kreatywności, samorozwoju nie da w rezultacie studenta, który się rzeczywiście czegoś nauczył, ale studenta, który tylko zgromadził określoną wiedzę i wytrenował pewne umiejętności.
System edukacyjny powinien służyć studentowi, a co za tym idzie – przyszłym pokoleniom. Nie powinien trwać przy paradygmatach, które istniały od wieków, za to powinien przystosować się do potrzeb studenta. Student powinien sam brać odpowiedzialność za odkrywanie nowej wiedzy i umiejętności. Czyż zbieranie owoców własnej pracy nie jest bardziej satysfakcjonujące od bycia przez cały czas instruowanym?
Nauka polega nie tylko na gromadzeniu wiedzy i trenowaniu umiejętności; to integrowanie nabytej wiedzy z wyćwiczonymi umiejętnościami, a co ważniejsze: to umiejętność nabywania wiedzy.
Edukacja powinna być czynnikiem emancypacyjnym. Edukacja powinna wyemancypować studenta tak, aby posiadł on narzędzia, których potrzebuje do samodzielnego wybicia się. Powinna pokazywać studentowi nie to, czego się uczyć, ale to, jak się uczyć. Pytanie odnośnie indywidualnego rozwoju to nie ‚co?’, ale ‚jak?’. Zadawanie pytania ‚co?’ zbyt często oznacza, że inni zadecydują o tym, co jest bądź nie jest prawdą. Inni staną się autorytetem poznawczym i autorytetem wyższym niż prawda sama w sobie.
Nawet najbardziej zaufane instytucje popełniły największe błędy. W rzeczywistości, im bardziej ufamy czemuś lub komuś, tym większe są konsekwencje błędu. Przez długi czas ludzkość wierzyła, że Ziemia jest płaska. Nie jest. A wciąż znajdą się osoby, które będą temu zaprzeczać, ponieważ istnieją jakieś poznawcze autorytety, które im mówią, że jest. To właśnie jest pytanie ‚co?’ : „co to jest Ziemia?”. Odpowiedzią może być to, że jest płaska, lub że może być owalna, albo że może mieć kształt walca.
Teraz ktoś powinien zadać pytanie ‚jak?’. Jak mamy się dowiedzieć, czy Ziemia jest płaska, czy też nie? Ktoś może tak powiedzieć, ale ta osoba dysponuje tymi samymi zmysłami, co każda inna istota ludzka, czyż nie? Jemu lub jej mogło być to powiedziane przez kogoś innego, co on lub ona może o tym wiedzieć i jakie uprzedzenia mogły wpłynąć na takie przekonanie? Tu powinna zadziałać edukacja. Nie po to, aby mówić nam, że Ziemia jest lub nie jest płaska, ale po to, jak można stwierdzić, czy Ziemia jest lub nie jest płaska.
Ostatecznie każdy student powinien stać się potencjalnym badaczem. Oto czego potrzebuje społeczeństwo – badaczy. Jeżeli potrzebowałoby ono ludzi, którzy wiele wiedzą, po co byłyby mu biblioteki? Jeśli potrzebowałoby ludzi z dobrymi stopniami, po co żąda pracowników potrafiących przystosowywać się do różnych sytuacji, a nie tylko tych standardowych, przewidywalnych? Obecne edukacyjne paradygmaty oparte są na przewidywalnym, stałym świecie, gdy tymczasem prawdziwy świat jest nieprzewidywalny i dynamiczny.
Co więcej, student nie otrzymuje edukacji, której potrzebuje. Po co mu wiedza na temat, który jest już znany lub wiedza, której uprzednia znajomość jest niepotrzebna? Dlaczego student ma ćwiczyć umiejętności, które już opanował, równocześnie pomijając te, które może udoskonalić? Jednak tak się często dzieje, ponieważ edukacja, która jest dostarczana „na wszystkich poziomach i w obrębie wszystkich dziedzin” jest ujednolicona: jednolite plany, programy, testy.
Świetnym przykładem edukacji, która staje naprzeciw tym problemom jest edukacja nieformalna. Edukacja, która sama siebie napędza i nie jest napędzana z zewnątrz. Właśnie wtedy, gdy jesteśmy dziećmi uczymy się wszystkiego poprzez odkrywanie, za pomocą metody prób i błędów, przez bycie ciekawskimi i pragnienie zobaczenia, co znajduje się wokół nas, przez wzajemne oddziaływanie z naszym środowiskiem. Wszyscy to tracimy, w każdym razie w dużym stopniu, gdy tylko wchodzimy w jakiś rodzaj systemu edukacji, ponieważ mówi się nam, co wiedzieć, w czym powinniśmy być dobrzy. Nieformalna edukacja nie przykłada takiej wagi do tego, czego inni od nas oczekują, ale bardziej do tego, czego oczekujemy sami od siebie.
A czego oczekujemy od edukacji? Czy nie tego, żeby uczyniła z nas lepszych niż byliśmy wtedy, zanim wzięliśmy w niej udział? Oczywiście, wiele z nas staje się lepszymi niż uprzednio, ale czy to nie obejmuje ogólnego budowania doświadczenia, które przychodzi z wiekiem, lub tego, czego nauczyliśmy się poza systemem? Dzisiaj, dzięki wszystkim nowym bodźcom takim jak telewizja, sieci społecznościowe, telefony komórkowe i inne technologie, których używamy do absorbowania informacji, widzę o wiele więcej możliwości poza starymi książkami i zakurzonymi tablicami, aby edukację uczynić interaktywną i odpowiadającą potrzebom.
Konkludując, edukacja powinna emancypować. Powinna sprawiać, że on lub ona staje się tą osobą, którą chce być, a nie tą, którą chce dostarczyć system. Ktoś mógłby polemizować, że przecież społeczeństwo ma konkretne potrzeby, ale nie istnieje praktycznie nic, czego mogłoby się domagać poza ciekawymi i samodzielnymi, poszczególnymi obywatelami, którzy w znacznym stopniu troszczą się sami o siebie i nie polegają na systemie mówiącym im kim lub czym być powinni. Wszyscy jesteśmy istotami ludzkimi, a nie przedłużeniem naszych dyplomów. Wszyscy mamy różne poglądy na to, co chcemy osiągnąć i nie powinno się ich ograniczyć do kategorii. To powinno być ułatwione przez edukację, która nie tylko dostarcza wiedzę i ćwiczy umiejętności, ale także pobudza studentów do tworzenia swojej własnej edukacji.
Tłumaczenie: Izabela Dorota Tomaszewska