Problemy kryzysu ekonomicznego i kłopotów napotykających proces integracji europejskiej dominowały agendę drugiego dnia EFNI w Sopocie. Podczas pierwszego panelu dyskutanci starali się odpowiedzieć na pytanie: czy świat jest skazany na wzrost? Najciekawsza była jego ostatnia faza, gdy pojawiły się sugestie, co zrobić, aby złagodzić skutki kryzysu i z niego wyjść. Uchodzący za człowieka, który jako pierwszy przewidział obecny kryzys na rynkach finansowych, prof. Nouriel Roubini za kluczowe uznał podtrzymanie zdolności gospodarek do tworzenia miejsc pracy (warto przy okazji dodać, że w drugim panelu prof. Jerzy Hausner uznał, że już niedługo młodzi ludzie będą jednak skazani na samodzielne tworzenie własnych miejsc pracy i śmiało można założyć, że nie będą to prace na etacie). Dominic Barton próbował wstrząsnąć europejskimi elitami władzy, gdy bardzo słusznie wezwał przywódców państw, aby stali się liderami z prawdziwego zdarzenia. „Lead!”, zakrzyczał. Chodziło mu o to, aby rządzący nie podążali za gustami i poddawali się opiniom wyborców, które można wyczytać w sondażach, ale potrafili działać wbrew nastrojom, potrafili edukować i skłaniać swoje elektoraty do zmiany poglądów, aby myśleli nie o perspektywie najbliższych wyborów, a o tym, jak zostaną ich rządy ocenione za 50 lat. Przywołał przykład F.D. Roosevelta, którego warunki zewnętrzne zmusiły do prowadzenia polityki całkowicie odmiennej od jego przedwyborczych zapowiedzi i obietnic. Roosevelt odniósł jednak sukces polityczny i – zdaniem większości – także historyczny w warunkach potężnego kryzysu. Wątek ten w drugim panelu kontynuował Hernando de Soto, porównując polityków całkowicie uzależnionych od swoich wyborców i ich opinii do korporacyjnych CEO, ubezwłasnowolnionych interesami akcjonariuszy.
Futurysta i pisarz Peter Schwartz oraz lord Peter Mandelson z brytyjskiej Labour Party podkreślali znaczenie podtrzymania wzrostu gospodarczego, przy czym obaj silnie akcentowali liberalne recepty na rzecz tego. Utrzymanie wolnego handlu oraz wolnego przepływu osób i idei uznali za kluczowe zadanie, pomimo rosnącej chwiejności na rynkach oraz społecznych niepokojów. Z warunkami życia w bardziej niepewnych czasach należy się pogodzić.
Drugi panel dotyczył „kapitalizmu po kryzysie”, a więc podobnej problematyki. Według diagnozy prof. Hausnera obecny kryzys jest kryzysem rozwoju napędzanego dotychczas przed dług oraz kryzysem chwiejącej się pozycji USA w świecie, a dodatkowo kryzysem związanym ze źródłami energii. Podobna diagnoza padła ze strony Hernando de Soto. W pewnym momencie długi narosły do takiego pułapu, że ich globalna wielkość, prawdopodobieństwo spłaty oraz powiązania, które generują one pomiędzy podmiotami, stały się niemożliwe do oszacowania. W efekcie nasza wiedza o rynku finansowym dramatycznie zmalała. Właśnie dlatego stale jesteśmy zaskakiwani złymi nowinami na temat sytuacji finansowej poszczególnych krajów i tylko możemy reagować, zwykle w sposób spóźniony. Konsekwentnie Hausner zasugerował, iż wzrost w przyszłości będzie musiał opierać się na oszczędnościach, a nie długu, co jest o wiele trudniejsze, nie tylko politycznie. Skrytykował poza tym koncepcję „too big to fail”. Albo podmiotom finansowym nie można pozwolić na stawanie się „too big”, albo pogodzić z tym, że „big” czy nie „big”, mogą one „fail”. CEO Pwc w Europie Środkowej, Mike Kubena, podkreślił, że nie uda się uniknąć podwyższenia podatków, jako jednej z metod walki z kryzysem zadłużenia. Równocześnie należy jednak ciąć wydatki. Nawiązał do tego Hausner, mówiąc, że jeśli podwyżka podatków ma podtrzymywać nierozwojowe wydatki w portfelach budżetów, to nie są one do przyjęcia. Tylko równoległe cięcia marnotrawstwa wydatkowego dają legitymizację dla przejściowego podwyższenia danin. Noblista Oliver Williamson zauważył, że słynna Corporate Social Responsibility bywa nader często „kwiatkiem do kożucha” i służy ukrywaniu realnych intencji i unikaniu odpowiedzialności przez biznes.
Na koniec dnia miałem okazję uczestniczyć w kontrapunkcie pomiędzy H. de Soto a Januszem Lewandowskim. Polski komisarz podzielił się swoimi dobrze znanymi i mniej znanymi poglądami. Z kategorii pierwszych: opowiedział się za politycznym pragmatyzmem, a przeciwko projektom programów powszechnej szczęśliwości społecznej. Sprawiedliwość w jego rozumieniu to po prostu równość szans. De Soto odpowiedział, że równość szans oznacza tyle co państwo prawa, które jest w stanie zaoferować wszystkim takie same standardy. Tymczasem nie ma w świecie jednego modelu demokracji i trudno mówić o równości szans, jeśli przeciętny człowiek nie ma w zasadzie możliwości, aby przeforsować swoje idee przeciwko oporowi elit intelektualnych. Nawet jeśli ma za sobą poparcie większości przeciętnych obywateli. Optymista de Soto uznał też, że demokracja leży w naturze człowieka, zaś autorytaryzm jest jej obcy. Przywołał plemiona i małe wspólnoty w swojej peruwiańskiej ojczyźnie, które rządzą się demokratycznie. Demokratyzm wyrasta z lokalnych korzeni, demokracja będzie się rozwijać, jeśli jej mechanizmy na poziomie wspólnot lokalnych zostaną zachowane.
Dość zaskakujące poglądy Lewandowski wyraził w odniesieniu do problemu imigrantów w Europie. Były one bardzo stanowcze, a nawet radykalne. Uznał, że rację mają Merkel czy Cameron, którzy jasno powiedzieli, iż multikulturalizm nie działa. W Europie islamscy imigranci nie chcą się integrować i się nie integrują. De Soto odpowiedział na to radą, aby Europejczycy lepiej przygotowywali swoje reakcje na procesy migracyjne i lepiej poznali swoją konkretną „klientelę imigracyjną”.
Dziś, w dniu trzecim, paneli do wyboru co nie miara. Wartości i interesy – czy można je pogodzić, panel feministyczny i „Świat na rozdrożu”.