W zachodnich demokracjach następuje rewolta przeciw „dyktatowi” elit. Zemsta ludu stała się hasłem nowej światowej rekonkwisty. Tyle że na jej czele stoją przedstawiciele owych elit – bo kimże innym są Trump, Johnson, Le Pen, Wilders czy Kaczyński? Jakość oferty nie ma większego znaczenia, liczy się gest Kozakiewicza pokazany jajogłowym, liberałom, poprawności politycznej, uchodźcom, wymiarowi sprawiedliwości – niepotrzebne skreślić.
Liberalny porządek ujawnia swoją słabość. Bazuje na konsensie, który – jak się okazuje – nie ma wcale charakteru powszechnego. Liberalny system wartości – uniwersalna szansa dla każdego, kto się stara, sprawiedliwość, ochrona słabszych – skutecznie legitymizował obecny porządek. Wielu się przekonało, że to niestety obietnica z ograniczoną odpowiedzialnością. Politycy i finansiści bez mrugnięcia okiem poświęcili lud w imię własnych błędów, w ten sposób „rozliczając się” z kryzysem w latach 2007–2008.
Suweren chce już nie tylko władzy symbolicznej w preambułach konstytucji, lecz także władzy realnej. Najporęczniejszym narzędziem w dyscyplinowaniu globalnej elity, która nigdy nie była zmuszona rozmawiać o imponderabiliach serio, bo „z populistami się nie dyskutuje”, okazuje się nacjonalizm. Populistów można nie wpuścić do mediów, można podpisać potępiający list otwarty, ale nie można ich powstrzymać – nie w erze social mediów – przed tym, by na swój obraz i podobieństwo urobili wszystkich tych, którzy mają dość tej samej gadki o tym, że „się nie da”.
Elity chcą się pochylać nad wykluczonymi, kiedy ci wykluczeni marzą tylko o tym, by zetrzeć ten litościwy uśmiech z twarzy swoich „dobroczyńców”.
Najskuteczniejszym orężem przeciw populistom jest ich niekompetencja. Trump kompromituje się na każdym kroku, PiS kroczy od wpadki do wpadki, głupota bywa bardziej szkodliwa niż złe intencje. Antidotum na merytokrację okazuje się rozbuchana emocjonalnie ignorancja, kiepsko się sprawdzająca w zarządzaniu wielomiarowymi wyzwaniami świata rzeczywistego.
Pytanie, czy stać nas na to, by oddawać władzę populistom, skoro w sprzyjających okolicznościach kończy się tak jak w Rosji Putina czy Turcji Erdoğana?
Jeśli chcemy, żeby liberalna demokracja przetrwała, to musimy uczynić zadość obietnicom przez nią składanym. Odpowiedzią na populistyczną rewoltę nie jest więcej tego samego, ale odnowa, w duchu wartości, które – jak twierdzimy – są dla nas najdroższe.
Zatem: elity wszystkich krajów, demokratyzujcie się!