Wszyscy zastanawiają się co dalej zrobi Putin realizując swą doktrynę obrony praw ludności rosyjskiej. Rosjanie są nie tylko na Krymie, nie tylko we wschodniej i południowej Ukrainie. Duże mniejszości rosyjskie zamieszkują republiki bałtyckie, Mołdawię, Kazachstan, Kirgistan i Uzbekistan, kraje zakaukaskie.
Do zajęcie Krymu nie było nawet żadnego pretekstu. W OBWE istnieje instytucja Wysokiego Komisarza ds. Mniejszości Narodowych. Spływały do niego skargi z Krymu, ale od Tatarów w sprawie przywrócenia im prawa własności do ziemi. Wysoki Komisarz otrzymywał też liczne skargi od Rosjan, ale nie z Krymu ani z innych regionów Ukrainy, ale z Łotwy i Estonii i sam Komisarz i jego eksperci jeździli do tych krajów, aby łagodzić napięcia między większością a mniejszością. Można więc się obawiać, iż przy dowolnej okazji albo i bez niej, wszystkie byłe republiki ZSRR mogą stać się obiektem „bratniej opieki”.
Rosja ma też potężne instrumenty gospodarcze i propagandowe dla destabilizacji w sąsiednich krajach, np. w Ukrainie w celu zatrzymania jej drogi do Unii Europejskiej. Putin widzi bowiem świat jako grę o sumie zerowej. Skoro Unia albo USA gdzieś zyskują to znaczy, że Rosja traci. O tym, że ściślejsza współpraca gospodarcza, tworzenie jednolitego rynku może być dobre dla wszystkich, na Kremlu nie są w stanie zrozumieć, chociaż sam Kreml swego czasu mówił o wspólnej przestrzeni ekonomicznej i czterech wolnościach między UE i Rosją.
Pozostaje więc pytanie, jak powstrzymać Putina przed wcielaniem w życie swej doktryny, która niestety przysparza mu popularności w Rosji. Dotychczasowe sankcje w postaci zakazu wjazdu do Unii i zamrożenia rachunków dla 21 urzędników nie robią na elicie rosyjskiej większego wrażenia. Obowiązuje już ustawa, która ma w pełni rekompensować straty finansowe osobom dotkniętym sankcjami. Trzeba oczywiście sankcjami objąć wszystkich członków Rady Federacji i Dumy, którzy legitymizują neoimperialne kroki Putina, ale może to być za mało. Potrzebne są sankcje gospodarcze, co spotyka się ze szczególnym oporem, bo naraża również Zachód na jakieś koszty. Jednym z tych kosztów jest groźba kontrsankcji w postaci konfiskaty mienia firm zachodnich w Rosji. Byłby to krok samobójczy ponieważ Rosji brak nowoczesnych technologii (poza wojskowymi) i nacjonalizacja zachodnich firm na długo wystraszy od inwestowania w Rosji, a przecież już dziś takie inwestycje obciążone są nadzwyczajnym ryzykiem. Konieczne jest embargo na sprzedaż broni do Rosji, co, jak słusznie domagają się Francuzi, kończący właśnie na zamówienie armii rosyjskiej dwa nowoczesne okręty Mistrale, powinna wprowadzić cała Unia.
Ani sankcje personalne, ani embargo na eksport broni, ani wstrzemięźliwość inwestorów, nie uderzą jednak w główne źródło militarnej potęgi Rosji i bogactwo jej skorumpowanej elity. Źródłem tym są zyski ze sprzedaży gazu i ropy, które stanowią 70% wpływów eksportowych Rosji i dostarczają połowy wpływów budżetowych. Z tych pieniędzy finansuje się i budżet wojskowy, i nacjonalistyczną propagandę, i cyberwojny w Internecie, i piątą kolumnę na Ukrainie i w innych krajach, i wreszcie luksusowe życie szowinistycznej elity.
Jeśli Putin chce zająć miejsce w historii Rosji podobne jak Iwan Groźny, Katarzyna Wielka, czy Lenin, to czego musi dziś dokonać? Jaką cenę przyjdzie Europie zapłacić, jeśli apetyt Putina obróci się w kierunku krajów bałtyckich, Mołdawii, krajów zakaukaskich, Azji Centralnej?
Rada Europejska zleciła Komisji Europejskiej zbadanie możliwości zastosowania sankcji gospodarczych. Jakie sankcje należałoby zastosować, aby były dotkliwe dla Rosji, ale gospodarka europejska mogła je wytrzymać? Przede wszystkim trzeba zahamować główne źródło finansowania aparatu podboju, czyli dochody z ropy i gazu. Europa jest już jednak bardzo zależna od rosyjskich dostaw i boi się całościowego embarga. Dlatego wydaje się środkiem najbardziej praktycznym byłoby wprowadzenie embarga na zakupy ropy i gazu, które narastałoby stopniowo. Wszystkie zakupy paliw z Rosji wymagałyby pozwoleń na konkretne kwoty importowe. Instrument kwot importowych jest doskonale znany w UE, ponieważ od lat jest stosowany w imporcie wielu produktów rolnych z krajów trzecich. W pierwszy roku firmom importującym gaz i ropę wydano by pozwolenia na ilości dotychczas zakupywane. W następnych latach zmniejszano by im kwoty importowe o 5% co roku, tak aby po 10 latach Unia importowała już tylko połowę gazu i ropy z Rosji. Ten tryb jest łatwy do wprowadzenia, umożliwi gospodarkom stopniowe dostosowanie się do nowej sytuacji, szukania nowych źródeł energii, oszczędzania jej, korekty modelu konsumpcji. Oczywiście przedsiębiorstwa importujące mają różne kontrakty, rolą administracji jest wydanie pozwoleń na ograniczoną ilość importu, ale same przedsiębiorstwa mogłyby handlować między sobą kwotami importowymi, co pozwoliłoby im optymalizować dostosowanie się do ograniczeń. Jedne mogą bowiem bez kłopotu ograniczyć zakupy, inne mają zobowiązania długoterminowe i potrzebują więcej czasu. Rosja nie ma istotnych zdolności eksportu ropy i gazu na inne obszary i szybko ich sobie nie zapewni. Trzeba by zdecydowanie zresztą dążyć, aby embargo zastosowali inni importerzy rosyjskich paliw. Jest na to duża szansa.
Czy Europa wytrzyma zmniejszające się kwoty importowe gazu i ropy z Rosji?
Import gazu i ropy z Rosji stanowi około 30% całego importu tych surowców do Unii, czyli około 20% konsumpcji gazu i ropy w Unii i 12% ogólnej konsumpcji energii w UE. Ograniczenie w ciągu 10 lat o 50% importu gazu i ropy z Rosji, oznaczałoby ubytek około 6% całego zużycia energii w Unii Europejskiej, co jest niewygórowaną ceną za zahamowania imperialnego apetytu Rosji i zwiększenia bezpieczeństwa Europy pod każdym względem: energetycznym, militarnym i politycznym. Sam rynek w ciągu 10 lat zastąpi te wymuszone ograniczenia bądź oszczędnościami, bądź energią odnawialną, gazem z łupków, czy importem z innych krajów. Unia Europejska postawiła sobie bardzo ambitne cele klimatyczne. Są one kosztowne dla przemysłu, dla konkurencyjności europejskiej gospodarki. Wycofanie się z energii jądrowej przez niektóre kraje, np. przez Szwecję, czy Niemcy, są również bardzo kosztownymi operacjami. Groźba zmian klimatycznych i ich konsekwencje nie zagrażają w takim stopniu Europejczykom, jak może zagrozić żądza neoimperialnych podbojów władców Kremla. Zmniejszające się kwoty importu surowców energetycznych będą dla Rosji wielokrotnie dotkliwsze niż dla UE. Są najprostszym i zapewne najbardziej efektywnym pokojowym sposobem wymuszenia na Rosji przestrzegania międzynarodowych reguł.
Artykuł ukazał się na stronie internetowej Gazety Wyborczej:
http://wyborcza.biz/biznes/1,101562,15664298,Relacje_UE___Rosja__Embargo_na_raty.html