W obliczu żalu, traumy lub poważnego rozczarowania, psychologowie, blogi samopomocowe i mądrzy przyjaciele zachęcają nas do mierzenia się z sytuacją i do jej akceptacji. Jednak toczy się spór o to, czy próba wygrywania starych bitew nie przynosi więcej szkód niż pożytku. Warto przystosować się do nowej rzeczywistości i „pójść naprzód”; nie warto zastanawiać się nad przeszłością, analizować błędów i rozważać „co by było, gdyby?”.
Od Redakcji: Csaba Tóth przyjedzie do Łodzi 30 maja 2018 r. (środa), gdzie weźmie udział w dyskusji z cyklu Ralph Dahrendorf Roundtable „POLExist: Ensuring Poland’s Position in the EU”. Zapraszamy o 16:00 do Sali Rady Wydziału na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politologicznych Uniwersytetu Łódzkiego (ul. Składowa 43).
Czy powinno to również dotyczyć polityki? Czy wobec nieliberalnych reżimów, kolejnych sukcesów populistów i pozornie niemożliwego do powstrzymania odwrotu liberalnej demokracji powinniśmy po prostu pogodzić się z sytuacją i przystosować do nowej rzeczywistości?
Moim zdaniem jest to strategia, którą obrało wielu ludzi na Węgrzech – a która, zamiast pomóc krajowi, pogorszyła sytuację. Polska opozycja – zarówno partie, jak i ich zwolennicy – mogłaby się nauczyć wiele z tego, jak Węgry przeszły od zaprzeczenia i gniewu do akceptacji reżimu nieliberalnego.
Po zdobyciu władzy i większości dwóch trzecich głosów w 2010 roku, węgierski premier Viktor Orbán i jego partia Fidesz zaczęli systematycznie demontować węgierską liberalną demokrację. Powiodło im się to na tyle, że Fidesz zdołał zdobyć 2/3 głosów po raz trzeci z rzędu w kwietniu. Analitycy różnie definiują ten nowy reżim: czy jest to nadal demokracja – choć skażona – czy też jest to „hybrydowy reżim” – a może nawet autokracja? Bez względu na nazwę, jasne jest, że liberałowie i demokraci muszą zareagować na to zjawisko. Właśnie w kontekście tych reakcji istotne są teorie żałoby.
Pierwszą reakcją węgierskich liberałów na sukces Fideszu było często zaprzeczanie. Po lepszych niż oczekiwane wynikach rządu w kwietniu 2018 r. partie opozycyjne i zwykli wyborcy zaczęli poruszać kwestię oszustw wyborczych. Rzeczywiście, w wielu, szczególnie wiejskich regionach, często dochodziło do nieprawidłowości: niektóre głosy oddane na partie opozycyjne po prostu zniknęły. W niektórych urnach nie znaleziono żadnych głosów oddanych na nie. Zaprzeczanie faktowi, że Fidesz rzeczywiście wygrał wybory, stało się dzięki temu łatwiejsze.
Wyparcie zostało dodatkowo wzmocnione w mediach społecznościowych, gdzie wielu wyborców wyrażało zdanie: „Niemożliwe, że tak wiele osób głosowało na Fidesz – nikt z naszych przyjaciół nie lubi rządu!”. Ze względu na bańkę medialną i efekty mediów społecznościowych, wyborcy opozycji często po prostu nie spotykają się ze zwolennikami Fideszu.
Oczywiście po kilku tygodniach faza wyparcia zaczęła zanikać. Modele statystyczne wykazały, że o ile istniały nieprawidłowości, to były one raczej niewinnymi pomyłkami lub wyrazem nadgorliwości marginalnych pracowników samorządu lokalnego i nie miały charakteru systemowego oszustwa. W rzeczywistości te nieprawidłowości pojawiły się w mniejszej liczbie przypadków niż podczas poprzednich wyborów; po prostu kontrola była większa.
Zaprzeczenie przeistoczyło się w gniew. Zwolennicy opozycji na Węgrzech są bardzo źli na elitę polityczną w ogóle, ale w szczególności na partie opozycyjne. Na wiecach odbywających się po wyborach usłyszały one wiele słów ostrej krytyki wyrażonej przez antyrządowych wyborców. Obiektami gniewu jest nie tylko opozycja, lecz także media, eksperci i wyborcy Fidesz.
W międzyczasie organizacje opozycyjne zajęły się swoistym “targowaniem się” polegającym na racjonalizacji i pomniejszaniu własnej porażki. „Gdyby tylko” był większy dostęp do mediów; „Gdyby tylko” partie opozycyjne współpracowały lepiej; „Gdyby tylko” niektóre decyzje strategiczne lub taktyczne poszły w inną stronę, wynik byłby inny.
Tego rodzaju rachunki rzadko trwają długo; w końcu, po trzecim z rzędu zwycięstwie Fideszu, niuanse klęski naprawdę nie są ekscytujące. W ten sposób dochodzimy do etapu czwartego: depresji. Na Węgrzech często towarzyszy temu obwinianie ludzi. „Węgry sobie na to zasłużyły”, brzmią oświadczenia; „Rząd jest taki, jak obywatele”. Obwiniając wyborców, liderzy opinii opozycyjnej podsycają własną depresję, ale stają się jeszcze mniej popularni wśród opinii publicznej.
W połowie 2018 r. węgierskie siły opozycyjne – i wielu wyborców – zdają się wchodzić w fazę 5: akceptację. To pogląd, że „mogło być gorzej”; idea, że najlepiej jest zawrzeć pokój z reżimem nieliberalnym. Premier mówi teraz o planach rządzenia do 2030 roku i wielu jego byłych przeciwników się z tym zgadza. Zdają sobie sprawę, że łatwiej jest kontynuować karierę, akceptując reżim; współpraca jest bardziej korzystna na krótką metę niż bycie w opozycji.
Choć przy osobistej stracie osiągnięcie etapu akceptacji może być korzystne, w polityce demokratycznej jest bardzo niebezpieczne. Nawet jeśli siły nieliberalne zdają się rosnąć, nie ma w tym nic nieuniknionego – chyba, że sami to uczynimy nieuniknionym. Demokracja na szczęście nie może umrzeć jako koncepcja – ale może zaniknąć, jeśli sami uwierzymy w to, że jest martwa. Akceptacja reżimu Fideszu i jego racjonalizacja, mówienie, że „nie jest taki zły”, to w rzeczywistości gra na rzecz Orbána.
Nie trzeba bliskiej znajomości polskiej sceny politycznej, aby zdawać sobie sprawę z tego, że fazy te są również widoczne w Polsce. Jednak Polska, gdzie rządy PiS są nowsze i mniej ugruntowane niż rząd Orbána na Węgrzech, znajduje się na mniej „zaawansowanym” etapie akceptacji nieliberalizmu. Opierając się na węgierskim przykładzie, mam jedną sugestię dla moich polskich przyjaciół: nie przechodźcie przez kolejne etapy żałoby. Zaprzeczenie nigdy nie jest korzystne, ale gniew w polityce wobec reżimu nieliberalnego może być bardziej przydatny niż akceptacja. Nieliberalizm, wycofanie się z demokracji nie jest czymś, co należy zaakceptować – bez względu na to, w co autokraci chcą, abyśmy uwierzyli. W rzeczywistości akceptacja nieuchronności samego procesu to młyn na wodę przeciwników demokratów. Natomiast złość, która trwa, może być bardzo pomocna w walce z nieliberałami.
Źródło zdjęcia: Flickr European People’s Party, (CC BY 2.0)