Beata Krawiec: Co zmieniło się w przemyśle tekstylnym od 2013 roku, kiedy opublikowana została pani pierwsza książka Etyka w modzie, czyli CSR w przemyśle odzieżowym?
Magdalena Płonka: Na pewno dostrzegam o wiele większe wsparcie opinii publicznej dla bardziej zrównoważonej konsumpcji i mody, dla etyki w modzie, dla ochrony praw ludzi, zwierząt i środowiska. Jedenaście lat temu społeczeństwo nie było gotowe do przyjmowania narracji o konsumpcji ani faktu, że konsument jest odpowiedzialny za swoje wybory. Kiedy rozmawiało się ze studentami, to dla wielu osób sprawa ochrony środowiska, praw zwierząt czy nawet ochrony ludzi była kwestią prywatnych przekonań. Nie uznawano tego za szczególną potrzebę społeczną czy wartość, która jest globalnie ważna. To się bardzo zmieniło.
Dziś każdy wie, że wręcz wypada być zainteresowanym tą tematyką i być empatycznym. To jest dobre, nawet jeśli ktoś robi to dlatego, że stało się to modne. Motywacja nie jest istotna. Ważny jest efekt i to, że umacniamy stosunek do branży odzieżowej, zmieniamy świadomość konsumentów, edukujemy ich i jednocześnie uzdrawiamy samą branżę. To największa zmiana. Zwiększyła się oczywiście skala każdego z opisywanych przeze mnie problemów, natomiast ludzi jest coraz więcej, coraz więcej też konsumujemy, w związku z czym każda z liczb, jaką podawałam w książce idzie w górę. Dzieje się tak dlatego, że powiększa się grupa aktywnych konsumentów, głównie tych, którzy przybywają z Azji i innych rynków wschodzących. O ile zachodni konsument, z bezpiecznej i ciepłej Europy zaczyna konsumować mniej, zaczyna myśleć o swoich zakupach jako o pewnym referendum „za przyrodą” bądź „przeciw przyrodzie”, to konsument azjatycki jest na fali wzrostowej, chce nacieszyć się tym, że może konsumować bez ograniczeń. I tu, niestety, następuje eskalacja problemu.
Również to zauważyłam. W krajach azjatyckich, w Chinach, czy w Rosji, prawa zwierząt nie istnieją, nie są respektowane, jest to kompletnie inna kultura jeśli chodzi o zwierzęta domowe, niż w Europie Zachodniej czy Stanach Zjednoczonych, począwszy od jedzenia psów, a skończywszy na futrach z szynszyli. Sami usuwamy z zasięgu naszego wzorku fermy norek i wydaje nam się, że problem zniknął. Tymczasem one przenoszą się do Chin czy do Afryki. Problem zatem istnieje, hodowla trwa i kolejne osoby chcą kupować futra czy buty z aligatora. Co powinniśmy robić? Czy kontynuować ten trend minimalizmu w konsumpcji i ekologii?
Nie przeskoczymy ekonomii i tego głodu konsumpcyjnego w krajach wzrastających. To jest kwestia różnic kulturowych, o których bardzo często się pisze w dokumentach naukowych związanych z CSR-em. To przyzwyczajenia, które niełatwo zmienić, tak jak w przypadku noszenia futer, jedzenia psów czy kotów. Jedyne, co będzie w stanie zmienić ich nawyki konsumenckie to zmiany legislacyjne, hierarchicznie idące z góry, od rządów. A rządy w niektórych krajach azjatyckich nie są humanistyczne; to nie są kraje o rozwiniętych demokracjach, dlatego nie są zainteresowane walką o lepszy świat.
Uważam, że skuteczną presję może wywierać blokada importu tych dóbr, które nie są etycznie wyprodukowane; takie pokazanie, że jeśli producenci nie zmienią swojego podejścia, to zawieszamy współpracę handlową. Społeczeństwa azjatyckie są bardziej aspiracyjne, ich obywatele są zapatrzeni w Zachód, imponuje im zachodni styl życia. Z drugiej strony szczególne znaczenie ma w Azji honor. Dlatego granie na honorze może być kluczowe dla zmiany ich zachowań konsumenckich. To nie są metody naukowe, ale mogą okazać się skuteczne. Jednocześnie musimy znaleźć rozwiązania systemowe i ponadnarodowe, wydaje mi się zatem, że ograniczanie przyjmowania na nasz rynek produktów z tamtego regionu, które są wyprodukowane nieetycznie, mogłoby mieć istotny wpływ na ich gospodarki, szczególnie, że w gospodarkach krajów azjatyckich argument ekonomiczny jest bardzo silny i przemawia do biznesu, który nierzadko jest mocno powiązany z lokalną władzą.
Zostańmy na chwilę w Azji. W jaki sposób bogacące się chińskie społeczeństwo wpływa na czarny rynek produktów odzwierzęcych? Chodzi mi głównie o produkty pozyskiwane ze zwierząt chronionych z Azji czy Afryki. Geopolitycznie, my Europejczycy, wspomogliśmy Azję, dzięki outsourcingowi usług, czy produkcji tekstyliów etc. Czy zawstydzać ich za używanie środków na potencję produkowanych z tygrysa czy nosorożca, czy dalej uderzać w struny honorowe, czy po prostu używać argumentów gospodarczych? Nawet jeśli na poziomie unijnym zostanie wypracowana dyrektywa, to za jej implementację będą odpowiedzialne poszczególne państwa członkowskie, a każde z nich jest inne kulturowo, w każdym jest inne postrzeganie problemu korupcji. Inaczej się na to patrzy z perspektywy Sztokholmu, a inaczej z perspektywy Sofii.
Od dawna wiemy, że w solidarności i solidności Unii leży cała nadzieja. To dotyczy wszystkiego czy to polityki migracyjnej, czy stosunku do Rosji; na każdym poziomie ta solidarność jest budująca, a jej brak jest destruktywny. Również zależy to od rządów poszczególnych państw. Jeśli mamy rządy demokratyczne i lepiej zorganizowane państwo to wiemy, że czarny rynek nie będzie tam istnieć. Walka z korupcją czy przemytem to proces tak skomplikowany, wielopłaszczyznowy, że nie znajdziemy jednego remedium. Z jednej strony bardzo istotną kwestią jest edukacja, z drugiej strony Greenpeace już kilka lat temu stwierdził, że jest na nią za późno, że już nie zdążymy wyedukować ludzi, bo nie ma czasu, by na rynek pracy weszło kolejne pokolenie, które wejdzie do struktur rządowych czy będzie innym rodzajem konsumenta, który dokona bardziej etycznych czy zrównoważonych wyborów.
W obecnej sytuacji jedynie narzucone z góry zmiany są w stanie zatrzymać degradację środowiska naturalnego. Wszystko zależy od polityków, od tego, na kogo zagłosujemy. Proszę zauważyć, Joe Biden po wyborze na prezydenta USA, tuż po zaprzysiężeniu i uzyskaniu stosownych uprawnień, podpisał decyzję o przystąpienia do Porozumienia Paryskiego, a także mnóstwo innych ustaw pro-środowiskowych. Ten mądry człowiek doskonale zdaje sobie sprawę, jak ważne są to kwestie. Od tego, na kogo głosujemy, zależy jak będzie wyglądał nasz świat. Jeśli na czele największych mocarstw – jak Rosja, Chiny czy kraje arabskie – mamy przywódców kompletnie nieświadomych ekologicznie, niewrażliwych na problematykę globalnych zmian klimatycznych, to niestety widzę nadchodzącą katastrofę.
Wróćmy do kwestii konsumenckich. W książce porusza pani kwestię certyfikatów odzieżowych bio i eko. Jakich certyfikatów powinniśmy szukać, kiedy w pandemii większość zakupów robimy w sklepach internetowych. Jestem również ciekawa czy organizacje nadające certyfikaty współpracują ze sobą, czy są one honorowane na całym świecie, czy istnieją specjalne, które są honorowane tylko w Azji. Jak to wygląda i od czego się to zaczęło?
Certyfikaty, które są honorowane na całym świecie, to certyfikaty pochodzące z kultur zachodnich, z USA i Unii Europejskiej. Na przykład takie jak GOTS – Global Organic Textile Standard. Tylko i wyłącznie, to są najlepsze certyfikaty na świecie, ogólnie uznawane i z nich korzystają największe marki odzieżowe. Są powszechnie rozpoznawalne i nawet producenci odzieży ekologicznej stosują te europejskie certyfikaty. Co do organizacji, to oczywiście zdarza się, że ze sobą współpracują, ale zasadniczo każda stara się działać autonomicznie i dbać o prestiż swojego certyfikatu; to też są instytucje, które w jakimś sensie ze sobą współzawodniczą. Na pewno certyfikaty, które przywołałam w książce, są bardzo wiarygodne, są ogólnie uznawane, stoją za nimi duże NGO-sy bądź organizacje od dekad budujące swój wizerunek. Uzyskanie takiego certyfikatu jest bardzo żmudne, trudne i kosztowne, a kary za złamanie wymogów certyfikacyjnych są jeszcze większe. To jednak stanowi gwarancję ich absolutnej wiarygodności.
Czy w takim razie organizacje, które wydają certyfikaty prowadzą wiarygodne badania, które pokazywałyby nowym członkom, że uzyskanie takiego certyfikatu wpływa pozytywnie na wzrost sprzedaży?
Nie prowadzą takich badań, mogą to być jedynie ich spostrzeżenia na zasadzie convenience sample z otoczenia. Mogą dzielić się doświadczeniami swoich klientów i uzyskanymi od nich informacjami, ale nie spotkałam się z takimi badaniami. To bardzo trudne do zmierzenia, dlatego że certyfikaty są związane z pewną etyczną postawą konsumentów i etyczną postawą firm. Nikt nie potrafi zbadać jak etyka i etyczne zasady wprowadzone przez niektóre firmy w zasadach np. CSR-u, przekładają się na przychody tych firm. To, że przekładają się na reputację, to pewne. Są badania, które to pokazują, natomiast pozytywnego wpływu etyki na przychód firmy nie jesteśmy w stanie zmierzyć. Myślę, że między innymi z tego powodu duża cześć odpowiedzi związanych z etyką wśród konsumentów jest na poziomie deklaratywnym. Bardzo często pozostaje ona na poziomie ideologicznym, ale nie przekłada się na realne działania konsumenckie. W tym tkwi problem. W ankiecie nikt się wprost nie przyzna, że nie obchodzi go los lisa w klatce w Azji, ani to, co się dzieje ze szwaczkami w Bangladeszu. Nie, każdy to postawi na pierwszym miejscu. Kiedy pisałam doktorat, wszyscy na poziomie deklaratywnym oceniali, że w ich hierarchii wartości prawa ludzi są na pierwszym miejscu, a w praktyce okazywało się, że prawa zwierząt są jednak dla nich ważniejsze. Sprawdzano to badając emocje konsumentów. Tego respondenci już nie potrafili ukryć. Wychodzi na to, że konsument globalny jest trochę infantylny prawda?
To prawda. Wychodzi na to, że jest taki „nieludzki”, nie potrafi dostrzec człowieka w szwaczce, a potrafi uczłowieczyć zwierzę.
Dokładnie. Wychodzi na to, że konsumenci kierują się emocjami. To nie są racjonalne wybory, to nie są przemyślane decyzje, ale emocje czy impulsy. Łatwiej nam się identyfikować z psem czy kotem, bo większość ludzi ma psy i koty w domach, mamy z nimi kontakt, a szwaczki z Bangladeszu większość osób nie zna. To jest abstrakcja.
Zapytam o bawełnę organiczną, o której pisała pani w artykule Moda po kryzysie dla „Dzikiego życia” z 2020 roku. Jako liberałka patrzę na pewne kwestie dość sceptycznie. Otóż namawia pani do noszenia tej samej rzeczy, uniformu przez kilka dni. To jest pewien pomysł, ale nie wydaje mi się on możliwy do zrealizowania, ponieważ ludzie zawsze będą chcieli się wyróżnić, nosić coś innego, co by pokazywało ich własny styl. Ten „mój styl” często demonstruje nasze poglądy – czy to był styl punków z lat 70. i 80., czy styl czytelników Naomi Klein z lat dwutysięcznych. To po prostu nas określa. Określa też ludzi, którzy noszą buty ze skóry aligatora czy futra z lisa. A jak sprawić by więcej ludzi kupowało produkty z ekologicznymi certyfikatami? Czy to jest kontynuacja budowania trendu i edukacji w tym kierunku?
Najpierw się odniosę do artykułu w „Dzikim życiu”. Oczywiście Huxley i inspiracja nim to moja prowokacja. Chodziło mi o to, żeby sprowokować do myślenia nad innymi zachowaniami konsumpcyjnymi, szukaniem nowych zwyczajów w modzie. To jest kwestia edukacji konsumentów, jeżeli chodzi o skład ubrań, może o inne kulturowe ramy np. większe społeczne przyzwolenie na tzw. swap czyli wymianę używanych ubrań pomiędzy sąsiadami czy przyjaciółmi. Ważne aby to przestało być jakimś tabu czy wstydem, czymś co jest zarezerwowane dla biednych. To była prowokacja, by znaleźć nowe ramy dla mody, bo w tym kształcie, w którym ona obecnie jest, promuje intensywną konsumpcję. To jest wielki problem dla środowiska naturalnego.
Co do pytania o więcej ekologicznych zakupów, to jest jedna odpowiedź – edukacja i informacja. Znaczna część konsumentów nie interesuje się rozwiązaniami ekologicznymi czy etycznymi w modzie po pierwsze, bo nie posiadają kompetencji, aby zrozumieć, że trzeba się tym interesować czy w tym kierunku się kształcić. Po drugie konsumenci są zajęci swoimi, często ważniejszymi z ich punktu widzenia, sprawami życiowymi i nie można oczekiwać aby każdy konsument na świecie miał taką samą wiedzę jak wykładowcy akademiccy czy dziennikarze, którzy badają dane zagadnienie. Tak to nie funkcjonuje. Mit etycznego konsumenta został dawno obalony. Etyczny konsument nie istnieje ze względu na różnice kulturowe, systemowe, polityczne i różnice w edukacji na całym świecie. Nie wyedukujemy wszystkich konsumentów na tym samym poziomie, ale też nie można się spodziewać, że będą oni posiadali środki, aby przejść na tą ekologiczną i bardziej zrównoważoną modę. Ale pewne rzeczy powoli się zmieniają. Firmy zorientowały się, że aby móc sprzedać ekologiczną modę, musi być ona na podobnym poziomie cenowym, co moda konwencjonalna. Zatem argument ceny odpada. Kiedy konsument mówi, że go nie stać, to wiem, że nie ma racji. W tej chwili t-shirt z bawełny organicznej jest w tej samej cenie, co ten z bawełny konwencjonalnej. Tutaj potrzebna jest świadomość, która jest związana z edukacją. Myślenie o tym samym poziomie wykształcenia konsumentów jest myśleniem utopijnym. I znów wracamy do tego, jak ważnym elementem są regulacje systemowe. Koło się zamyka, bo żeby zmiany systemowe zostały wprowadzone, musimy mieć świadomych, mądrych polityków. To od ich edukacji zależy, czy będą chcieli takie zmiany wprowadzać.
Niewątpliwie światłem w tunelu jest fakt, że management koncernów odzieżowych i dużych firm bardzo dojrzał. Każda duża czy prestiżowa firma, która chce być uważana za firmę nowoczesną, taką, która mądrze patrzy w przyszłość, inwestuje w strategie zrównoważonego rozwoju i edukację środowiska mody. Oni na swoich barkach pociągną te zmiany. Będą one polegały na tym, że zwiększy się udział odzieży ekologicznej w każdej kolekcji z sezonu na sezon. Pojawi się też więcej komunikatów ten temat, zarówno na stronie firmy, w jej mediach społecznościowych czy na metkach poszczególnych ubrań. W ten sposób będą edukować konsumentów. Czyli to firmy odzieżowe wykonają pracę, której nie wykonują rządy, nie podejmują się szkoły. Już widać, że firmy, które dobrze zainwestowały w CSR wyszły z kryzysu pandemicznego obronną ręką i są teraz silniejsze. Wszyscy przekonali się do CSR-u i zdali sobie sprawę, jak ważne jest dbanie o opinię i reputację, jak ważny jest związek emocjonalny klienta z firmą, wyrażany poprzez wspólne wartości etyczne i ekologiczne, jakie podzielają.
Zakończyłabym temat futer. W książce pisała pani o miejscach, gdzie futra tradycyjnie były noszone w przeszłości, a dziś, dzięki technologii, Innuici mogą nosić polar, goretex itp. Przyznam, że nadal mam pewien problem ze sztucznym futrem. Bo jeśli planujemy konsumować mniej plastiku, to co myśleć o tym sztucznym futrze, które jest przez domy mody promowane jako element stylu? Jak skłonić producentów do inwestycji w badania nad poprawą użycia starszych kolekcji, używanych ubrań w produkcji nowych sztuk odzieży?
Wszyscy nosimy plastik. Nie da się tego uniknąć. W tym dyskursie o futrach odzywają się głosy związane z walką z plastikiem, ludzie chcą zmian ekologicznych od razu, nie wiedząc, że potrzeba na to czasu i doświadczenia. Nie od razu kupujemy szampon w kostce, jogurt w słoiku czy rezygnujemy z użycia samochodu. To jest kwestia próby zneutralizowania siły wycofywania futer naturalnych ze sprzedaży, jest to próba odnoszenia się do jednego z argumentów przeciwko futrom naturalnym. Instytut w Michigan czy Instytut Forda opracowały badania, które mierzyły live cycle assessment, czyli całościowy impakt środowiskowy produktu. Biodegradacja i to, że coś jest plastikowe, to tylko jeden z elementów mierzenia tego wpływu, poza tym mierzy się również zużycie wody, ziemi, produkcję CO2 etc. Futro naturalne, w porównaniu ze sztucznym, jest dużo bardziej obciążające, nie mówię tu o dwukrotności, tylko o od 20- do 60-krotności. To jest miażdżący wynik na korzyść futer sztucznych. Nie ma tu pola do dyskusji, czy coś jest gorsze czy lepsze.
Wiele sztucznych futer produkuje się z tzw. bioplastiku, czyli z celulozy, która łatwo się kompostuje. Produkcja bioplastiku nie jest ropopochodna, tylko roślinna. Część firm przetwarza również plastikowe butelki i nakrętki na sztuczne futra. Większość moich profesorów i autorytetów naukowych, z którymi miałam okazję rozmawiać na konferencjach czy u mnie na uczelni, mówi, że wierzy w poliester. Dlaczego? Dlatego, że poliester jest przyszłością dla gospodarki cyrkularnej, a gospodarka cyrkularna to jest wszystko, co jest w tej chwili w modzie.
Większość naukowców jest zgodna, że zadziałają nie techniki edukacyjne, nie strategie na uświadamianie i naprowadzanie na bardziej odpowiedzialne i etyczne wybory konsumenckie, tylko takie zaprojektowanie łańcucha produkcji, żeby zużyty surowiec nie lądował na wysypisku śmieci po zakończeniu cyklu użytkowania, tylko był przetwarzany. Gospodarka cyrkularna jest przyszłością dla Ziemi, bo oznacza oszczędzenie surowców naturalnych i zaprzestanie katastrofalnej degradacji środowiska. Pod tym względem poliester i plastik są bardzo dobrymi sprzymierzeńcami. Jest też związana z nowymi miejscami pracy, z lokalną produkcją, z oczyszczaniem środowiska z odpadów i przetwarzaniem na nowe produkty i ważne jest to, że ta produkcja już nie emituje śmieci. Nie byłabym taka krytyczna wobec plastiku, bo na razie surowce naturalne jest nam trudno przetwarzać w ramach gospodarki cyrkularnej, jest to proces dłuższy i bardziej pracochłonny. Poliester można przetworzyć kilka razy, bawełnę tylko 2 do 3 razy, bo później włókna ulegają zniszczeniu. W międzynarodowej grupie naukowców, w której współpracuję, dużo uwagi poświęcamy gospodarce cyrkularnej, a najlepszym centrum badającym wsparcie dla rozwiązań systemowych, gospodarki cyrkularnej i wdrożenia jej do biznesu jest Aalto University z Helsinek. Mają świetne publikacje, znakomitą książkę wydaną przez prof. Kirsi Ninimäki. Przedsiębiorstwa odzieżowe są na to skazane, zasoby naturalne są skończone.
Dobrze, że wciąż wracamy do edukacji konsumenckiej. W Polsce dopiero od kilku lat mamy obowiązek selektywnej zbiórki odpadów. Kiedy wyjeżdżałam z kraju nie organizowały tego ani spółdzielnie, ani samorządy, nie było stosownych wymogów. Ale dzięki implementacji dyrektywy śmieciowej udało się to powoli wdrożyć. Z tego, co pani mówi, wynika, że im wcześniej plastik będzie odzyskany, tym jest lepszej jakości i nie podlega dalszej degradacji.
Na razie ta selekcja śmieci jest prowadzona w celach czysto edukacyjnych, wrzucane są zanieczyszczone plastikowe opakowania. Jedna niezakręcona butelka po soku potrafi zanieczyścić cały kontener i on się już do niczego nie nadaje. To jest bardzo trudy proces. Konsumentów nie nauczymy jak rozpoznawać poszczególne typy plastiku, one powinny być specyficznie oznaczone, by różne rodzaje tworzyw sztucznych zbierać do odpowiednich kontenerów. Ile wysiłku ze strony konsumenta, ile trzeba edukacji i motywacji, żeby on przygotował własne śmieci. Na razie to, że polscy konsumenci wyrzucają osobno papier i plastik, to kwestia przyzwyczajenia ich do kolejnych kroków i wdrożenia większych restrykcji. Natomiast w przypadku systemowych zmian na poziomie firm, ważne jest, by odbierały one wyprodukowane przez siebie rzeczy, odkupywały je po zużyciu przez konsumentów i przetwarzały na nową odzież. Wtedy mamy nad tym kontrolę.
Pewne firmy wprowadziły już to rozwiązanie. W H&M można oddać zużytą odzież i dostaje się specjalne bony. Pytanie czy dzięki temu, że zwiększy się udział recyklingowanych ubrań, zmniejszy się tzw. kultura sweatshopu, o której pisze pani w książce? Czy w Azji zmniejszy się produkcja i czy zmniejszy się zapotrzebowanie na szwaczki w Bangladeszu?
Ubrania nadal będą szyte w Bangladeszu, również te z przetworzonych tkanin. Ale widzę też inny trend, mianowicie automatyzację czy robotyzację produkcji odzieży. Już teraz używa się włoskich czy chińskich maszyn, które są w stanie uszyć koszulę od początku do końca; te koszule są przepięknie odszyte, a człowieka tam w ogóle nie potrzeba. Już wiele lat temu opracowano szycie z taśmy rzeczy z dzianiny, które są szyte automatycznie, wrzuca się belkę dzianiny i wychodzą proste swetry, tuniki, spódnice.
Czy w takim razie, z etycznego punktu widzenia, powinniśmy czuć zobowiązani w stosunku do tych szwaczek, dlatego, że stworzyliśmy im monokultury przemysłu odzieżowego i w pewnym momencie, z powodu robotyzacji, one przestaną być potrzebne? Czy powinniśmy czuć odpowiedzialność, że dzięki naszym potrzebom konsumpcyjnym ich państwa zdecydowały, że będą kierowały najwięcej uwagi i funduszy w rozwój tej branży?
Każdy jest odpowiedzialny za siebie, za swoje państwo i za swój region. Jestem zwolenniczką lokalnej produkcji, w związku z czym uważam, że te firmy powinny rozwijać produkcję na rynki lokalne, mogą się też oczywiście przebranżowić. Owszem, dużo pieniędzy zostało zainwestowanych w szwalnie w Azji. Myślę, że zamówień dla nich nie zabraknie, bo zawsze znajdzie się jakaś duża globalna marka, która będzie stamtąd importować. W Europie nie ma miejsca na takie zakłady, nie ma też tak taniej siły roboczej. Te same państwa powinny pomyśleć o dywersyfikacji portfela inwestycyjnego, bo niebezpiecznym jest inwestowanie tylko w jedną branżę. Konieczne jest zróżnicowanie sektorów gospodarki.
Zdecydowałam się poruszyć problem etyki w modzie i naszej konsumpcji, ponieważ w Polsce temat ten jest zwykle prezentowany w mediach jako skrajny i nieinteresujący. Uważam, że jest to sprawa wszystkich obywateli, każdy powinien być zainteresowany tym czy w jego kraju „żyją” lisy, które są mordowane dla futer. W Belgii, gdzie mieszkam, nie ma już tej dyskusji, hodowla na futra jest zakazana od roku 2000, ale ciekawe jest dla mnie, dlaczego fermy lisów nadal funkcjonują w Danii? W mitycznych krajach szczęśliwości i państwach opiekuńczych takich, jak Kanada, Finlandia i Dania? Czy tam też argumentuje się to koniecznością zachowania i tworzenia miejsc pracy i tradycją?
Nie można etyce przeciwstawiać ekonomii, bo etyka jest niepoliczalna, porównywanie w dyskusji tych dwóch wartości jest absurdalne. Etyka nie jest mierzona dolarem. Choć etyka nie jest strefą wydatków, to jest coś lepszego, zatem bardziej kosztownego i wymaga pewnego wysiłku, moralnego czy organizacyjnego. Jeżeli w historii istniały ruchy, które zmieniały nasze zwyczaje i naszą kulturę, to one zawsze zderzały się z argumentami natury ekonomicznej, albo kulturowej. Tak było w przypadku niewolnictwa. I jest tak nadal. Pytanie czy w związku z tym chcemy się cofać do przeszłości, czy raczej patrzeć w przyszłość i się rozwijać? Trzeba zerwać z pewnymi tradycjami, żeby móc się dalej rozwijać. U współczesnego homo sapiens, w naszych rozwiniętych kulturach, w których jest taki dostęp do informacji czy rozwinięta empatia, u kulturalnego człowieka nie ma miejsca na tak brutalną modę jak moda odzwierzęca. Nieważne czy są to skóry z aligatorów, czy futra. Mamy już opracowane technologie zamienników skór naturalnych z grzybów czy z odpadków z jabłek, nie ma już tego argumentu ergonomicznego, estetycznego, ani nawet cenowego. Wszystko jest osiągalne, wystarczy wygooglować, sprawdzić, zamówić. Każdy konsument znajdzie coś dla siebie, jeśli tylko będzie chciał poszukać. W przypadku etyki argumenty odnoszące się do przeszłości – w stylu: „Bo coś tak było” – czy argumenty ekonomiczne to jest czysty cynizm. Ja chcę być lepszym człowiekiem, dlatego włożę mój wysiłek organizacyjny i finansowy w etyczny wybór. Wszystko, co jest lepsze, związane jest z wysiłkiem, tak samo jest w przypadku mody.
Dr Magdalena Płonka, urodzona i mieszkająca w Polsce, ekspertka w dziedzinie edukacji oraz projektowania mody, wykładowczyni oraz przedsiębiorca. Aktywny społecznik w zakresie ochrony środowiska oraz praw zwierząt.
Autorka pierwszej książki w Polsce o odpowiedzialnej modzie: Etyka w Modzie- CSR W Przemyśle Odzieżowym.
Jedyna doktorantka z CSR w modzie w kraju – teza obroniona na IADE Creative University w Lizbonie pod przewodnictwem Prof. Sandy Black; projektantka ubioru (tytuł magistra uzyskany na Akademii Sztuk Pięknych), a także Biegły Sądowy w zakresie kostiumografii oraz projektowania w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Członkini grupy doradczej ds. dyrektyw dla odpowiedzialnego biznesu przy Ministerstwie Infrastruktury oraz Rozwoju w latach 2013- 2017.
Panelistka takich wydarzeń jak debata oxfordzka Fundacji Nienieodpowiedzialni w Muzeum Polin, VOGUE Business Fashion Environment Summit, Ghent Global Fashion Conference, czy Portugal Home Week. Stypendystka Lions Clubs International, zdobywczyni laurów dla projektantów, w tym w konkursach Złota Nitka, Srebrna Pętelka.
Zaliczona do 100 najbardziej wpływowych kobiet przez magazyn Pani, publicystka oraz visiting professor na uczelniach zagranicznych oraz krajowych, w tym w warszawskiej MSKPU, której jest założycielką.
W obecnej chwili zajmuje się przygotowaniem kolejnej książki w oparciu o badania prowadzone w międzynarodowej grupie badawczej dedykowanej innowacyjnym rozwiązaniom na rzecz odpowiedzialnej mody w UE.
Dr Płonka biegle włada j. angielskim, j. hiszpańskim oraz komunikuje się w j. niemieckim a także podstawowym hebrajskim.
Więcej na stronie: www.ethicsinfashion.com
Fundacja Liberté! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi w dniach 10 – 12.09.2021.
Dowiedz się więcej na stronie: https://igrzyskawolnosci.pl/
Partnerami strategicznymi wydarzenia są: Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń.