Widzieliśmy płomienie. Był kwietniowy wieczór, gdy niebo nad Paryżem zasnuło się dymem. Miasto zdawało się na moment zaniemówić, by po chwili znaleźć się na ustach całego świata, kiedy to kolejne redakcje, serwisy, portale wykrzykiwały wiadomość, że oto płonie Notre Dame, dziecko nauki i liczby. Że płonie katedra – miejsce kultu, dzieło sztuki, przedmiot wyobrażeń czy w końcu symbol… samego miasta, a dla wielu również i Europy. Że oto płomienie bezlitośnie pochłaniają budowlę, w której niegdyś to, co irracjonalne i nierzeczywiste – marzenie o katedrze – spotkało się z konkretnymi wyliczeniami, finansami, projektem, planem, ludzką pracą, która owemu marzeniu nadała kształt. Wiara z konieczności przeplatała się z rozumem, wznosząc katedrę, nad której tragedią pochylali się i wierzący, i świeccy; w której odbudowę – jako budowli, bez której trudno wyobrazić sobie Paryż jako istotnego elementu europejskiej kultury – w pierwszym odruchu ludzie zaangażowali się niezależnie od swoich poglądów, wierzeń, zasobów finansowych. Jakby raz jeszcze stać się mieli wspólnotą budowniczych, w których rękach leży już nie wnoszenie budynku „na chwałę Boga”, ale formowanie mitu, ratowanie tego, co konstytuowało ich wyobraźnię, czy w końcu nadawało rys ich kulturowej tożsamości. Tamtej kwietniowej nocy, gdy strażacy czynili co w ich mocy by zapanować nad pożogą, wielu śledziło kolejne doniesienia o uratowanych skarbach, stopionych dzwonach, możliwych scenariuszach, odbudowie, co na dobrą sprawę zaczęła się już wtedy, gdy w katedrze wciąż szalał ogień. A później, rankiem, świat obiegły kolejne zdjęcia… I zobaczyliśmy, co ocalało.
Niegdyś „w momencie historycznym, kiedy nie wyzwolony jeszcze ze swoich trwóg człowiek dysponował wielkim bogactwem środków twórczych, narodziła się największa sztuka w Europie”. Wieki średnie dalekie były od ciemności, a Europa stawała się Europą katedr. Im przecież zawdzięczamy „pierwszą spójną europejską kulturę, pierwszy podręcznik i związki zawodowe”. Pchały do przodu cywilizację, a ich czasy niektórzy wprost porównują do okresu rewolucji przemysłowej. Powiada się też, iż po dziś dzień „ludzkość nie stworzyła z kamienia niczego, co mogłoby się im równać”. Każda z owych budowli wymagała jednak precyzyjnych planów, dobrych fundamentów, wyliczeń, filarów zdolnych unieść ludzki zamysł, tak by powstałe dzieło było trwałe i stabilne. Tych z kolei wymagają nie tylko fizycznie trwające budowle, ale i inne nasze wyobrażenia, nasze państwa, instytucje, a w końcu i najszerzej rozumiana tu wspólnota, jaka jest Unia Europejska. Bo może ona jest naszą współczesną, laicką, „katedrą”.
Podobnie jak średniowieczne katedry, również i ona powstawała, krok po kroku, z marzeń i planów, z konieczności i potrzeby, z dostrzeżenia wartości wspólnoty oraz jej siły, pozwalającej współdziałać, przezwyciężać kryzysy, wzajemnie się ochraniać, wspólnie rozwiązywać problemy, dostrzegać korzyści, czy w końcu wznosić się ponad różnice i podziały, by uczyć się od siebie nawzajem. By jednak narody – dzielące wprawdzie kulturowe fundamenty swego istnienia, a przez to mające solidne podstawy do wzniesienia takiej „budowli” – odniosły sukces, również i tej „katedrze” potrzebne były filary podtrzymujące sklepienia, tak by dach nie spadł nam na głowy. Owe filary wspólnoty wpisano zatem w dokumenty powołujące ją do życia, już w preambule Traktatu o Unii Europejskiej przywołując „kulturowe, religijne i humanistyczne dziedzictwo Europy, z którego wynikają powszechne wartości, stanowiące nienaruszalne i niezbywalne prawa człowieka, jak również wolność, demokracja, równość i państwo prawne”. Wszystkie one – już w art. 2 rozszerzone o zapis o społeczeństwie „opartym na pluralizmie, niedyskryminacji, tolerancji, sprawiedliwości, solidarności oraz na równości kobiet i mężczyzn”, gwarantujące dalej wspieranie pokoju czy przestrzeni obywatelskich wolności oraz szerokiej ochrony – są owymi filarami pozwalającymi nam trwać, tworzyć wspólną narrację, ale i budować więzi, odmienne wprawdzie od tworów z kamienia, ale nie mniej istotne, żywe, otwarte, podlegające nieustannym modyfikacjom, a jednocześnie służące wspólnemu celowi. Filary gwarantujące nam nie tylko to, co niegdyś obiecały sobie narody, ale w każdym punkcie przypominające nam o sferach naszych wolności – zarówno tej pozytywnej, jak i negatywnej, bez której trudno wyobrazić sobie obraz świata i nas samych, naszych praw, ale i wzajemnych obowiązków. O tych filarach naszego wspólnego europejskiego domu warto pamiętać, szczególnie dziś, gdy wybierając się do urn wyborczych, mamy potwierdzić swoje uczestnictwo we Wspólnocie, a tym samym wziąć za nią odpowiedzialność.