Nie martwcie się bracia i siostry w koronawirusie. Będziemy żyli. Truposze nie umierają!!!
Jak zlikwidować lęk i grozę? Jak zniwelować zagrożenie? Jak powstrzymać unicestwienie? Jak uwolnić życie od smugi cienia? Jak mieć życie syte i niezagrożone, bez przenoszenia się „na tamtą stronę” – w wieczność „wiecznego odpocznienia”?
Nie ma lepszego sposobu niż smarować się maścią na zombie (Lao Che). Sprecyzujmy: nie maścią, która chroni, ale maścią, która namaszcza. Maścią wzombieprzemienienia.
* * *
Słucham w pandemii Lao Che i oglądam Jarmuscha. Odmienny stan umysłu? Tak, gwarantowany! Wychodzisz na ulicę i widzisz zombiaki. Niektóre w maskach, prawie zawsze zsuniętych na brody. Błędny wzrok, twarze zapadnięte i wykrzywione. Gdzieś gonią? Przed czymś uciekają? Raczej brodzą w czymś. Jakby w „cieniu mgły”. Ale całkiem nieostrym: w zacierających się konturach i niejasnych celach. (Poczciwy pan prezydent znów „jak kulą w płot” gada od rzeczy. Taka karma).
Zombiaki brodzą w nieostrym cieniu mgły. W kącikach ust śmiercionośna ślina. Wygaszeni, widmowi, spowolnieni. Ale też dziwnie napięci, natężeni. Zwarci i gotowi… Udający sami przed sobą, że w zombie nieprzemienieni. Stroniący od siebie. Omijający się szerokimi łukami.
Co nas tak wykrzywiło? Jaka maść nas tak odmieniła? Emulsja z etykietą „pustka”? Pomada „odosobnienie”? Krem „zawieszenie”? Jak mocna jest ta maść spowolnienia, stuporu i nicnierobienia. Tak trzyma i tak utrwala jak żywica lub smoła. Nie z relaksu zrobiona, nie z odprężenia. Z grozy, z przejęcia, z przerażenia.
* * *
Czy chodzi o to, że pustka ma moc przerażania? Horror vacui – obsesyjny lęk, zmartwienie i trauma chrześcijańskich filozofów, załamujących ręce i łamiących sobie głowy: byle uciec przed próżnią. Byt, istnienie, dobro muszą więc koniecznie wygrać? „Coś” musi przeważyć „nic”?
Czy zatem o to chodzi w naszym wzombieprzemienieniu? O to że dopadła nas pustka? Żeśmy się przed nią nie uchronili? I teraz nas nicuje i „zombi nas” niemiłosiernie? Niby logiczne, ale to nieprawda. Bo prawda jest taka, że właśnie pustki dziś najbardziej potrzebujemy. Że za mało jej mamy. Odosobnienie i zamilknięcie to właśnie to, z braku czego nasz świat tak zbzikował i odleciał. Kto potrafi ich doświadczyć, kto potrafi się w nich rozsmakować, ten wie, że to wcale nie destrukcja i rozpad. To raczej droga do pełni, do wewnętrznego rozkwitu. I że nie ma większego zaprzeczenia zombie-życia.
Cóż więc właściwie się z nami dzieje, że pustka nas dopada i tak nas w zombie przemienia?
* * *
A może wcale nas w zombie nie przemienia, może tylko obnaża to, że pełni życia nikt już dziś nie pojmuje? Że prawie nikogo nie porusza i nie przejmuje? Bezlitośnie odsłania się oto, że już od dawna jesteśmy zombie-plemieniem. Zombiaki z nas porażone pustką, puste w środku, wydmuszkowate, oszalałe i przed pustką uciekające – widma życia. Nowocześni konsumenci, goniący za trendami, promocjami i okazjami. Nowocześni wyborcy zapychający swoją pustkę niekończącymi się frazesami, sloganami, memami, aferami i obietnicami. Lepsze to niż nic? Ba!, nie wyobrażamy sobie nic lepszego.
Ale jeśli tak, to nie kwarantanna jest przyczyną naszego w wzombieprzemienienia. To tylko okazja do jego zobaczenia. Dowiedzieć się o sobie, że jest się zombie. Dosyć potworna, przyznajcie, i ekstremalna to wiedza. Jak u Jarmuscha w finałowej scenie Dead Don’t Die, gdzie zombie to już nie powstające z grobów umarlaki, które atakują świat amerykańskiego szczęścia i dostatku. To zwykli Amerykanie i my wszyscy: zamerykanizowani mieszkańcy zglobalizowanego świata. Ci co cud życia zamienili na powaby bulimicznego konsumowania i wydalania, konsumowania i wydalania, i tak dalej w nieskończoność. Jarmusch wie, że aby to wyszło na jaw, musi być kataklizm. Robi więc kataklizm, tylko trochę bardziej surrealistyczny i widmowy od tego, który właśnie dzieje się na naszych oczach…
* * *
Pustki, tej zbawiennej, która człowieka rozwija i ocala, dziś już prawie nikt nie może znieść. Ta pustka wprowadza w drżenie (w szał) ukryte w nas zombie-istnienie. To ono wychodzi dziś z ludzi i się manifestuje. Zombie nie mogą znieść tej pustki właśnie dlatego, że ich obnaża. Muszą zakrzyczeć ją, zamemować, zaśmiecić gadaniną, zaślinić, rozszarpać. Wszystkich jej mistrzów wyśmiać i wyrugować ze swojego świata. Jeszcze raz Lao Che:
Kriszna i Budda rankiem im zbiegli
Chrystusa nie zjedli, bo na krzyżu nie sięgli
Reszty proroctwa zjeść rady nie dali
Co trochę nadgryźli – wymiotowali
Oto teraz dzieje się ostatnia walka. Jeszcze są ostatnie przyczółki, gdzie ukrywa się myśl, i wrażliwość. Gdzie jeszcze tętni życie człowieka i otwarte pozostaje jego wewnętrzne oko. I właśnie dlatego mam gdzieś to wszystko: i politykę, i ekonomię, i pandemię. #zostajęwdomu i oglądam Jarmuscha. Bo chociaż truposze nie umierają, to Paterson jeszcze żyje i wiersze jeszcze pisze. I w tym jest nasza ostatnia nadzieja. Bo to jest ta reszta proroctwa niestrawna dla zombie-świata. Zupełnie niemożliwa do przemielenia dla systemu, co wszystko w zombie przemienia.