Desygnowana przez Donalda Trumpa (wymarzonego prezydenta polskiej prawicy), nowa ambasador USA w Warszawie stała się nagle obiektem nienawistnych ataków prorządowych „dziennikarzy” i zwykłych pisowskich trolli w social mediach. Pomimo głębokiej wspólnoty ideowej, podobnego spojrzenia na Unię Europejską, globalizację, imigrację i nacjonalizm, nagle jeden TVN okazał się na linii PiS – Georgette Mosbacher być kością niezgody. Polscy prawicowcy z wielkim podziwem spoglądają na Trumpa, gdy ten beszta przedstawicieli wolnych mediów we własnym kraju. Ubóstwiają go, gdy nazywa CNN czy New York Timesa „fake newsami”. Uwielbiają, gdy każe praktykantkom wyrywać im mikrofony z dłoni w trakcie konferencji prasowych. Rechoczą, gdy pokazuje na nich palcem i podburza przeciwko nim tłumy zwolenników na swoich politycznych rautach. Fascynuje ich, gdy roztacza wizje ustaw o zniesławieniu, umożliwiających generowanie bankructw krytycznych wobec władzy mediów. Chcieliby oczywiście robić tak jak on.
Straszne rozczarowanie musi więc przynosić moment, gdy okazuje się, że „co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie”. Nagle okazuje się, że wspólnota ideowa wspólnotą ideową, ale to jednak dolar stanowi dużo mocniejsze spoiwo dla ludzi takich jak Trump. Nie ma więc żadnego znaczenia, jaką linię ma TVN, a jaką rząd PiS. Ważne jest tylko, że TVN jest inwestycją amerykańskiego biznesu, a rząd PiS sprowadzonym do parteru klientem prezydenta USA, który nie ma żadnych geopolitycznych alternatyw, jak tylko całkowita podległość Waszyngtonowi.
Do takiego stanu polską pozycję międzynarodową doprowadziły 3 lata rządów PiS. Relacje Polska poprawiła w tym czasie tylko z Węgrami (państwem irrelewantnym z punktu widzenia narodowego bezpieczeństwa Polski) oraz (nieznacznie) z Białorusią, niepogorszone od 2015 r. relacje mamy z Rosją, zaś ze wszystkimi innymi państwami poza USA mamy relacje pogorszone, niekiedy radykalnie. Do państw, z którymi stosunki dobre w 2015 r. spadły do poziomu bardzo złych należą Francja i wszystkie państwa Europy zachodniej, co wiąże się z polityką europejską rządu PiS oraz zmianami konstytucyjnymi forsowanymi w kraju przez tą ekipę. Jeśli z Niemcami relacje są nieco lepsze niż z resztą Europy zachodniej, to jest to wyłącznie efekt tego, że rząd Merkel zachowuje się jak zakochany po uszy zalotnik, który udaje, że nie dostrzega głębokiej niechęci ze strony swojego obiektu wzdychań. Relacje z Ukrainą zostały całkowicie zrujnowane, i to z premedytacją.
Tak czy inaczej, skutkiem tych wszystkich procesów jest bezalternatywność bliskiego sojuszu z USA dla zapewnienia bezpieczeństwa Polski. Wszelkie inne opcje zabezpieczające zostały świadomie przekreślone. Oczywiście, także w systemie NATO rola Amerykanów w naszej strategii bezpieczeństwa narodowego zawsze miała być kluczowa, co jest pokłosiem realistycznej oceny potencjału naszych sojuszników z Paktu. Jednak utrzymanie tej współpracy w ramach multilateralnego uniwersum NATO służyło osadzeniu Polski w całej sieci bezpieczeństwa zbiorowego, w którym – na życzenie zresztą samych Amerykanów, a obecnej administracji w szczególności – wkład i rola Europejczyków miały stale rosnąć. Inicjatywa konstruowania przez UE własnych sił zbrojnych, jako dodatkowego filaru, jest projektem przyszłości, który Polska PiS programowo bojkotuje.
Skutki? PiS celuje w model osadzenia całego bezpieczeństwa w dwustronnej współpracy z jednym państwem, które od kilkunastu lat wysyła sygnały o malejącym zainteresowaniu naszym regionem świata, które politycznie staje się coraz mniej stabilne, w którego polityce coraz silniejszy jest głos tzw. Putinversteher, którym kieruje człowiek o biznesowym modelu rozumowania, które w końcu jest bardziej niż kiedykolwiek podatne na nagłe zwroty w polityce zagranicznej wraz ze zmianami administracji wskutek pogłębiającego się konfliktu międzypartyjnego i zaniku zjawiska konsensusu w tamtejszej kulturze politycznej. Co gorsza, Polska proponuje zastąpienie opartego o wspólne idee (oczywiście tylko formalnie i w ramach politycznego rytuału) sojuszu w ramach NATO, zwykłym dealem pieniężnym: żołnierze za dolary, który jako taki deal w sposób bezceremonialny i zupełnie jawny paraduje. Podważenie takich gwarancji bezpieczeństwa jest nieskomplikowane niczym bułka z masłem, gdyż kryteria są włącznie ilościowe, bez barier jakościowych.
Najgorsze zaś jest to, że Polska PiS straciła zaufanie innych państw i nie będzie mogła szukać pomocy gdzie indziej, gdy Waszyngton podniesie cenę, albo zerwie deal. Zdumiewające, że rosyjskie zabawy cenami z gazem i zakręcaniem kurka w środku zimy, polityków polskiej prawicy niczego nie nauczyły. Że tak przez wszystkie przypadki w polityce energetycznej odmieniane słowo „dywersyfikacja” w polityce obronnej popadło w zapomnienie. Efekt jest odczuwany już dziś i jest nim poziom pewności siebie demonstracyjnie wręcz ujawniany przez Georgette Mosbacher. To nie przypadek, że właśnie do Warszawy Trump przysłał szczerą do bólu i konkretną bizneswoman, a nie owijającego w bawełnę, wiecznie uśmiechniętego i udającego głupka dyplomatę z wielkimi oczami. Tu nie ma potrzeby się cackać. Tu nie ma potrzeby uprawiania klasycznej dyplomacji. Nie ma potrzeby mówienia nieprzyjemnych rzeczy w przesadnie wręcz uprzejmy i obcukrzony sposób. Tutaj starczy zwykła kawa na ławę. Typu: jak będziecie krytykować dziennikarzy amerykańskiego koncernu medialnego, to „nie będą już wam mogła pomóc”. Typu: lepiej nam zawczasu mówcie, jakie wy tu ustawy chcecie uchwalać, bo kolejny taki fakap, jak z „Holokaust law”, i Fort Trump odpływa w siną dal. A wszystko to z kryzysem na Morzu Azowskim w tle. Dzięki polityce PiS szef MSZ nie może pani Mosbacher wezwać na dywanik. Może tylko kazać dyspozycyjnym „dziennikarzom” trochę pomarudzić, a trollom PiS na Twitterze dać po kilka złotych, aby wytwittowali pisowskie frustracje. Na tym kończy się pole swobody dyplomatycznej reakcji rządu wobec USA.
Prezydent Andrzej Duda pojechał niedawno do USA, aby zaproponować Trumpowi pieniądze za inwestycję nad Wisłą z jego nazwiskiem na murach. Tyle, że miał to być Fort Trump – baza wojskowa zamiast hotelu. Duda chyba nie obejrzał żadnego z licznych filmów dokumentalnych o prezydencie USA i jego bilansie w branży nieruchomości i nie wiedział, że takich gierojów jak on, to on wystrychał na dudki każdego dnia między pierwszym i drugim śniadaniem. Trump być może dawno uznał, że mniejszym kosztem i ryzykiem zarobi nad Wisłą więcej instalując tutaj nie Fort Trump, tylko Fort Georgette. A Polska PiS z najwyższą wdzięcznością oceni, że to deszcz pada.
