–
Kryzys może otworzyć przed nami autentyczną szansę
zyskania „nowej wiedzy” i wytyczenia nowych granic
poznania o rzeczywistych konsekwencjach dla przebiegu
przyszłych dociekań i dyskusji…
Zygmunt Bauman, Żyjąc w czasie pożyczonym.
Grecki mit powiada, że bogowie założyli się niegdyś, kto z nich da śmiertelnym najcenniejszy dar. Wygrała – w swej mądrości – Atena, sadząc w spulchnionej ziemi mała gałązkę, drzewo oliwne; dar, który w swej symbolicznej użyteczności towarzyszy nam do dziś. Każda religia, każda kultura stroi się w gałązki oliwne – dla uczczenia mądrości, sprawiedliwości, oddania, sukcesu, talentu. Dla nadziei, że jest na co czekać; że odmienimy los, nawet jeśli sami – gdzieś po drodze – nieźle narozrabialiśmy – by poplątać nasze drogi. Rytuały i codzienność. Mity i legendy. Fakty i… pobożne życzenia. Symbol tak mocny, że przekracza światy, kultury, religie. Mądrość i pokój. A w końcu i nadzieja… że w jakiejś perspektywie uda nam się pokonać kolejne „schody” – kryzysy, jakimi naznaczona jest nasza codzienność, jakimi naznaczony jest nasz świat. Symbol, który niezmiennie godzi to co jest z tym, czego oczekujemy.
Bo przecież ostatnie lata (jeśli nie dekady!) naznaczyliśmy słowem „kryzys”. Odmieniliśmy je przez każdy niemal przypadek, przez każdy niemal obszar życia. Między państwami, między partiami, między firmami, między interesami, między człowiekiem a planetą, między Tobą a mną. Kryzysy nałożyły się na siebie, że aż zabrakło nam tchu. Raz, drugi, trzeci. Bo gdy widmo jednego wydawało się już odesłane – w prawdzie w bliskie – ale jednak zaświaty, przyszła pandemia, później wplotła się w nią wojna, która nie tylko zmusiła nas do przemyślenia/przedefiniowania priorytetów, ale też postawiła nas wobec wartości. Wobec katalogu, w którym każdy z kryzysów potrafi nie tyle namieszać, co może lepiej powiedzieć „wyprostować” pewne tendencje. Te do uciekania, zamykania oczu, odwracania się od prawdy o nas samych, do zaprzeczenia temu, co bliskie. Tendencje do robienia kroku w tył. Te ostatnie okazały się kluczowe, gdy stanęliśmy u próg kolejnego kryzysu – energetycznie warunkowanej zimnej zimy, która już z zza rogu zerka zarówno do naszych prywatnych portfeli, jak i do budżetów kolejnych samorządów/państw. I jak mantra wraca słowo „kryzys”, tym razem w odsłonie, w której uczymy się ograniczać, rezygnować, przebudowywać nasze nawyki – prywatne/społeczne – tak, aby związać koniec z końcem. Ten stricte budżetowy, ale też osobisty, relacyjny. Ten, w którym ujawnia się nasz prawdziwy charakter. Ze świadomością, iż „zmagający się z losem ma pokusę, by w tarapatach szukać kozłów ofiarnych i straszaków, aby unieść brzemię własnych niepowodzeń” (Toynbee, Cywilizacja w czasie próby). Czyż nie?
W każdym kryzysie chodzi przecież o ujawnienia obszaru naszej słabości, o odsłonięcie niedostatków, obszarów wrażliwych domagających się zmiany, ale i o wyznaczenie mapy ratunkowej; o drogę wyjścia. Bo zawsze jest rozwiązanie. No, chyba, że chodzi głównie o upór i głupotę, co nie takie znów niepopularne, a tak naprawdę to przecież ściśle połączane z tym, co powyżej. Chodzi o zorientowanie się w jakim kierunku mamy podążać, aby nie pozostać w biernej podległości, wobec tego, co nas przeraża/paraliżuje; co zamyka w bańce niemożliwości; w tym strachu, że „dobrze to już było”. I znów – nie wyjdziemy z tego sami. W kryzysach – przynajmniej na początku – często brak nam gotowości na jakikolwiek ruch, bo każdy wydaje się być „w złą stronę”. I nie wystarczy nadzieja na to, że los się odmieni. Bo przecież nie odmieni się sam. Tak jak rozmowa/więź/relacja układa się od słowa do słowa, by dalej wejść w nieśmiałe i nieporadne jeszcze, jakby niezdecydowane czyny, podobnie nasze działania zaczynają się od pierwszych gestów. Niektóre po prostu przezwyciężają ciszę, inne łatają tą połamaną wspólną przestrzeń, by w końcu wywoływać uśmiech lub łzę, okazywać wsparcie, czy wreszcie budować pełna zmianę. By tworzyć miejsce, w którym będziemy umieli się spotkać. By tworzyć takie miejsce w relacji między Ja a Ty, ale też w tej oplecionej wartościami i tendencjami relacji, pozwalającej wspólnie szukać rozwiązań wielkich/nawet globalnych kryzysów. A wszystko zaczyna się od tego pierwszego kroku, od oliwnej gałązki kończącej tą czy inną wojnę; od nadziei, że potrafimy być zmianą.
