Przed II turą wyborów prezydenckich w Gdańsku nie wolno Pawłowi Adamowiczowi spocząć na laurach. 40% głosów ma otrzymać, według sondażu IBRIS dla Radia Zet i „Rzeczpospolitej”, jego pisowski przeciwnik. A liczby publikowane przed I turą pokazały jedno: Kacper Płażyński jest w sondażach niedoszacowany. W pierwszym głosowaniu uzyskał on 30%, choć badania pokazywały poparcie na poziomie 22-26%. Także proste zsumowanie wyniku bezpartyjnego prezydenta Adamowicza z wynikiem kandydata Koalicji Obywatelskiej Jarosława Wałęsy nie musi nastąpić. Elektorat Wałęsy składał się bowiem z dwóch grup, które z różnych powodów poparły go zamiast związanego przecież przez niemal dwie dekady z PO prezydenta Gdańska.
Sumowanie się elektoratów w przypadku zawierania koalicji lub drugich tur wyborów to „matematyka” wyższa. Wiele czynników ma tutaj znaczenie, a wrodzona przekora Polaków, którzy dla zasady lubią nie posłuchać rekomendacji polityków nawet popieranych przez nich partii, dodaje swoje. W przypadku sumowania elektoratów Wałęsy i Adamowicza wystąpić może ten sam kłopot, który zarysował się już w wynikach Koalicji Obywatelskiej, jeśli chodzi o sumowanie elektoratów PO i .Nowoczesnej. Owszem, znaczna grupa wyborców partii założonej przez Ryszarda Petru ma poglądy bliskie koncepcjom PO i bez większych rozterek mogłaby na PO głosować. Jednak z jakiegoś powodu tej partii w 2015 r. nie poparła. Dla części tych wyborców przyczyny te pozostają aktualne i skutkują odmową wsparcia wspólnego projektu politycznego, w którym PO radykalnie dominuje (przykładowo w Gdańsku obsadziła 100% „jedynek” na listach do rady miasta).
Elektorat Wałęsy składał się z jednej strony z ludzi, którzy postawieni przed wyborem lojalności wobec PO i lojalności wobec prezydenta Adamowicza, po pewnych wahaniach, wybrali lojalność wobec Platformy. Dla nich brak starcia Adamowicz kontra Wałęsa w II turze jest źródłem niemałej ulgi, a akt zagłosowania na reelekcję popieranego przez nich faktycznie prezydenta będzie pożądanym aktem przywrócenia jedności w ich percepcji świata miejskiej polityki. Jednak obok takich wyborców, na Wałęsę zagłosowała również grupa ludzi, którzy będąc przeciwnikami PiS i chcąc poprzeć ugrupowanie realnie blokujące marsz PiS do władzy w mieście, równocześnie była negatywnie nastawiona do bilansu 20 lat Pawła Adamowicza w Gdańsku. Ich głosów w II turze prezydent nie może sobie automatycznie doliczyć. Oni w niejednym przypadku zostaną w domach, powodując spadek frekwencji wyborczej.
Na słabszą frekwencje może wpłynąć zarówno cytowany sondaż IBRIS, jak i poczucie w mieście, że wybory są rozstrzygnięte, a Płażyński nie ma żadnych szans. Skoro tak się to przyjmuje, to wyborca, który postrzega Adamowicza tylko jako przysłowiowe „mniejsze zło”, odrzuca jego politykę inwestycyjną, albo po prostu chciał po 20 latach zmiany, rozważa teraz rezygnację z udziału w wyborach. To może okazać się zgubne. Wynik kandydata PiS na poziomie 45% nie jest nierealny, a to już bardzo blisko zwycięstwa. Brak mobilizacji po stronie przeciwników rządu PiS w Gdańsku 4 listopada generuje sytuację groźniejszą dla miasta, aniżeli wielu się w tej chwili wydaje.
