Wydaje się, że niezależnie jak bardzo państwo pogrążałoby się chociażby w chaosie podatkowym, czy w szalejącej inflacji, nic się w tej kwestii nie zmieni. Jednak co, jeśli partia Jarosława Kaczyńskiego nie wygrała dzięki obietnicy programu socjalnego 500+, tylko bardziej przyziemnej przesłance?
W opublikowanym przez Kantar sondażu z 23 czerwca Zjednoczona Prawica wygrywa z 31-procentowym poparciem. Na drugim miejscu plasuje się Koalicja Obywatelska, uzyskawszy 26 procent. W obliczu kolejnych skandali z udziałem partii rządzącej, wielu zastanawia się, jakim cudem jest możliwe, by tak skompromitowana władza dalej cieszyła się tak dużym poparciem. Choć jawność wszystkich afer jest podana jak na tacy, PiS nadal może liczyć na wiodącą pozycję. Wydaje się, że niezależnie jak bardzo państwo pogrążałoby się chociażby w chaosie podatkowym, czy w szalejącej inflacji, nic się w tej kwestii nie zmieni. Jednak co, jeśli partia Jarosława Kaczyńskiego nie wygrała dzięki obietnicy programu socjalnego 500+, tylko bardziej przyziemnej przesłance?
Gdy PiS zdobył władzę w 2015 roku, do Platformy Obywatelskiej oraz związanych z nią środowisk dziennikarzy oraz intelektualistów przypięto łatkę aroganckiej kliki. Symbolem upadku poprzedniej władzy zostały ośmiorniczki, które ówczesny minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski spożywał z Jackiem Rostowskim podczas rozmowy nagranej w aferze podsłuchowej z 2014 roku. Wybór tak niecodziennego, egzotycznego w Polsce dania oceniono jako przesadną ekstrawagancję i nieuzasadnione nadużywanie pieniędzy podatnika na kolacje o właściwie prywatnym charakterze. Gdy opinia publiczna wyraziła swoje niezadowolenie, minister zaproponował częściowy zwrot pieniędzy, wyłącznie za alkohol. Łatka przykleiła się jeszcze mocniej, kiedy po przegranych wyborach parlamentarnych w 2015 wspomniany polityk jeszcze raz odniósł się do sprawy, tłumacząc się, że „jedzenie drogich kolacji na koszt podatnika jest częścią pracy ministra spraw zagranicznych”. Równie negatywnie odebrano słowa byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego. Gdy młody chłopak zapytał, co mają zrobić młodzi ludzie sfrustrowani problemami z zatrudnieniem czy niską pensją, podając jako przykład swoją siostrę, ubiegający się o reelekcję prezydent lakonicznie doradził zmianę pracy oraz kredyt. Choć powszechnie wiadomo, jakie zniesmaczenie wywołała ta odpowiedź i jak często była krytykowana, Bronisław Komorowski w wypowiedzi dla „Wprost” z 2020 roku stwierdził, że co prawda nie były to dobre słowa na kampanię, ale dalej przekonywał o swojej racji, traktując jej krytykę jako pochwałę lenistwa. O ile faktycznie skala tamtych kontrowersji nie umywa się jakkolwiek do tego, co dzieje się obecnie, niesmak pozostał. Każda taka sensacja utwierdzała coraz bardziej w przekonaniu potencjalnych wyborców o arogancji rządu Platformy Obywatelskiej, tworzonego przez, jak agitowali jej przeciwnicy, zamknięte, uprzywilejowane środowisko. Można się oczywiście zastanawiać, na ile obecna ekipa rządząca jest w stanie przetrwać kolejne skandale, ale jedno jest pewne, że wyciągnęła wnioski z tamtego okresu, a kontrowersje dotyczące środowiska dawnej PO piętrzą się dalej.
Dziennikarz TVN, Piotr Kraśko, stał się bohaterem skandalu po tym, jak w zeszłym roku ujawniono, że jeździł samochodem, mimo że cofnięto mu uprawnienia do prowadzenia pojazdów. Kara utraty prawa jazdy za złamanie prawa nie okazała się skuteczna na tyle, by go przekonać do przestrzegania przepisów. Przez kolejne lata jeździł autem nielegalnie. Jednocześnie w swoich wypowiedziach dla mediów silnie opowiadał się po stronie wartości, jak m.in. demokracja czy praworządność, opierających się na przestrzeganiu zasad, ponad którymi sam się postawił. Pomimo ewidentnej winy, nie pożegnał się z karierą. Na swoim profilu na Instagramie opublikował przeprosiny, deklarując chęć odbudowania straconego zaufania. Sporo osób ceniących jego dotychczasową pracę uznało, że to wystarczy. Jednak, o ile takie oświadczenie może być jak najbardziej pozytywnie ocenione, to trudno usprawiedliwić sześć lat świadomego łamania prawa. Ciężko w tym przypadku uznać dalszą legitymację do wypowiadania się o wartościach moralnych na wizji. Podobnie, pod koniec czerwca w Wirtualnej Polsce ukazał się reportaż Szymona Jadczaka, dotyczący nadużyć Tomasza Lisa na stanowisku naczelnego „Newsweeka” względem podwładnych. Był to komentarz do nagłego zwolnienia dziennikarza z pracy. Decyzja została oceniona negatywnie w środowisku, m.in. przez Jarosława Kurskiego czy Monikę Olejnik. Rzetelnie napisany artykuł o mobbingu przez znanego dziennikarza śledczego, dwukrotnego laureata nagrody Grand Press dla dziennikarza roku, dla wielu nie był wystarczający. Na Twitterze autor publikacji sam wyraził zdziwienie, że choć trzy osoby pod nazwiskiem potwierdziły w tekście zarzuty, którym nie zaprzeczył żaden pracownik RASP ani tym bardziej firma, Jacek Żakowski, uznawany za reprezentanta jakościowego dziennikarstwa, uznał reportaż za niewiarygodny. Można zrozumieć niechęć do uznania winy kolegi po fachu, jednak biorąc pod uwagę okoliczności właściwsze byłoby milczenie. Publicysta Przemysław Szubartowicz opublikował na Twitterze podobny komentarz, podany następnie dalej przez Radosława Sikorskiego, co można odczytać jako zgodę.
Jakkolwiek gorliwie PiS nie szukałby haków na najgroźniejszego oponenta czy przyjazne mu media, trudno określić przyłapanie na wieloletnim łamaniu prawa czy mobbingu za złośliwą nagonkę. Wpadki uznanych oraz ulgowe traktowanie tak poważnych zarzutów przez zaprzyjaźnionych dziennikarzy czy polityków, stają się dowodem na to, że środowisko szczycące się rzekomo głębokim uznaniem dla merytokracji, jest w rzeczywistości przeżarte nepotyzmem i hipokryzją.
Patrząc z perspektywy czasu i przeciwnego bieguna PiS odrobił lekcje ze słuchania opinii publicznej. Wygrał, dając swoim wyborcom poczucie godności. W teorii, stanowiska dające uprzywilejowaną pozycję miały być odbiciem posiadanych kompetencji, ale ich niedostępność spowodowała, że część obywateli zaczęło odbierać rządy Platformy Obywatelskiej jako swoistą oligarchię.
Wielu polityków czy dziennikarzy swoją pozycję zdobyło dzięki wyjątkowym możliwościom, niedostępnym dla większości Polaków. Na przykład Radosław Sikorski miał szczęście przedostać się za Żelazną Kurtynę i skończyć prestiżowy Oxford. Jacek Rostowski wychował się w Wielkiej Brytanii, gdzie odebrał również wykształcenie. Tomasz Lis czy Piotr Kraśko zawdzięczają swoje kariery m.in. pozycji zagranicznych korespondentów. Ogromne wsparcie zapewniał też kapitał kulturowy. Odpowiedni status rodziny dawał bez porównania większe szanse na zagraniczne wyjazdy, a tym samym udaną karierę. Mimo wszystko fakt, że poprzednia ekipa rządząca tak długo utrzymywała się u władzy, poddaje w wątpliwość niechęć Polaków do wysokich kwalifikacji osób na stanowiskach. Trudno jednak liczyć na wyrozumiałość, gdy elity z pełną butą depczą godność przeciętnego obywatela, prezentując przekonanie o własnej wyższości.
PiS zdobył swoje poparcie, odpowiadając na poczucie krzywdy i braku szacunku, obiecując skrócenie dystansu między władzą a elektoratem. Nawet jeśli afera goni aferę, partia Jarosława Kaczyńskiego konsekwentnie dba o wizerunek rządu, stojącego w szeregu z obywatelem. Zaniedbani, zlekceważeni wcześniej wyborcy, stanowiący większość społeczeństwa, nareszcie są traktowani z szacunkiem. Politycy objeżdżają małe miejscowości, gdzie na spotkaniach z mieszkańcami do złudzenia przypominających spotkania ze stadionowymi coachami, powtarzają mantrę o „wstawaniu z kolan”, by zapewnić potencjalnych wyborców, że ich zdanie się liczy. Z tego punktu widzenia można też zrozumieć, dlaczego wielu Polakom nie przeszkadzają doniesienia o stanowiskach przyznawanych pomimo naciąganych kwalifikacji i podejrzanych dyplomów. Wreszcie władzę sprawuje ktoś, kto się nie wyróżnia, a co ważniejsze – nie wynosi się ponad innych. PiS wyciągnął lekcje z porażek swojego przeciwnika, zrozumiawszy, że odwołanie ze stanowiska jest lepsze niż strata wizerunkowa. Gdy opinię publiczną obiegła informacja o prywatnych przelotach rządowym samolotem marszałka sejmu Marka Kuchcińskiego, reakcją była dymisja oraz przeprosiny, wyrażone w formie wpłat na cele charytatywne czy modernizację sił zbrojnych. Podobnie stało się, kiedy minister Michał Cieślak użył swoich wpływów, aby zwolnić naczelniczkę poczty w Pacanowie za skargi na rosnące i tak już wysokie ceny. Źle wyglądało karanie suwerena za uwagi wobec władzy, dlatego aż sam prezes Kaczyński publicznie domagał się rezygnacji ministra Cieślaka, oczywiście z powodzeniem. To, czy skompromitowanym politykom spadnie włos z głowy, to już inna kwestia. Ich odwołanie to teatralna farsa. Wyborcy nie chcą się zbyt długo zastanawiać nad polityką. W pamięci pozostaje tylko zdarzenie samej interwencji, kontrastujące z poczuciem rozgoryczenia w związku z brakiem analogicznych działań za czasów poprzedniego rządu. Władza buduje, choć pozorne, przekonanie, że należy do większości, a nie do uprzywilejowanej grupy. Zresztą nie tylko wyborcy PiS-u odczuwają niesmak do środowiska byłej ekipy rządzącej. Polacy związani z lewicą, w większości ludzie młodzi, także patrzą krzywym okiem na pouczenia starszych liberałów, takich jak prezydent Komorowski, wydających swoje osądy z perspektywy dawnych warunków, dzięki którym zrobili swoje kariery. Prawo do głosowania mogą mieć od niedawna, ale pamiętają niesławną wypowiedź o braniu kredytów.
Środowisku centrowych elit krytyka wyborców aktualnej, a wymierzona przeciw poprzedniej władzy może wydawać się niezasadna. Wiele z nich na pewno ma głęboko zakorzenione przeświadczenie o tym, że nie popełniły żadnego błędu, a porażka jest winą głupiego elektoratu, który nie potrafi docenić ich kwalifikacji. Jednak jeśli brakuje krytycznego spojrzenia, wybory wygrywa piramida Maslowa. Dlatego oprócz dyplomów uczelni czy zagranicznych staży, ważną umiejętnością, jaką powinien posiadać każdy przedstawiciel elit, jest możliwość wyjścia z własnej bańki i spojrzenia na świat z drugiej strony. Tak, jak dobry lekarz musi cały czas aktualizować swoją wiedzę, tak samo każdy polityk czy dziennikarz powinien pozostawać w trzeźwym kontakcie z rzeczywistością. Nie zamykać się na mniejsze ośrodki, młodszych czy starszych, a przede wszystkim patrzeć na każdego z szacunkiem. Przegrana Platformy Obywatelskiej w 2015 roku nie jest winą suwerena, ale cenną lekcją, że żadne zasługi ani kwalifikacje nie dają dożywotniego prawa do uprzywilejowanej pozycji, a władzę legitymizuje jej zdolność do uznania godności każdego obywatela.
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14–16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji już wkrótce na: www.igrzyskawolnosci.pl