Jednym z głównych tematów poruszanych w Głosach spoza chóru jest właśnie skandal pedofilii klerykalnej, gdyż to istotny fragment współczesnej historii Kościoła. Był on dla wszystkich takim wstrząsem, że niemal każdy z moich rozmówców czuł potrzebę wypowiedzenia się w tej sprawie. Było więc nieuniknione, że jednym z wątków tej chóralnej dyskusji stała się instrukcja Crimen sollicitationis, wydana nie w 1962 roku, lecz – jak sprostował to ksiądz Scicluna – już w 1922, za pontyfikatu Piusa XI. Z powodu małej ilości kopii dokonano za pontyfikatu Jana XXIII, z myślą o Soborze Watykańskim II, nowej edycji tego dokumentu w nakładzie dwóch tysięcy egzemplarzy i dlatego mylnie mu się przypisuje późniejszą datę. Opinie moich rozmówców co do Crimen sollicitationis są podzielone. Jedni zgadzają się z tezą autora znanego filmu dokumentalnego Sex Crimes and the Vatican, Colma O’Gormana, że instrukcja wydana przez Święte Oficjum (obecna Kongregacja Nauki Wiary) pod karą automatycznej ekskomuniki nakazuje ukrywanie i tuszowanie przestępstw pedofilii popełnionych przez duchownych. Inni, jak dwaj znani watykaniści – Sandro Magister, pracujący przez lata dla włoskiego tygodnika „L’Espresso”, oraz amerykański dziennikarz John L. Allen Jr., korespondent „National Catholic Reporter” – są zdania, że zarówno w Crimen sollicitationis, jak i w liście apostolskim Sacramentorum sanctitatis tutela, wydanym jako motu proprio przez Jana Pawła II, a także w De delictis gravioribus, słynnym liście prefekta tejże kongregacji, kardynała Josepha Ratzingera, nie znaleźli nic, co by wskazywało, że Watykan prowadził świadomą politykę tuszowania przestępstw pedofilii. Ich zdaniem dokumenty te były pierwszymi aktami świadczącymi o tym, że Kościół jest świadomy, iż problem istnieje, i że wydał mu walkę.
Jak wyjaśniał to w 2010 roku były promotor sprawiedliwości Kongregacji Nauki Wiary, ksiądz Charles J. Scicluna – którego zadaniem z woli papieża Benedykta XVI było prowadzenie dochodzeń w zakresie tak zwanych delicta graviora i zajmowanie się nadużyciami seksualnymi popełnionymi przez księży – dawny prefekt tejże kongregacji, kardynał Ratzinger, rozesłał list De delictis gravioribus, nakazujący obowiązkowe informowanie jego urzędu o wszystkich tego typu przestępstwach, gdyż dopiero w 2001 roku uzyskał pełne kompetencje, aby zajmować się tymi sprawami. Tłumaczenia te jednak nie wszystkich przekonują. Filozof Paolo Flores d’Arcais, redaktor włoskiego magazynu „MicroMega”, twierdzi: „Watykan przyjął nową taktykę, próbując odwrócić rzeczywistość i wmówić opinii publicznej, że to Ratzinger z własnej inicjatywy wydał dyspozycje, aby oczyścić Kościół. Próbuje się nawet przekonać teraz wszystkich, że ta inicjatywa zaczęła się właśnie w 2001 roku, od listu De delictis gravioribus. Nic bardziej mylnego, bo dokument ten był aktem końcowym procesu ukrywania informacji o skandalach pedofilii i ograniczenia dostępu do nich z wyłącznością dwóch osób – papieża i prefekta byłego Sant’Uffizio”.
Poruszając temat pedofilii klerykalnej w książce dedykowanej ofiarom milczenia, należy przede wszystkim oddać głos tym, którzy naprawdę byli wykorzystywani seksualnie. Bernie McDaid – współzałożyciel stowarzyszenia Survivor’s Voice (Głos Ocalonych), pomagającego ofiarom pedofilii na całym świecie i organizator manifestacji Dzień Reformowania, która odbyła się w Rzymie, w pobliżu Watykanu, trzydziestego pierwszego października 2010 roku – opowiada o gehennie, jaką jemu i dziesiątkom innych dzieci zgotował w Bostonie ksiądz Joseph Birmingham. McDaid mówi również o tym, jak próbował informować Jana Pawła II o losie ofiar diecezji bostońskiej, oraz relacjonuje swoje spotkanie z Benedyktem XVI, które odbyło się siedemnastego kwietnia 2008 roku w kaplicy Nuncjatury Apostolskiej w Waszyngtonie i na które – jako jedna z pierwszych ofiar – został wybrany właśnie on. Sue Cox – współzałożycielka Survivor’s Voice Europe (Głos Ocalonych Europy), która wraz z Richardem Dawkinsem i innymi osobami brała udział w proteście przeciwko wizycie papieża Benedykta XVI w Wielkiej Brytanii w 2010 roku – opowiada, jak w wieku dziesięciu lat została w noc przed bierzmowaniem zgwałcona przez księdza, który później wykorzystywał ją wielokrotnie w jej domu, co zaakceptowała bardzo religijna macocha. Francesco Zanardi, założyciel Rete Abuso (Sieć Nadużycie), który odbył pieszą pielgrzymkę z Savony do Rzymu, aby zwrócić uwagę Ojca świętego i świata na tuszowanie przestępstw seksualnych w savońskiej diecezji, mówi o swojej walce przeciwko księdzu, który wykorzystał go seksualnie i którego kuria – wiedząc o jego skłonnościach pedofilskich – oddelegowała do pracy z dziećmi trudnymi. O głuchoniemych z Werony, których księża molestowali nawet pod ołtarzem w kościele, opowiada w imieniu Stowarzyszenia Niesłyszących „Antonio Provolo” jego rzecznik, Marco Lodi Rizzini. Odrażające fakty miały miejsce ponad trzydzieści lat wcześniej, głuchoniemi jednak postanowili je ujawnić, gdy dowiedzieli się, że w tym samym instytucie kościelnym, w którym nadal żyją ich oprawcy, ma powstać dom dziecka.
O działalności największego włoskiego stowarzyszenia walczącego z pedofilią, La Caramella Buona (Dobry Cukierek), mówi jego prezes Roberto Mirabile. Kilka lat temu stowarzyszenie to zorganizowało konferencję w Watykanie, po której zgłosił się do nich pewien ksiądz i ujawnił, że jego były przełożony Ruggero Conti, doradca prezydenta Rzymu do spraw rodziny, wykorzystywał seksualnie nieletnich. Odkąd Dobry Cukierek doprowadził do skazania księdza pedofila na ponad piętnaście lat więzienia, działaczom organizacji przypina się etykietkę „antyklerykalnych”.
Zbieranie na potrzeby tej książki świadectw ofiar pedofilii (osoby te wolą, gdy nazywa się je Ocalonymi) to jedno z najcięższych zadań dziennikarskich, jakie wykonywałam. Przełamanie nieufności i wysłuchanie ich historii było naprawdę trudne. Kiedy Stowarzyszenie Niesłyszących „Antonio Provolo” zaprosiło mnie do Werony na obchody Dnia Pamięci Ofiar Przestępstw Pedofilii Popełnionych przez Duchownych i kiedy starsi, upośledzeni ludzie tłumaczyli mi na migi, co spotkało ich w dzieciństwie, pytałam się w duchu, jak to możliwe, że zostało wyrządzone tyle zła…
Głosy spoza chóru poruszają również niektóre aspekty prawne związane ze skandalem pedofilii klerykalnej. O oskarżeniu kardynała Josepha Ratzingera w procesie cywilnym przed Trybunałem Hrabstwa Harris (Teksas) o „obstrukcję wymiaru sprawiedliwości” oraz o skardze złożonej w Międzynarodowym Trybunale Karnym w Hadze przez Amerykańską organizację SNAP (Survivors Network of Those Abused by Priests) i Centrum Obrony Praw Konstytucyjnych (Center for Costitutional Right), skierowanej przeciwko papieżowi Benedyktowi XVI, rozmawiam z włoskim adwokatem Ninem Marazzitą. Te fakty są też przywoływane w rozmowie z Sandrem Magistrem i Johnem Allenem, którzy przypominają, że w końcu liczy się tylko wyrok procesu w Oregonie, wydany w sierpniu 2012 roku – w sprawie znanej jako „John V. Doe przeciw Holy See”, wytoczonej wielebnemu Andrew Ronanowi – w którym sędzia amerykański orzekł, że księża nie są pracownikami Watykanu, i w ten sposób uwolnił Stolicę Apostolską oraz papieża od odpowiedzialności za czyny pojedynczych duchownych. Inne poruszane problemy to zbyt szybkie przedawnienie przestępstw pedofilii, kwestia odszkodowań dla ofiar oraz fakt, że zgłaszanie cywilnym organom ścigania nadużyć seksualnych na nieletnich nie jest obowiązkowe we wszystkich krajach i tym samym nie obowiązuje wszystkich biskupów.
Z adwokatem Ninem Marazzitą (honorowym prezesem stowarzyszenia Dobry Cukierek) – który w przeszłości występował z powództwa cywilnego w procesie o zabójstwo reżysera i pisarza Piera Paola Pasoliniego, reprezentował Eleonorę Moro w procesie o zabójstwo polityka Alda Moro oraz bronił seryjnego mordercy Pietra Paccianiego, na którym Thomas Harris wzorował postać Hannibala Lectera – spotkaliśmy się po raz pierwszy w 2009 roku, w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Zagranicznych w Rzymie, po opublikowaniu Raportu Murphy w Irlandii. Już wtedy dziennikarze zagraniczni zadawali sobie pytania, jak to możliwe, że podczas tak długiego pontyfikatu Jana Pawła II nie wyszły na jaw nadużycia seksualne trwające przecież od dziesięcioleci, i dlaczego skandal pedofilii klerykalnej wybuchł z taką siłą dopiero za pontyfikatu Benedykta XVI. Kto ponosił za to większą odpowiedzialność – Karol Wojtyła jako głowa Kościoła czy Joseph Ratzinger jako szef byłego Świętego Oficjum, do którego wpływały wszystkie skargi? Na te pytania uważny czytelnik znajdzie w tej książce różne odpowiedzi, będzie jednak musiał sam je zinterpretować.
Dziś już wiemy, że skandal nadużyć seksualnych w Kościele irlandzkim wybuchł w odległym 1992 roku, a dopiero w latach 2011–2012 odbyła się w Irlandii wizytacja papieska. O wszystkim tym, co działo się w najbardziej katolickim kraju Europy przez ostatnie dwadzieścia lat, opowiada Paddy Agnew – korespondent zagraniczny dziennika „Irish Times”. To właśnie ta gazeta rozpętała burzę, pisząc, że biskup Eamon Casey przez lata płacił byłej kochance i matce swojego dziecka, zmuszając ją do milczenia. Agnew, przyjaciel wielu irlandzkich biskupów, który skandalem pedofilii zajmował się od samego początku, twierdzi: „Trzeba powiedzieć, że papież Wojtyła nie zrozumiał ogromu problemu ani w Irlandii, ani w Stanach Zjednoczonych. Ratzinger natomiast – choć z dużym opóźnieniem, ale zrozumiał”.
O grzechach Marciala Maciela Degollado – o których wszyscy wiedzieli od dawna – mówi watykanista Sandro Magister. To on jako pierwszy we Włoszech spotkał się z ofiarami meksykańskiego księdza z Legionu Chrystusa, wysłuchał ich i opisał całą historię w 1999 roku w tygodniku „L’Espresso”. Jego artykuł powstał niezależnie od publikacji Jasona Berry’ego i Geralda Rennera, która ukazała się dwa lata wcześniej w amerykańskim dzienniku „The Hartford Courant” i dała impuls do powstania ich znakomitej książki Śluby milczenia. Nadużywanie władzy za pontyfikatu Jana Pawła II, wydanej w Polsce również przez Czarną Owcę.
Podsumowanie części dotyczącej skandalu nadużyć seksualnych w Kościele pozostawiłam Johnowi Allenowi, który powiedział mi: „Jeżeli chodzi o przeciwdziałanie pedofilii, trudno oprzeć się wrażeniu, że Watykan jest jeszcze w trakcie «nauki jazdy». Uczy się wciąż na błędach. (…) skandal pedofilii odbił się na autorytecie Kościoła katolickiego wśród wiernych, przyniósł krytykę opinii publicznej i mediów. Za Spiżową Bramą nie było to jednak tak odczuwalne, gdyż w Watykanie uważa się, że problem pedofilii w dużym stopniu został już rozwiązany. Na zewnątrz jest to jednak w dalszym ciągu skandal gigantyczny”.
Mówiąc o karach wymierzonych księżom, którzy dopuścili się przestępstw seksualnych, były promotor sprawiedliwości, ksiądz Charles Sicluna, ujawnił w 2010 roku następujące dane: „(…) pełny proces, karny lub administracyjny, miał miejsce w 20 procentach przypadków i zwykle odbywał się w diecezji pochodzenia – zawsze pod naszym nadzorem – a tylko bardzo rzadko tu, w Rzymie. Robimy tak również po to, aby przyspieszyć procesy. W 60 procentach przypadków, w szczególności ze względu na podeszły wiek oskarżonego, nie było procesów, ale zostały wydane administracyjne i dyscyplinarne postanowienia, takie jak zakaz odprawiania mszy, przeprowadzania spowiedzi, nakaz spędzania życia na modlitwie i pokucie. Trzeba podkreślić, że w tych przypadkach, wśród których są także te szczególnie rażące, jakimi zajmują się media – nie było uniewinnienia. Z pewnością nie było to formalne potępienie, ale jeśli jest się zmuszonym do milczenia i modlitwy, to z jakiegoś powodu…”. Sicluna kontynuował: „Powiedzmy, że w 10 procentach przypadków, w szczególności tych bardzo ciężkich, gdzie dowody były przytłaczające, Ojciec Święty przyjął na siebie bolesną odpowiedzialność, by upoważnić do wydania dekretu o dymisji ze stanu duchownego. Bardzo poważna decyzja, podjęta drogą administracyjną, ale nieunikniona. W drugich 10 procentach przypadków oskarżeni księża sami wnioskowali o dyspensy od obowiązków wynikających z kapłaństwa. Wnioski zostały natychmiast przyjęte. W większości to kapłani, u których stwierdzono posiadanie pornografii dziecięcej i którzy z tego właśnie powodu zostali skazani przez władze cywilne”.
Czytając te słowa, trudno się dziwić rozgoryczeniu, żalowi i poczuciu niesprawiedliwości dominującemu w rozmowach z ofiarami pedofilii, które czują, że o nich w Kościele nikt nigdy nie pomyślał. Jak mówi ksiądz Sicluna, biskup zobowiązany do zadenuncjowania księdza pedofila jest zmuszony wykonać gest porównywalny ze złożeniem przez ojca donosu na syna. Takim samym bólem dla Kościoła jest suspendiowanie swoich kapłanów, co można zrozumieć, zwłaszcza w przypadku duchownych starych i chorych, którzy nie mając dokąd pójść i z czego żyć, skończyliby najprawdopodobniej na ulicy.
Kto jednak pomyśli o prawdziwych dzieciach? Kto pomoże ofiarom? W wyniku zespołu stresu pourazowego często przez lata nie mogą one ułożyć sobie życia, popadając w alkoholizm, uzależnienie od narkotyków, bulimię, anoreksję czy seksofobię, i muszą się leczyć w zakładach odwykowych oraz u psychologów. O tych aspektach całej smutnej historii wciąż się zapomina.
Jak podkreśla wielu moich rozmówców, Kościół rzymskokatolicki nie jest jedynym miejscem, w którym wydarzyły się złe rzeczy. Aż 60–70 procent przypadków pedofilii ma miejsce w rodzinach, a do licznych aktów przemocy seksualnej dochodzi też w internatach, domach dziecka, więzieniach dla nieletnich. Jest również prawdą, że mniej księży niż ojców dopuszcza się przestępstw pedofilii. Wielu uczciwych duchownych przestrzegających celibatu pomaga dzieciom, a niektórzy księża zostali oskarżeni fałszywie i bezpodstawnie.
„Jednak fakt, że także w instytucjach Kościoła katolickiego dochodzi do przestępstw seksualnych, wymaga szczególnego napiętnowania, gdyż Kościół katolicki przepowiada systematycznie czystość, nakazuje swoim kapłanom żyć w celibacie i zawsze proponuje siebie jako gwaranta moralności” – twierdzi Marco Politi.
Gdyby nawet udowodniono, że wszyscy ci kapłani i zakonnicy, którzy dopuścili się molestowania lub gwałtów na nieletnich, byli homoseksualistami – to jednak należałoby pamiętać, że w chwili dokonywania czynów lubieżnych lub karalnych byli przede wszystkimi duchownymi, cieszącymi się autorytetem oraz zaufaniem przełożonych i wiernych, w tym rodziców, którzy powierzyli im swoje dzieci. żadni przedstawiciele Kościoła nie powinni więc zrzucać odpowiedzialności za wyrządzone krzywdy i zło na konia trojańskiego, jakim jest „homoseksualne lobby”.
Czy skandal pedofilii w Kościele katolickim można już uznać za zamknięty? Wszyscy moi rozmówcy uważają, że nie. Może tylko powołanie niezależnej komisji międzynarodowej, która zbadałaby raporty i dokumenty napływające ze wszystkich krajów i wydała swój werdykt, mogłoby zakończyć sprawę. Być może przyszły papież zdobędzie się na ten wielki odważny gest, zabliźniając w ten sposób tę bolesną ranę. Droga do tego jest jednak bardzo daleka. Jak słusznie zauważył Sandro Magister, „świadomość ogromu nadużyć seksualnych na dzieciach, które przez lata i przez wieki traktowano jako tabu, była i jest nadal bardzo niska w odbiorze światowej opinii publicznej oraz w odbiorze społecznym. Kultura milczenia to problem nie tylko samego Kościoła”.
