Morze Śródziemne. Przyjemne 39 stopni. I tak jest dużo chłodniej niż u nas. Siedzimy w jakieś 40 osób w niewielkiej łodzi. Wczoraj, zaraz na początku podróży, jeszcze u północnoafrykańskich wybrzeży dwie osoby wypadły za burtę i zwyczajnie się utopiły.
My płyniemy dalej. Obok nas dziesiątki łodzi, jak okiem sięgnąć. Wszyscy płyniemy na północ. Tam jest chłód i ludzie nie umierają z gorąca i głodu na ulicach. Płyniemy na północ, tam jest świat w którym można jakoś żyć. Nie chcą nas tam, ale można tam żyć, a ja zrobię wszystko by żyć. Moja najmłodsza córeczka umarła dwa lata temu podczas pierwszej wielkiej fali upałów. Mój najstarszy syn zginął w starciu przy studni. Przyjechali ciężarówką uzbrojeni po zęby i zaczęli strzelać. Na postrach głównie, ale akurat jego trafili. Zabrali tyle wody ile się dało i pojechali dalej. Nigdy o nich więcej nie słyszałem. Ostatnie lat było nie do zniesienia. Gigantyczne upały które zabijały ludzi na otwartym powietrzu, potem gigantyczna burza zmiotła połowę naszej dzielnicy. Kilku sąsiadów potonęło. Ironia, utonąć w środku upałów. Nie mam pracy, na polu nic nie urośnie, a praca w pobliskiej kopalni boksytów jest zastrzeżona dla kilku szczęściarzy. Najcięższe prace i tak wykonują automatyczne roboty. Wagony z urobkiem wyjeżdżają potem w wojskowych konwojach do wybrzeża a potem statkami do innego świata. Nie mamy nadziei, z rodziną postanowiliśmy ruszyć na północ, z dala od tego horroru. I jesteśmy teraz na nieznanym morzu, już niedaleko naszego nowego domu.
Nagle słychać przeciągły gwizd – lecą drony – ktoś krzyczy. Wybucha panika, wszyscy zaczynają gwałtownie wiosłować, ktoś skacze do wody, flotylla łodzi rozprasza się na wszystkie strony. Z góry leci na nas ogień. Słychać tylko huk i wrzaski mordowanych ludzi. Nad sąsiednią łodzią powoli zawisł jeden z dronów, kamera lekko przekręciła się w bok, jakby maszyna przez chwilę zdumiała się na ten widok. Ludzie w łodzi zamarli. W tej samej chwili wielolufowe działko rozdarło ich wszystkich krótką serią. Wszystko to trwa kilka sekund. Drony odlatują, zostawiają za sobą morze pełne krwi i potrzaskanych łodzi. Panika mija, przeżyliśmy, tym razem. Porządkujemy swoją łódź. Jest kilku rannych których trzeba opatrzyć, ale łódź jest cała. Niedługo pewnie znowu przylecą. Nie ma czasu.
Płyniemy na północ, jest nas dziesiątki. Chcemy żyć.
To powyżej to tylko króciutki scenariusz jak może wyglądać morska granica UE za kilkanaście lat. Strzelanie do rzesz imigrantów i wielkie mury, byle przetrwać. To jest oczywiście czysta fantazją i tylko możliwość naszej przyszłości. Coraz bardziej takiego scenariusza się obawiam. Tak wiem, to kolejny (długi!) tekst o tym, że być może coś dzieje się z klimatem i ze światem jaki znamy. Nie znam się na tym i nie rozumiem tego, ale coraz bardziej się tego boję.
Obawiam się, że kolejne głosy o zmianach klimatu znikają w kakofonii codziennych zwyczajnych doniesień medialnych.
Obawiam się, że to co robimy jest daleko niewystarczające, a sam nie wiem co robić by miało to sens.
Obawiam się, że politycy tradycyjnie zawiodą na całej linii zajmując się pobocznymi kwestiami tu i teraz.
Obawiam się o naszą przyszłość, nie tyle gatunku, co po prostu mojego dziecka. Coraz częściej mam poczucie że może być jednym z ostatnich pokoleń na ziemi – żyjącym w cywilizacji jaką znamy. A boję się tego, co nieznane.
Co mamy robić? To pytanie do was, elito dzisiejszego świata? Czy opracowaliście już plan własnego przeżycia w super tajnych bunkrach albo izolowanych osiedlach? Czy też rozkminiacie non stop jak nas wszystkich uratować z tego dołka w który tak dziarsko maszerujemy?
Mam zmienić swój styl życia? Co to znaczy? Torba zamiast foliówki do sklepu wystarczy by „odfajkować” ratowanie świata czy trzeba czegoś więcej? Segregacja śmieci na 4 frakcje styknie? Pytam bo w codziennym biegu trudno mi robić wiele więcej. Jak już popakuje te śmieci w osobne kubły, zbiorę zapas płóciennych toreb i różnych pudełek wielorazowych na żywność i naprawdę urobię się po pachy by to wszystko ogarnąć nie będę miał za wiele czasu i „wolnej głowy” na wiele więcej. Nie chciałbym mieć poczucia po tym wszystkim, że to na darmo. Byłbym bardzo, ale bardzo… zdenerwowany.
A może możecie wpłynąć na te wszystkie wielkie firmy by po prostu nie produkowały tych wszystkich foliówek, plastikowych opakowań i tony innego badziewia? By problem ogarnąć że tak powiem od góry? I to dziś, nie za dziesięć albo dwadzieścia lat ale dziś?
40 lat temu pojawiały się pierwsze raporty, że sposób naszego życia niemiłosiernie eksploatuje planetę i taki styl życia, oparty na wzroście ma swój kres. Nie da się wiecznie rosnąć na ograniczonej planecie. 40 lat temu mówili nam, że mamy kilkanaście lat na w miarę bezbolesne zmiany bo za te 40 lat będzie dużo trudniej. Paliwa kopalne i tak się kończą, zanim jednak się skończą, zdążą nas zabić.
Dziś jest tak jak nam mówili, a my nic nie zrobiliśmy. Przychodzi czas zapłaty bo jest już za późno na niewielkie zmiany.
Niby to rozumiemy, ale i tak robimy swoje. Zgłoszone do wydobycia zasoby kopalne (ropa, gaz, węgiel) kilkukrotnie przewyższają wszelkie limity spalania i wypuszczania CO2 do atmosfery by temperatura nie wzrosła powyżej tych magicznych 2 st.
Czasem myślę, te 2 stopnie to przecież tak niewiele. Ale ostatnio gdy temperatura była niższa o raptem 4 stopni (epoka lodowcowa) Na Bałtyku był kilometr śniegu, a lądolód kończył się w Warszawie. Raptem 4 stopni chłodniej. Zmiana (do dzisiejszego klimatu) potem następowała w przeciągu tysięcy lat. Teraz temperatura w ciągu 150 lat urosła już o ponad 1 st. I dalej idzie w górę.
Dlaczego te dwa stopnie są magiczne? Bo dalej zaczyna się magia, a my przestajemy mieć wpływ na otaczającą nas rzeczywistość. Nawet wyłączenie wszystkich fabryk i elektrowni może już nic nie zmienić, topnienie lądolodów może już następować niezależnie, wieczna zmarzlina może przestać być wieczna, a na Śląsku zamieszkają hipopotamy. Świat ustabilizuje się w końcu na nowym optimum. Świat przetrwa, z nami lub bez nas. A po wojnach klimatycznych, wykorzystaniu zasobów i bez przemysłowego rolnictwa – będzie nas o 50% mniej, albo 90% mniej.
Nie będzie jednak wielkich znaków na niebie, nie przeleci kometa na niebie. Nie będzie jednego dnia sądu i apokalipsy. Być może nawet nie dożyjemy prawdziwego „gorąca”. Po prostu życie będzie nieco trudniejsze, zaczniemy częściej walczyć o wodę i żywność, a ulice będą płonąć. W 2015 r. do Europy przybyło jakiś milion uchodźców – jaka była nasza reakcja? Ataki na obozy uchodźców, zamieszki, budowy murów i chętniejsze wybieranie partii skrajnych. Kogo wybierzemy jeśli przybędzie tu w kilka lat 100 milionów ludzi? Albo 200 milionów? Partie Zielonych czy raczej jakąś „imigranckosceptyczną”?
A przybędą, bo Afryka i duże połacie Bliskiego Wschodu zamienią się w strefy śmierci (w Indiach i Pakistanie kilka dni temu już było pod 50 stopni) , gdzie przez kilkadziesiąt dni w roku fale gorąca będą po prostu zabijać życie. A tam żyje kilka miliardów ludzi. Drogi przez Saharę i Morze Śródziemne są już mniej więcej rozpoznane, a każdy chce żyć. To mamy w DNA, wykute przez tysiące lat ewolucji na sawannie. Jak gdzieś jest źle, trzeba się przenieść.
Na marginesie, na świecie jest już dziś, w tym momencie, ponad 60 milionów uchodźców, do nas (jako do Europy) trafia ciągle niewielki procent, a w jednym roku był to raptem milion (i on już nas przerósł jako społeczeństwo). Wielkie napięcia się kumulują. Czy zdążymy wtedy myśleć o klimacie w zupełnie zmienionej społecznej atmosferze pełnej walki?
Boję się, że zanim klimat naprawdę zacznie się zmieniać – zaczniemy się zabijać w walce o kurczące się zasoby, a świat stanie się bardzo nieprzyjemny. Zdesperowani ludzie zrobią wiele, a jak mają nawet broń atomową, a sąsiad ma jeszcze trochę wody? Nawet nie zauważymy, że to przez klimat, nie zdążymy. Będziemy za to pisać kolejne artykuły o systemach gospodarczych, o konieczności szukania pracy „u siebie”, albo o nierównościach społecznych.
Niby to wszystko wiem. Boję się tego i nie boję jednocześnie. Jeśli uświadomię sobie to tak naprawdę, NAPRAWDĘ, to jaki mam wybór?
Większość z nas umrze, jeśli nie ograniczamy spalania paliw kopalnych.
Większość z nas umrze, jeśli nie ograniczymy spalania paliw kopalnych.
Czy potrafię NAPRAWDĘ uświadomić sobie znaczenie tych słów?
Co mam robić? Łapać jakiekolwiek działanie z wiarą, że małe czyny robią wielkie zmiany? Pewnie coś pomogą, ale jeśli poszedłbym dziś na budowę i zaczął robić cokolwiek i tak samo wszyscy moi znajomi – to myślę, że na końcu bylibyśmy bardzo zmęczeni, domu byśmy nie postawili, za to zrobili mnóstwo zamieszania.
Elito, politycy, Unio, ONZcie czy wszystkie rynki świata. Zróbcie coś, zajmijcie się tym, zamknijcie wszystkie mądre głowy w jednym miejscu i na Boga i Einsteina – działajcie.
Jestem bardzo, ale to bardzo przerażony tym wszystkim. A przerażeni ludzie w wielkiej masie – to nie jest najlepsza grupa do kreatywnych rozwiązań problemów z klimatem.
Działajcie, bo nasze niezorganizowane wysiłki nie na wiele się zdadzą.
Działajcie w imię swoich i naszych dzieci, jakkolwiek to patetycznie brzmi.
Działajcie, a będziemy działać z wami!