Skoro mówimy o podręczniku dla uczniów liceów i techników, czyli po prostu publikacji skierowanej do nastolatków, nie wystarczy pocieszenie, że w 60% jest ona merytorycznie poprawna. Taka publikacja nie dość, że musi być poprawna w 100%, to ponadto musi spełnić szereg innych wymogów i oczekiwań, jakie stawia się podręcznikom.
Trudno nie mieć osobistego stosunku do publikacji autorstwa profesora, którego podręczniki towarzyszyły ci przez pierwsze lata studiów wyższych. Do egzaminu z historii powszechnej XX w. na I roku politologii uczyłem się z Półwiecza Wojciecha Roszkowskiego, zaś na II roku historia Polski XX w. prowadzona była przez wszystkich wykładowców w oparciu o jego podręcznik pt. Najnowsza historia Polski, pisany jeszcze w dawnej rzeczywistości politycznej pod pseudonimem Andrzej Albert. Obie publikacje towarzyszyły także moim własnym studentom i uczniom, podopiecznym maturzystom, olimpijczykom i debatantom. Jako że przez lata publikacje prof. Roszkowskiego były przeze mnie polecane i promowane, czuję się w obowiązku, aby powiedzieć o grzechach głównych komentowanego w ostatnich miesiącach tak szeroko podręcznika (sic!) do historii i teraźniejszości.
W zasadzie większość publikacji zdaje się być wzorowana na innych podręcznikach akademickich Wojciecha Roszkowskiego i rzecz jasna nikt z komentatorów, jak również ja, nie zamierzał i nie zamierza podważać wiedzę historyczną Roszkowskiego, której dowody dawał czy to w Półwieczu, czy w Najnowszej historii Polski. Nie ma się jednak co dziwić, że komentatorzy, publicyści, akademicy i nauczyciele nie „rozpływają się” na tym, co w podręczniku – zarówno szkolnym, jak i akademickim – powinno być standardem, czyli po prostu stan wiedzy zgodny z osiągnięciami nauki. W przypadku rzeczonego podręcznika do historii i teraźniejszości rzeczywiście ok. 60% treści nie budzi ani kontrowersji, ani tym bardziej naukowo-moralnego sprzeciwu. Skoro jednak mówimy o podręczniku dla uczniów liceów i techników, czyli po prostu publikacji skierowanej do nastolatków, nie wystarczy pocieszenie, że w 60% jest ona merytorycznie poprawna. Taka publikacja nie dość, że musi być poprawna w 100%, to ponadto musi spełnić szereg innych wymogów i oczekiwań, jakie stawia się podręcznikom.
Grzech 1: Podręcznik, który nie jest podręcznikiem
Ponieważ praca Wojciecha Roszkowskiego pt. Historia i teraźniejszość 1945-1979 uzyskała dopuszczenie Ministerstwa Edukacji i Nauki (numer ewidencyjny w wykazie MEiN: 1145/2022), dlatego oczywiście trzeba ją określać mianem podręcznika. Wszystko, co napiszę o nim poniżej, rzecz jasna sprawia, że bardziej adekwatne będzie określanie go mianem „podręcznika” (w cudzysłowie) czy wręcz „pseudo-podręcznika”, gdyż nawet pobieżne jego przejrzenie i porównanie do innych podręczników pozwoli wnioskować o niedostosowaniu tej publikacji do zwyczajów dydaktycznych i potrzeb uczniów i nauczycieli polskiej szkoły. W publikacji tej nie ma właściwie tekstów źródłowych, a przecież praca podczas lekcji przedmiotów humanistycznych musi bazować na analizie i interpretacji źródeł historycznych, w tym źródeł pisanych. Brak również materiałów źródłowych innego typu: statystyk, wykresów czy schematów, które dla uczniów szkół ponadpodstawowych są niezwykle istotne w procesie przyswajania i utrwalania wiedzy, jak również ćwiczenia nabytych umiejętności. W całym podręczniku pojawia się ledwie kilka map, choć wydawałoby się, że rzetelna edukacja historyczna bez wykorzystanie tego typu materiału nie jest możliwa.
Również materiały graficzne – ilustracje i zdjęcia – na które zdecydowali się redaktorzy podręcznika w niewielkim stopniu odpowiadają rzeczywistym potrzebom, które wynikają z realizacji treści kształcenia przewidzianych podstawą programową nowego przedmiotu. Większość z nich ma charakter czysto encyklopedyczno-dokumentacyjny, czyli przedstawia wybrane – dość selektywnie – postaci historyczne. Duża część przedstawia sceny epatowania przemocą: pobitych lub właśnie bitych opozycjonistów, sceny z działań wojennych, wybuchy, zwłoki ludzi, uzbrojonych żołnierzy etc. Taka skala namacalnie zwizualizowanej przemocy i krzywdy powinna zatrważać rodziców, nie tylko nauczycieli. Nawet jeśli przyjmiemy, że również młodych ludzi powinniśmy oswajać ze złem otaczającym nas na świecie, to jednak skala, z jaką dokonuje się tego w tym podręczniku, wydaje się ogromna. Niektórzy pewnie również zastanawiać się będą, dlaczego w podręczniku takim znalazło się aż siedem zdjęć papieża Jana Pawła II, także jeszcze z okresu przed wstąpieniem na tron papieski, oraz aż pięć zdjęć prymasa Stefana Wyszyńskiego.
Na stronach 248 i 249 znajdziemy zdjęcia z kampanii Andrzeja Dudy i Prawa i Sprawiedliwości. Choć rozdział dotyczy lat 1953-1962, to na ilustracji widzimy Andrzeja Dudę po zwycięstwie wyborczym z 2020 r. Na stronie obok tymczasem uśmiechają się do nas przyjaźnie: prezes Jarosław Kaczyński, premier Mateusz Morawiecki i europoseł Joachim Brudziński. To ten sam rozdział podręcznika poświęcony historii lat 50. I 60., zaś w opisie zdjęcia mowa m.in. o pierwszych demokratycznych wyborach w Polsce w 1991 r. Można mieć wrażenie, że ktoś wpadł na pomysł, aby przy okazji lekcji o rozwoju demokracji w pierwszych dekadach po II wojnie światowej trochę popromować polityków partii rządzącej. Wydaje się, że redaktorzy podręcznika Roszkowskiego – bo trudno mi podejrzewać samego autora o osobisty dobór wszystkich fotografii i ilustracji – nie potrafili dokonać właściwej dla tego typu publikacji selekcji materiałów graficznych. Nie mieli również świadomości (bądź również czasu – biorąc pod uwagę ekspresowe prace nad przygotowaniem tego podręcznika), że katalog materiałów źródłowych stosowanych w tego typu publikacjach, jest jednak dużo szerszy i bardziej różnorodny. Publikacja ta nie przypomina zatem typowego podręcznika szkolnego, a wręcz – odstaje od tego, jak współcześnie przygotowywane są typowe podręczniki.
Grzech 2: Publicystyka, zamiast naukowego dystansu
Typowy podręcznik powinien być pisany z odpowiednio naukowym dystansem, językiem zrozumiałym dla jego odbiorców, dostosowanym do ich zdolności percepcyjnych oraz z wykorzystaniem pojęć i terminów, które dla tych odbiorców będą w pełni zrozumiałe. Praktyką podręczników szkolnych jest również umieszczanie słowniczków nowych pojęć lub tłumaczenie ich wprost w ciągu lekcji. Nie znajdujemy tego zupełnie w podręczniku Wojciecha Roszkowskiego. Język, jakim podręcznik ten jest pisany, jest skierowany raczej do ludzi dorosłych. Wymaga nie tylko szerokiej znajomości pojęć, z którymi uczeń, który ledwie ukończył klasę ósmą, mógł w ogóle nie mieć kontaktu, ale również znajomości metaforyki, która wymaga szerszej wiedzy i doświadczenia życiowego. Roszkowski pisze przykładowo o „elitaryzmie elit”, „aktywnym populizmie”, „synekurach”, „meandrach”, „pozornym dialogowaniu” czy „koterii konserwatywnej”, zakładając, że czternastolatkowie już pojęcia i metafory te rozumieją. Ba, autor pisze nawet o „imperialistach”, choć nie zdążył uprzednio wyjaśnić kontekstu stosowania tego pojęcia przez propagandę komunistyczną.
Obok języka dla nastolatka kompletnie niezrozumiałego znajdziemy jednak szereg wtrąceń i dygresji, które mają charakter wybitnie publicystyczny. Czegoś takiego w podręczniku wydanym w okresie III RP, szczerze mówiąc, jeszcze nie widziałem. W podręcznikach do historii, wiedzy i społeczeństwie czy języka polskiego jak najbardziej jest miejsce na teksty publicystyczne, jednakże muszą być one wyraźnie oznaczone wraz z podaniem odpowiedniego opisu bibliograficznego. Teksty tego typu w podręczniku spełniają charakter materiału źródłowego, który na lekcjach poddaje się analizie i interpretacji. Tymczasem w podręczniku Roszkowskiego stosowanie języka publicystycznego jest domeną autora. Publicystyczne wtręty znajdują się właściwie w każdym rozdziale. Przy okazji wydarzeń rewolucji seksualnej 1968 r. Roszkowski wspomina o „klęsce wolności słowa”, „zwariowanych postulatach protestujących”, „najbardziej radykalnych agitatorach”, „kulminacji gwałtów” (s. 339). Przy okazji problemów rasowych w USA pisze o „wyjątkowo niemoralnym efekcie marksistowsko-leninowskiej dialektyki nieprzejmującej się stosami ofiar na drodze do wyznaczonego celu” (s. 341). W rozdziale o „małej stabilizacji” sugeruje, że „prawo i sprawiedliwość nie zawsze znaczą to samo” (s. 371) a „człowiek nie może żyć i rozwijać się w chaosie” (s. 371). W rozdziale poświęconym komunizmowi czytamy, że „grzechem pierworodnym i najcięższym komunizmu był jednak moralny relatywizm” (s. 30), zaś w rozdziale poświęconym wyborom pisze, że „mamy wiele przykładów w historii, kiedy za praworządność uchodziło respektowanie złego, nawet okrutnego prawa” (s. 75). Autor pozwala sobie również na uwagi dotyczące psychologii emocji – wskazuje, że „emocje są dobre przy składaniu życzeń, oglądaniu meczu piłkarskiego czy sztuki teatralnej” (s. 75). Taki publicystyczny język towarzyszy całej tej publikacji, co sprawia, że trudno ją traktować jako odpowiednią dla uczącej się w szkole młodzieży.
Grzech 3: Ideologizacja, zamiast obiektywnej sprawozdawczości
Podręcznik Roszkowskiego nie spełnia wymogów obiektywizmu, jakie stawia się pomocom dydaktycznym. Jest on głęboko zideologizowany, a wiele zawartych w nim treści uzyskuje wymiar upolityczniony. Dominuje w nim punkt widzenia, który jest charakterystyczny dla środowisk związanych z Prawem i Sprawiedliwością oraz narracja typowa dla prawicowej publicystyki. Oczywiście Roszkowski ma prawo mieć takie poglądy i widzieć świat przez pryzmat właśnie takich okularów, jednakże nie wolno takich rzeczy robić w podręcznikach. Ministerstwo Edukacji i Nauki nie powinno zaś dopuszczać do użytku szkolnego takiej publikacji, tym bardziej przyłączać się do akcji promocyjnej wydawnictwa. Już na pierwszych stronach podręcznika autor deklaruje niemalże, że w swojej publikacji zamierza walczyć o prawdę. Pisze, że „często przyjmuje się, że prawdziwe jest to, co głosi większość. Tak czasem faktycznie bywa, ale nie jest żadną żelazną regułą” (s. 15). W rozdziale poświęconym ideologiom nie znajdujemy żadnego naukowego wyjaśnienia tego terminu, ale hasłowe stwierdzenie, że „słowo ideologia słyszymy bardzo często; pojęcie to wybrzmiewa negatywnie. Stało się w naszych czasach bardzo ważnym elementem dyskursów publicznych. Ideologia jest uproszczoną wersją filozofii na potrzeby różnorodnych programów politycznych” (s. 19). Tekst ten kompletnie mija się ze stanem wiedzy naukowej. Widać, że autor nie ma pojęcia o ideologiach i doktrynach politycznych i dalej tkwi w publicystycznym dyskursie formacji politycznej, z którą sympatyzuje. W dalszej części autor wymienia ideologie polityczne, wśród których obok socjalizmu, liberalizmu, feminizmu i chadecji pojawia się – o, zgrozo! – ideologia gender (s. 19). Tak daleko posuniętej bzdury nie czytałem jeszcze w żadnym podręczniku. W tym miejscu trzeba przypomnieć, że hasło „ideologii gender” jest wymysłem prawicowej publicystyki i było orężem dyskursu polityków Prawa i Sprawiedliwości, wymierzonym przeciwko mniejszościom seksualnym. Na coś takiego nie powinno być miejsca w podręczniku.
Rozdział poświęcony ideologiom w ogóle przesycony jest błędami merytorycznymi i ideologiczno-politycznymi wstawkami. Czytamy w nim, że „Podobnie jak komunizm nie był tylko wybrykiem zwyrodniałego umysłu Lenina i Stalina, tak i nazizm nie był tylko produktem opętania Adolfa Hitlera. Obydwa nurty totalitaryzmu wyrastały z głębokich korzeni intelektualnych zafałszowań, nieraz nawet intelektualnych zboczeń europejskich” (s. 19). O filozofie Oswaldzie Spenglerze Roszkowski pisze, że jego „poglądy ilustrują ducha nazizmu” i że postulował „prawo silniejszego” oraz był „rzecznikiem niemieckiej pychy i powielał nietzscheańskie ideały woli mocy i nihilizm, uważając człowieka za drapieżnika” (s. 19). Szczęśliwie przeciętny czternasto- i piętnastolatek nic z tego nie zrozumie, jednakże absolwent filozofii czy politologii całkiem słusznie postawi pytanie o wiedzę i znajomość filozofii i dziejów ideologii po stronie autora tych uproszczeń. Dalej autor pisze, że „w nazizmie degeneracji uległ i rozum, i wiara” (s. 22), a III Rzesza pozostawiła po sobie „trwały ślad skrajnej nikczemności” (s. 22-23). Swoistą kontynuacją tych treści jest rozdział poświęcony komunizmowi, z którego dowiadujemy się, że „dualizm absolutnego zła (…) i absolutnego dobra (…) był gwałtem na racjonalności, do której komuniści nieustannie się odwoływali” (s. 28). Pisze również – przypominam, że mowa o podręczniku skierowanym do czternasto- i piętnastolatków – że „jednym z podstawowych założeń marksistów stała się idea sformułowana w Tezach o Feuerbachu Marksa” (s. 28), a „wszystkie te potworności, sprzeczności i niedorzeczności tłumaczono dialektyką” (s. 28). Jakby tego było mało, to w tym samym rozdziale, dla zilustrowania komunizmu i historii lat 1945-1953, zamieszczono zdjęcie Jeana-Claude’a Junckera, byłego przewodniczącego Komisji Europejskiej, przemawiającego na konferencji poświęconej Karolowi Marksowi.
Grzech 4: Eurosceptyczne fobie, zamiast próby zrozumienia zmian
W podręczniku znajdziemy również szereg wątków, które jednoznacznie należy określić mianem eurosceptycznych. Europa i Zachód ukazywane są przez Roszkowskiego jako część świata, którą dotknęło w sposób wyjątkowy moralne zepsucie. Wypływa z tych fragmentów typowy dla polskiej prawicy strach przez cywilizacją i zmianą społeczną. Strach, który całkowicie paraliżuje i uniemożliwia piszącemu zrozumienie zachodzących wokół zmian i rzetelne ich opisanie. Tym samym podręcznik ten promuje w młodych ludziach uproszczenia dotyczące cywilizacji zachodniej, budzi w nich obawy przed zmianami, kompletnie na nie nie przygotowując. O Europie w latach 50. pisze Roszkowski, że szybkiemu rozwojowi gospodarczemu towarzyszył „kryzys tożsamości”, a „wzrost konsumpcji zagłuszał problemy egzystencjalne” (s. 223). Rozwój cywilizacyjny podaje Roszkowski w wątpliwość, wskazując, że „nie należy uświęcać każdego postępu, bo może on dotyczyć postępu w organizowaniu zła. Nie można wyzwalać każdego człowieka, jeśli on w ogóle nie czuje się uwięziony lub skrępowany” (s. 227). Postęp utożsamia Roszkowski przede wszystkim z seksualizacją i pornografizacją życia publicznego, co notabene obnaża w jego publikacji kolejne fiksacje polskiej prawicy. Zachód jest w podręczniku do historii i teraźniejszości przedstawiany jako siedziba wszelkiego zła, o którym polscy prawicowi publicyści piszą i którym straszą „prawdziwych Polaków”. Według Roszkowskiego „europejskim symbolem kobiecego seksu stała się Brigitte Bardot” (s. 224), a „od lat sześćdziesiątych XX w. rewolucja seksualna podkopywała także fundamenty życia rodzinnego na Zachodzie. Z czasem codzienną praktyką stały się rozwody i współżycie bez zobowiązań” (s. 225).
W kontekście krytyki Zachodu Roszkowski nie mógł również powstrzymać się przed wyciągnięciem potwora gender i uderzeniem w dzieci poczęte z pomocą metody in vitro. W rozdziale poświęconym kulturze i rodzinie w latach 50. i 60. pisze on, że „lansowany [jest] obecnie inkluzywny model rodziny, zakładający tworzenie dowolnych grup ludzi, czasem o tej samej płci, którzy będą przywodzić dzieci na świat w oderwaniu od naturalnego związku mężczyzny i kobiety, najchętniej w laboratorium” (s. 226). Dalej pisze on, że „coraz bardziej wyrafinowane metody odrywania seksu od miłości i płodności prowadzą do traktowania sfery seksu jako rozrywki, a sfery płodności jako produkcji ludzi, można powiedzieć hodowli” (s. 226). Równolegle zaś ubolewa na tym, że „stale redukowano stroje plażowe, czego wyrazem była moda na skąpy, dwuczęściowy kostium bikini. Kobiece ciało stawało się coraz częściej swego rodzaju przedmiotem używanym w reklamie” (s. 229). Stara się również udowodnić, że „przemiany obyczajowe przyspieszyło wprowadzenie na rynek pigułki antykoncepcyjnej w 1962 r. Zachęcała ona coraz więcej młodych kobiet do akceptacji stosunków przedmałżeńskich lub pozamałżeńskich” (s. 334). Wydawałoby się, że w podręczniku, w którym prezentuje się zmiany obyczajowe zachodzące w XX w., autor raczej powinien wykazać się swoją historyczną świadomością i wiedzą oraz odwołać się powinien do dorobku badań socjologów i historyków moralności. Tymczasem znajdujemy w nim groteskowe utyskiwania starszego pana, który najprawdopodobniej zupełnie utracił kontakt z otaczającym światem. Ponadto zapomniał chyba o tym, że zmiany obyczajowe i moralne dokonywały się zawsze, choć – rzecz oczywista – w różnym tempie i z różnych pobudek.
W podręczniku do HiT-u usiłuje się promować – w sposób śmieszny i wyjątkowo niesubtelny – wąsko postrzegane tradycyjne wyobrażenie o relacjach społecznych. Roszkowski nie charakteryzuje zmian, nie przedstawia danych naukowych, które obrazowałyby ich skalę, ale gorszy się nimi, ubolewa i popłakuje. Widać, że kompletnie nie rozumie otaczającego go świata i młodych ludzi, do których skierowany jest jego podręcznik. Nieustannie i w sposób nieszczególnie subtelny wtłacza czytelnikowi swoje heterocentryczne, patriarchalne i dewocyjne wyobrażenia o świecie. Wskazuje przykładowo, że „relacje damsko-męskie, ale te łączące się z całym bogactwem uczuć i przeżyć człowieka, stanowią jeden z najczęstszych tematów podejmowanych na przestrzeni wieków w twórczości literackiej i artystycznej. Wolna miłość, a więc seks bez zobowiązań, nigdy dotąd nie stanowiła programu ideowego żadnego masowego ruchu społecznego” (s. 335). Takich uproszczeń, stereotypów i uprzedzeń znaleźć można w tej publikacji dużo więcej. Wyłania się z nich wizerunek złej Europy i biegających po niej ludzi, którzy czyhają tylko na to, aby zaproponować wszystkim otaczającym ich przedstawicielom tej samej płci wolną miłość, a właściwie swobodny zwierzęcy seks. Choć Roszkowski pisze, że „dosłowność w ukazywaniu seksu i przemocy zdominowała ekrany kinowe i telewizyjne” (s. 335), to jednak czytając jego podręcznik do HiT-u można odnieść wrażenie, że te dwa tematy zdominowały jednak jego publikację. Gorszy się nad młodym pokoleniem, o którym pisze, że „zaspokajanie potrzeby przyjemności bez odpowiedzialności za swe czyny stało się wyznaniem wiary młodego pokolenia” (s. 335), jednak to on nie potrafi oderwać się od swoich seksocentrycznych myśli, które nieustannie powracają w tych fragmentach jego publikacji, które dotyczą spraw społecznych i kulturowych.
Pomnik rządów ministra Czarnka
Czym zatem jest publikacja Wojciecha Roszkowskiego, którą Ministerstwo Edukacji i Nauki uznało za podręcznik do nauczania historii i teraźniejszości w liceum i technikum? De iure jest to podręcznik do stworzonego przez ministra Czarnka przedmiotu, który ma być rzekomo symbolem rzetelnej i właściwej edukacji historycznej w szkołach ponadpodstawowych. De facto zaś jest to namacalny przykład tego, co rządy Prawa i Sprawiedliwości robią i pragną jeszcze zrobić z polską szkołą. Ludzie ci wymyślili sobie, że przy pomocy podstawy programowej, ramowych planów kształcenia i podręczników dopuszczanych przez Ministerstwo Edukacji i Nauki, stworzą nowego człowieka. Wymyślili sobie, że przebudują mózgi czternasto-, piętnasto- i szesnastolatków i że zrobią to nowym przedmiotem szkolnym i podręcznikiem do jego nauczania. Wymyślili też sobie, że ten nowy człowiek będzie po prostu myślał tak, jak oni by chcieli i że będzie na nich głosował. Podręcznik Wojciecha Roszkowskiego do HiT-u jest właśnie symbolem i namacalnym dowodem tych ich planów i oczekiwań, jest pomnikiem rządów ministra Czarnka i pomysłów Zjednoczonej Prawicy na polską edukację. Co jednak najważniejsze, te ich pomysły dowodzą namacalnie, że kompletnie nie rozumieją oni dzisiejszej młodzieży i współczesnego świata. Nie mają pojęcia, jak dotrzeć do młodych ludzi i jaka forma przekazu będzie najwłaściwsza, żeby w ogóle być przez nich usłyszanym. Gdyby to wszystko wiedzieli, to nie mieliby złudzeń, że sposobem na to nie będzie pseudo-podręcznik, pełen błędów merytorycznych, ideologicznych przekłamań i dewocyjnych wynaturzeń rodem z tekstów prawicowych publicystów.
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14–16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji na: www.igrzyskawolnosci.pl
