Günter Grass napisał wiersz. Wiersz ten zapewne spodoba się wielu skrajnie lewicowym środowiskom w zachodniej Europie, lecz z mojego punktu widzenia niemiecki poeta napisał swój własny wyrok. Skazał się potępienie.
Günter Grass napisał w wierszu o Izraelu i Iranie, ich nabrzmiewającym konflikcie, którego głównym powodem jest to, że elementem oficjalnej linii w polityce zagranicznej Teheranu jest trudny do negocjacji cel „zmiecenia Izraela z powierzchni Ziemi”. Grass jednak, jako pisarz od zawsze oryginalny, uznaje Izrael za zagrożenie dla pokoju i apeluje do powstrzymania go przed mordem na narodzie irańskim.
Gdy człowiek przykłada do analizy rzeczywistości stale miarę doktrynerską, to w końcu traci z tą rzeczywistością kontakt. Grass kontakt ten ostatecznie stracił. Ma rację, gdy pisze, że Izrael i Iran oba posiadają (czy też, jak w przypadku Iranu, niebawem będą posiadać) pozostającą poza kontrolą społeczności międzynarodowej broń nuklearną. Nie stawia to ich jednak na takiej samej płaszczyźnie. Izrael nigdy nie groził żadnemu państwu użyciem broni masowego rażenia. Iran takie działanie względem Izraela ma pośród głównych deklaracji swojej polityki zagranicznej. W rękach Izraela broń jądrowa jest bezpieczna, ponieważ przywództwo tego kraju stanowi gwarancję, że nie zostanie ona użyta w sposób ofensywny. Irańskie przywództwo natomiast ewidentnie planuje takie jej użycie.
Grass krytykuje plany Izraela, który chce ewentualnie zaatakować uprzedzająco irańską infrastrukturę programu atomowego. Atak Izraela, nawet jeśli nastąpi, nie będzie atakiem bronią masowego rażenia. Czy pisarz woli, aby pierwszy zaatakował Iran bronią nuklearną, a Izrael czekał na to bezczynnie? Czy to jest poważne?
To oczywiście poważne nie jest, a pan Günter Grass nie jest osobą zasługującą na poważne traktowanie w debacie politycznej. Ma on swoje dzieła, wybitną literaturę i to jest pole, na którym się sprawdza. Na polu polityki występuje od dawna jako prymitywny demagog, populista, utopijny bajarz, często rozchodzący się z faktami. Teraz dochodzi do tego antyizraelski fanatyzm, którym zainfekowana jest duża część skrajnej lewicy w Europie, komunistów, trockistów, maoistów i innych tego rodzaju grupek. Ich irracjonalna, instynktowna nienawiść wobec „imperializmu” USA, którą zaszczepił w nich onegdaj w epoce „pożytecznych idiotów” ZSRR, teraz procentuje w postaci automatycznej nienawiści wobec Izraela zgodnie z logiką „duży szatan, mały szatan”. Hitlerek XXI wieku, pan Ażmadineżad, okazuje się akceptowalnym partnerem antyizraelskiej kampanii propagandowej.
Wbrew nadziejom ludzi pokroju Güntera Grassa, Izrael nie będzie czekał w napięciu, aby zobaczyć, czy uzbrojony w broń jądrową Iran spełni swoje groźby i dokona ataku np. na Tel Awiw. Izrael ma prawo się bronić przed tym zagrożeniem.
W mojej ocenie Günter Grass oszalał. Nie będę twierdził, że jako Niemiec nie ma prawa do głoszenia takich poglądów, bo je ma. Nie będę twierdził, że głosząc je staje się antysemitą, bo to nieprawda. Nie trzeba być antysemitą, aby mieć takie poglądy. Trzeba być niespełna rozumu.