Dworzec Główny w Krakowie. Peron 4. Zjeżdżasz w dół schodami i widzisz armagedon. Punkt zwany szumnie „recepcyjnym” Miasta Krakowa – dzieci albo płaczą, albo biegają albo siedzą wystraszone na pojedynczej walizeczce, inne śpią na ziemi. Zdezorientowane mamy rozglądają się niepewnie dookoła. Wszyscy zmęczeni, przerażeni. Najbardziej uderza ich absolutnie pusty wzrok… Trudno się tam już oddycha, powietrze jest stęchłe od nieumytego tłumu. Bo gdzie niby nasi goście mieliby się umyć?
Tak jest w Krakowie od poniedziałku. Miasto się zatkało, nie ma już mieszkań do oddania, podobnie ma się rzecz z najmem krótkoterminowym. Wynajmujący mówią o rocznych umowach, a przecież prawie nikt nie jest w stanie powiedzieć co będzie za miesiąc czy dwa. Miasto mówi: „My tylko kierujemy do instytucji, hoteli” – czyli gdzie konkretnie? Aktualnie nic nie ma…
No dobra, podejmujemy szybką decyzję, że weźmiemy do siebie cztery osoby. – Gdzie mamy to zgłosić? Mężczyzna w punkcie patrzy na mnie kpiąco: – Wybierzcie sobie… – Mówi pan o ludziach, a nie o towarach na półkach! Facet odwraca się i zajmuje się dalej swoim staniem w drzwiach.
Przed wejściem kłębiący się tłum, w środku urzędnicy wysyłają maile do hoteli z pytaniami o wolne noclegi! W nocy puste biurka i komputery bez obsługi… Czynne 24 h/dobę? Nie sądzę…

***
Z dworca zabieramy dwie rodziny. Babcia z czteroletnim chłopcem. Jej córka, matka chłopca,pracuje w Grudziądzu, miała ich odebrać, ale nikt nie chciał jej przywieźć do Krakowa. Nikt też nie udzielił im informacji, jak się do tego Grudziądza dostać. Możemy u was przenocować? Na chwilę włącza się bariera językowa, ale natychmiast organizujemy tłumacza języka ukraińskiego na telefon. Już z domu kupujemy bilet na Pendolino do Iławy (na następny dzień) – oczywiście za Pendolino (wyższa półka) trzeba normalnie zapłacić. Kupujemy babci bilet i organizujemy jej transport do córki z Iławy do Grudziądza (nie chcemy, żeby w Iławie powtórzył się krakowski koszmar). Chłopczyk cały czas płacze i nie wypuszcza z ręki samochodziku. Mój syn leci na strych i znajduje klocki. Mały się uspokaja i nawet pije sok jabłkowy. Jest godzina 1 w nocy. Następnego dnia, udaje się dowieźć babcię i dziecko do mamy. Są więc pierwsze małe sukcesy – pierwsze zaopiekowane osoby.
Dlaczego informator drukują na własną rękę mieszkańcy Krakowa? Z tego, co się dowiedziałam, taki informator powstał dzięki pracy członków grupy Krakowskie Dębniki dla Ukrainy. Pierwsze 1.500 egzemplarzy zostało wydrukowanych z prywatnych pieniędzy. Więc teraz może wystarczy tylko wydrukować? W jakiejś spec bezprzetargowej procedurze?
Druga rodzina to mama z synem. Chłopak ma 16 lat i dwa miesiące do matury – w Ukrainie szkoła trwa 11 lat. Mama pracowała na produkcji w firmie, która ma też siedzibę w Polsce. Obiecali, że ją przeniosą, że dadzą tu pracę, ale póki co, zero kontaktu. Telefony podane na stronie internetowej niestety nie działają. Jeden wpis na Facebooku i w 5 min znajduję kontakt, nawet nie do szeregowego pracownika, ale już bezpośrednio do działu HR tej firmy. Kilka telefonów i firma obiecuje zatrudnić kobietę w swoich zakładach. Mamy tylko przez tydzień jeszcze się nią zaopiekować, bo procedury trwają. Dla nas na szczęście to nie problem. Pomieścimy się.
Co dalej z jej synem? Nie chce tracić roku, co proponuje mu polski system. Chce zdać maturę i iść na studia. Mówi po niemiecku i angielsku. Podobno jednym ze sposobów na wychodzenie z szoku jest rozmowa i „urealnianie”, które pomagają dzieciom odreagować stres. Na szczęście oddolnie wielu psychologów dzieli się też taką wiedzą i chwała im za to. Wieczorem długo rozmawiamy z naszymi gośćmi, oglądając Ligę Mistrzów. Wczoraj na ekranie Lewandowski, dzisiaj Zinczenko. Mój czternastoletni syn dyskutuje z szesnastoletnim Nikitą o polsko-ukraińskiej przeszłości. O Chmielnickim, Banderze, Wołyniu, UPA. Bez emocji, każdy tłumaczy swoją perspektywę. Śmieją się, że Polska miała już unię z Litwą, to może czas na Ukrainę?
Następny dzień przynosi wyprawę po szkołach – co z nimi? Z dzieciakami, które były już tak blisko matury i którym wojna odebrała możliwość kontynuowania nauki online (tak informacyjnie dla naszych rządzących – nie, w miastach takich jak Charków, czy Chersoń szkoły nie działają, bo albo nauczyciele uciekli, albo siedzą w piwnicach).
Po wielu próbach jest promyk nadziei, że jedno z publicznych liceów zorganizuje indywidualny tok – szybkie porównanie podstawy programowej obu krajów i cztery przedmioty ukraiński, matematyka, angielski i jeszcze jeden – jak to zrobić najprościej, żeby nie była to fizyka, chemia czy inny przedmiot, gdzie specjalistyczny język powoduje, że bariera jest zbyt duża? Znowu oddolne działanie, znowu brak jakiegokolwiek pomysłu. Dlaczego po prostu nie umożliwić tym dzieciakom zdania matury w Polsce? Dlaczego w szkole podstawowej mogą być tłumacze, ale w liceum już nie? Dlaczego władza nam przeszkadza i mówi – dzieci nie znają polskiego, nie mogą chodzić do publicznej szkoły?
Przecież można dać im szansę, by tu i teraz rozpoczęły studia. Potrzebujemy wielu specjalistów, młodych ludzi do pracy. Dlaczego nie wykorzystać tej sytuacji? Dlaczego choć raz nie użyć mózgu do tego, do czego został stworzony?

***
Organizują się pierwsze szkoły dla ukraińskich dzieci. Ale niemal wyłącznie w wielkich miastach, w Krakowie, Warszawie. A co ze wszystkimi małymi ośrodkami, gdzie ludzie rozlokowani są w prywatnych domach, a nie we wspólnych akademikach, czy hotelach? W takich ośrodkach ukraińskie kobiety wymieniają się opieką, a inne ruszają do pracy. Tak jest to możliwe, ale po pierwsze – na chwilę, a po drugie – w wielkich miastach. Mniejsze gminy nie dostarczają takich rozwiązań, bo nie mają ani lokalizacji (aktualnie uchodźcy – nie lubię tego słowa, może nasi Sąsiedzi, Goście, widziałam już Przychodźców), dla których nie starczyło prywatnych lokali, śpią na salach gimnastycznych. Czy to jest jakieś rozwiązanie? Nie, to tylko tymczasowy półśrodek.
Potrzeba dobrze skomunikowanych miejsc, gdzie zostaną utworzone sale dla dzieci w różnym wieku,. Miejsc, które mogłyby pełnić rolę ukraińskich żłobków, przedszkoli, czy wreszcie świetlic, gdzie straumatyzowane dzieci, będą miały szansę na zabawę i rozmowę z rówieśnikami. Na namiastkę normalności. Zajęcia sportowe, gry, zabawy. Nie potrzeba wiele. Z dziećmi przyjechały ich matki – często wykwalifikowane nauczycieli pedagożki, psycholożki. One mogą i powinny w takich miejscach pracować, żeby inne matki mogły zasilić branże, które naprawdę potrzebowały i potrzebują pracowników. Gastro, beauty, sklepy, produkcja… To tak na początek.
Dzień 15. Kraków, Wrocław, Warszawa pękają już w szwach, a małe miasta, miasteczka czekają i są przygotowane. Mówią, że nikt nie chce tam przyjeżdżać. To nieprawda! Nie, nie chce, tylko ludzie najzwyczajniej nie mają o tym pojęcia! Tłumaczmy ludziom, żeby nie bali się jechać do małych miasteczek, wsi, pokażmy im jak ta jest pięknie, jak ciepli i przyjaźni ludzie tam na nich czekają. Dopiero stamtąd za kilka dni można już w ludzkich warunkach kierować ich dalej, do ich nowych miejsc pracy, życia lub dalej za granicę. Dlaczego nikt nie mówi o tym głośno, dlaczego nie działa informacja, dlaczego tylko my, pojedynczy ludzie, musimy o tym informować, odkrywać kolejne Ameryki i wyważać otwarte drzwi???
Jak jest?
DEZINFORMACJA – brak informacji powoduje chaos, strach i niepewność. Gdzie są plakaty, ulotki informatory? Dworce powinny być oplakatowane, informacja TAKŻE w języku ukraińskim) powinna być podawana już w autobusach, czy w pociągu.
TŁUM – dlaczego wszyscy kierują autobusy i pociągi pełne ludzi do dużych miast? Bo wygodniej jest ich wysadzić i pędzić dalej po następnych? Bez chwili zastanowienia się. Tak nie można działać długofalowo. Czy to jest naprawdę taki problem, żeby pociągi zatrzymały się w mniejszym mieście, gdzie będzie luźniej i gdzie będą na ludzi czekały podstawione autobusy, które zawiozą ich do miejsc, gdzie zaspokoi się ich pierwsze potrzeby–
***

Jak to wszystko działa? Znalezione na Facebooku. 4 FAZY REAKCJI NA NAGŁY GLOBALNY KRYZYS. Opis na podstawie badań i wiedzy psychotraumatologów.
„FAZA HEROICZNA, w której następuje działanie i mobilizacja wszelkich sił i środków, żeby przetrwać.”
Telefon do Stowarzyszenia Piękne Anioły. 130 osób – matki z dziećmi w jednym z domów studenckich. Potrzeba wszystkiego – bielizny, chemii, kosmetyków, pieluch. Krótki, jasny przekaz: jak ktoś nie dowiezie mopów, utoniemy w brudzie! Szybka akcja, posty na Facebooku, zgłoszenie zbiórki publicznej. Jako organizacja pożytku publicznogo statutowo możemy pomagać dzieciom zagrożonym ubóstwem w Polsce, wiec czemu nie i tym ukraińskim? Spełniają wszystkie warunki, do udzielenia im pomocy… Reagują znajomi, klienci – lawina pomocy, ale i tajfun potrzeb. Wszystko znika. Nic się nie marnuje. Szybki kontakt – potrzebujecie jeszcze czegoś ? Nie. Mamy na kilka dni. No to wieziemy w inne miejsce. U nas nie ma pracowników, są sami wolontariusze. Ktoś segreguje, ktoś rozwozi. I tak od dwóch tygodni…
„FAZA „MIESIĄCA MIODOWEGO” – uczucia radości z przetrwania, ulga, radość, wspólnie przeżywany smutek, żal po stratach (do kilku tygodni po wystąpieniu wydarzenia przeżywanego jako katastrofa).”
W Krakowie dajemy radę (my mieszkańcy, nie – urzędnicy miejscy, czy tym bardziej Wojewoda), ale w gminach ościennych brakuje już nawet żywności. Płatki, konserwy, dżemy. Stan w przeciętej podkrakowskiej gminie – na dwustu sześćdziesięciu Ukraińców, stu czterdziestu sześciu zakwaterowanych jest w prywatnych domach! Brakuje pralek, nie ma gdzie suszyć prania. Brakuje ubrań, pościeli, chemii. Na ile czasu ludziom starczy sił i kiedy ta euforia i radość przekształcą się w złość i frustrację?
„FAZA ROZCZAROWANIA I UTRATY ZŁUDZEŃ, w której następuje uzmysłowienie sobie strat, uczucie bezradności, indywidualne rozwiązywanie problemów, kryzysy tożsamości, poczucie osamotnienia, depresje, niemożność uzyskania szybkiej pomocy od urzędników, złość, krytyka urzędników, państwa, często też osób bliskich, czy także paradoksalnie tych które niosły/ niosą pomoc. Kiedy opadają emocje dwóch pierwszych faz, pojawia się wyczerpanie fizyczne i psychiczne zarówno pomagających, jak i straumatyzowanych odbiorców pomocy.”
Dzień 15. Szybko tam się znaleźliśmy.
Podobno jest i „FAZA CZWARTA – REKONSTRUKCJI I ODBUDOWY, w której możliwy jest powrót do uczuć solidarności, wiary w sens działania na przemian ze złością, że nie da się zrobić tyle, ile by się chciało, jest to następna faza działania i zmiennych uczuć.”
To tyle. Obraz na dziś.
P.S. Na pocieszenie: „wykaz” ostrych reakcji stresowych, w których kluczową sprawą jest pozostawanie umysłu w stanie SZOKU, mogą one pojawiać się zarówno u osób, które pomagają, jak i u tych, które są odbiorcami tej pomocy. Wśród nich: dezorientacja, oszołomienie, odrętwienie lub brak emocjonalnej reakcji, względnie adaptacyjne zachowania, intensyfikacja uczucia zmartwienia, panika, czasami symptomy psychotyczne lub halucynacyjne.
Nasze zachowania i reakcje są opisane. Jesteśmy w normie.
Trzymajmy się.

Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14 – 16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji już wkrótce na: www.igrzyskawolnosci.pl
