Święta to nie tylko dobry moment na książkowe prezenty, ale także wymarzony czas na długoodkładaną lekturę. Stąd ruszamy z serią recenzji dzięki, którym będziecie mogli lepiej zapoznać się z publikacjami Liberté! Przedświąteczna promocja na wszystkie nasze książki jest dodatkową zachętą!
Hiszpania jest krajem-szpagatem. Coraz bardziej bolesnym szpagatem. Tej pozycji nie da się bez końca utrzymać i chyba wszyscy aktorzy tamtejszej gry o polityczną przyszłość są tego świadomi. W Polsce Hiszpanią interesujemy się nie dość intensywnie. A szkoda, gdyż jej najnowsze dzieje dorzucają do mozaiki standardowych europejskich zjawisk demokratycznej polityki cały dodatkowy wymiar związany z demokratycznym i niedemokratycznym separatyzmem z jednej, a z konstytucyjnym i brutalnym centralizmem z drugiej strony. Okazję, aby dowiedzieć się więcej o jednej z najbardziej niestabilnych konstrukcji ustrojowych demokratycznego świata, stwarza książka Magdy Melnyk „Dlaczego Hiszpania trzeszczy?”.
Autorka na przestrzeni czterech rozdziałów zabiera nas w podróż po ostatnich 200 latach historii Hiszpanii. To spojrzenie wstecz pozwala na zrozumienie nieoczywistej genezy katalońskiego, baskijskiego i galicyjskiego separatyzmu. Dowiemy się, że nacjonalizm wcale nie musi być prawicowy, że terror nie musi wypływać z żaru religijnego objawienia. Niektórych czytelników opowieść ta wprawi w zdumienie, że Hiszpania do dzisiaj istnieje, że konieczność zawierania kompromisów z siłami odśrodkowymi zaprowadziła ją do formuły państwa, które nadając „regionom” szerokie kompetencje autonomiczne, równocześnie uciekło przed perspektywą budowy państwa federalnego. I w efekcie Badenia, Westfalia czy Hesja, które swoją odrębność od innych Niemców przeżywają głównie w formie tzw. „starych żartów z sąsiedniej wioski”, mają bardziej stabilny fundament dla uwypuklania swojej odrębności, aniżeli żyjący swoją narodową tożsamością Katalończycy i Baskowie. Czyż zatem współczesny ustrój Hiszpanii może być czymś więcej niż formą przejściową? Czy nie ma przed tym krajem dwóch dróg: secesja z opcją (kon)federacyjnej wspólnoty rozdzielnych państw lub przywrócenie Madrytowi ciężkiej ręki, nawet w stylu epoki gen. Franco?
Magda Melnyk oferuje wizję raczej optymistyczną. Z jej kart wygląda sympatia dla hiszpańskiej liberalnej demokracji. Na wstępie pisze, że na tytułowe pytanie o trzeszczeniu Hiszpanii „[o]dpowiedź jest prosta – zarówno u zarania hiszpańskiej demokracji liberalnej, jak i obecnie do takiego scenariusza [rozpadu terytorialnego kraju] dążyły elity regionalne zdecydowane bronić własnych przywilejów, którym zagrażała demokratyczna zasada równości forsowana przez liberałów”. Pole sporu zostaje więc zarysowane nader czytelnie: zwolennicy liberalizmu i wolności po stronie unitarnej, oportunistyczni nacjonaliści po stronie separatystycznej. To stanowisko, z którym można dyskutować – sama autorka wskazuje na fakt krzywdy wyrządzonej regionalistom przez faszystowski reżim Franco i odrodzenie się tych ruchów, zwłaszcza w Katalonii, początkowo w dość liberalnej i zdroworozsądkowej formule zaproponowanej przez środowisko partii Konwergencji i Unii, po upadku frankizmu.
Żyjemy w czasach, które hiszpański spór dodatkowo komplikują. Z jednej strony wizerunek katalońskich separatystów obarcza wsparcie ze strony rosyjskich botów i kremlowskich mediów, które automatycznie wspierają każdą siłę potencjalnie generującą destabilizację istniejących struktur w Unii Europejskiej i jej państwach członkowskich. Z drugiej strony w dobie glokalizacji i emancypacji wszelkich aspektów współkonstytuujących ludzką tożsamość, nie uda się uciec od pytania, na jakiej podstawie demokratyczne i podobno liberalne państwo zabrania przeprowadzenia niepodległościowego referendum i czym późniejsze wyroki więzienia dla niepodległościowych liderów różnią się od reakcji państw autorytarnych na nieposłuszeństwo? Z demokratycznej Hiszpanii duch i mentalność frankizmu nie do końca uleciały i sukcesy partii VOX ostatecznie uniemożliwią Hiszpanom ucieczkę przed tymi trudnymi pytaniami i paradoksami ich ustroju.
Polska ma z Hiszpanią więcej wspólnego niż się wydaje. Podobnie jak Franco, także reżim PRL stosował ucisk wobec kulturowych, regionalnych społeczności i usiłował zniszczyć ich tożsamość. Kto, jak ja, żył i chodził do szkół w kaszubskiej Kościerzynie zarówno w latach 80-tych, jak i potem w zupełnie innej rzeczywistości lat 90-tych, nie da się przekonać, że było inaczej. Szczęście Warszawy polega na tym, że wśród Kaszubów (a w gruncie rzeczy także i wśród Ślązaków) relatywnie niewiele osób pojmuje tę tożsamość jako tożsamość narodową konkurencyjną wobec polskiej. Jest to raczej tożsamość dodatkowa, funkcjonująca obok polskiej, bezkolizyjnie z nią. Nie wiadomo jednak, jakie wątki i oczekiwania przyniosą ze sobą inne pokolenia, wychowane w zmieniającym się świecie. Nie wiadomo więc, czy tak będzie zawsze. Co wiadomo, to tyle, iż wśród polskiej klasy politycznej chętnych do odegrania w reakcji na to roli Franco lub chociaż otwarcia dla regionalnych działaczy więziennych kazamatów nie zabraknie. I bynajmniej zdarzenie takie nie wpisze się w dzieje postępów w umacnianiu polskiego państwa prawa.
Hiszpańskie zmagania z realiami mogą okazać się bardzo pouczającą przestrogą. Warto poświęcić więc kilka godzin książce Melnyk i być na to bardziej przygotowanymi.
