Pamięć składamy zazwyczaj ze zdarzeń. Z okruszków. Z chwil. Całych obrazów. Ze smaków, zapachów, wrażeń, dotyków, chwil zatrzymanego wzroku, słów. Z tego, co tka nasze wspomnienia, dając nam poczucie bezpieczeństwa, momenty, gdy czuliśmy się szczęśliwi, kochani, docenieni, albo inaczej…. Chwile, które przejmowały nas niepokojem, lękiem. Takie, które chętniej wprowadzilibyśmy w nie-pamięć, bo powracające we śnie lub na jawie napawają nas strachem. Pamięć miewa wymiar indywidualny – przenosi nas wtedy do owych chwil dobrych czy złych. Mówi o niepowstrzymywalnej chęci powrotu do tamtego wieczoru, dnia, nocy, chwili, do… Albo znów przeciwnie… zamyka nas na potok wspomnień, które przywołują ból. Takie opowieści o pamięci możemy odmieniać przez wiele przypadków, spośród których każdy ma indywidualne, naznaczone naszym pragnieniem, bądź nasza ucieczką znaczenie. Chcemy bądź nie chcemy być tam/być z nim/nią/nimi choćby jeszcze raz.
Pamięć jest także pamięcią o historii bądź też wprost pamięcią historyczną, bez której nie uświadamiamy sobie prawdy o nas samych. Już nie w wymiarze przechowywanych rodzinnie opowieści, ale w wydarzeniach, prawdach, gestach, stanowiących o tożsamości dane wspólnoty czy społeczności. O tym co przekracza rzeczy dziejące się „na moim podwórku”, a kształtuje relacje wewnątrz wspólnoty, pomiędzy sąsiadami, ale i dalej… pomiędzy nacjami, pomiędzy ludźmi myślącymi odmiennie, wyznającymi różne religie, ideologie, czy w końcu wybierającymi inne style życia. To pamięć – ta chwalebna, ale i ta haniebna – o tym, co wydarzało się między ludźmi, między państwami, między kulturami, o tym, co naznaczyło je najmocniej; co częstokroć nadało im kształt, determinując nie tylko chwilowe odniesienia do innych, ale również cementując poglądy, prawdziwe bądź domniemane krzywdy czy urazy, kłamstwa, które pielęgnowane bywają skrzętniej niż najprawdziwsza prawda.
Pamięć bywa też znakiem. Symbolem. Miejscem. Bywa kamieniem na naszej drodze, o który – chcąc, nie chcąc – się potykamy. Ma wówczas wymiar historii, która domaga się opowiedzenia, a obok której nikt z nas nie powinien przechodzić obojętnie. Jest prawdą. Faktem. Konkretnym wydarzeniem. Osobą. O owe kamienie potykamy się metaforycznie – gdy wołają o pamięć, o sprawiedliwość, o zachowanie dla potomnych „symbolu” mającego takie, a nie inne znacznie, przechowującego elementy tożsamości i kultury właściwej danemu miejscu, opowiadającego prawdę znaną bądź zapomnianą, prawdę bez której nic nie byłoby takie samo. Potykamy się o nie również tak po prostu, gdy rozbłyskują na naszej drodze w tylu już miastach świata, gdy świadczą o obecności, życiu, śmierci, wygnaniu, o indywidualnej historii tej lub tego, który zamieszkiwał miejsce, przed progiem którego wmurowano Stolperstein, kamień, o który się potykamy, kamień pamięci. Kamienie takie, niewielkie osadzone w bruku kostki z mosiężną tabliczką, z wyrytym na nich nazwiskiem osoby, datą urodzenia i śmierci, z opisem losu, jaki owa osobę spotkał, już od połowy lat 90′ XX wieku znaleźć możemy na ulicach wielu europejskich (ba, nie tylko europejskich) miast. Są widomym znakiem, pamięcią o ofiarach nazizmu, o naszych sąsiadach, którzy jednego dnia byli, a kolejnego… „zniknęli”. Świadczą o sąsiedztwie, o życiu pod jednym dachem, o łącznościach, więziach, o tym, że… Kamienie upamiętniają wielu – Żydów, Romów, osoby homoseksualne, Świadków Jehowy, osoby niepełnosprawne czy nawet członków partii politycznych, którzy dla reżimu nazistowskiego okazali się wrogami. Kamienie mówią, dają świadectwo, nie pozwalają przechodzić obojętnie, przywracają te najmniejsze okruszki prawdy o sąsiadach. O imionach. O obecności, której nie da się, której nie wolno zaprzeczać.
Pamiętam jak dziś ten pierwszy raz, gdy „potknęłam się” o pierwszy kamień… Rzecz działa się w Heidelbergu… Później szukałam kamieni całkiem świadomie, w jakimś sensie zachowując w pamięci znaczoną przez nie historię. U nas… wciąż ich zbyt mało. A przecież trzeba więcej, by przypominać, by apelować do myślenia i wrażliwości, by uczyć, by odkrywać prawdę o sąsiadach, którzy współtworzyli ważne dla nas miejsca, którzy współkształtowali tożsamość. By znaleźć choć ten drobny sposób na oddawanie im sprawiedliwości. Bo to… nasi sąsiedzi.