Nie trzeba nam kolejnych partii i koalicji „lewicowych”. Nowej socjaldemokracji czy socjalizmu, czy to na wzór skandynawski czy radziecki, a nawet północnokoreański. Samozwańczych reprezentantów, przepraszam za brzydkie słowo, „prekariatu”, czy działaczy (słowa jeszcze brzydsze) „związków zawodowych”. Sojuszy postkomunistów czy nowej lewicy postkomunizmem podobno nieskażonej.
Socjaliści – niestety – od dawna dominują na polskiej scenie politycznej. Rządziło postkomunistyczne SLD. Rządził narodowo-socjalistyczny PiS – partia-kuriozum, bo choć przecież nazywana „prawicową”, to wcale niepasująca do utartego schematu, w którym za „lewicę” uważa się wrogów wolności gospodarczej i zwolenników politycznej, a za „prawicę” ich przeciwieństwo. PiS natomiast wrogi jest obu tym wolnościom, gospodarczo jest jednak niewątpliwie „lewicowy”. Rządzi teraz Platforma Obywatelska, która – choć władzę zdobyła pod hasłami liberalnymi – w socjalizmie zapędziła się dalej niż dwie wyżej wymienione partie, a najbardziej haniebnym przykładem socjalistycznych grabie… – przepraszam, „zdobyczy” – była nacjonalizacja oszczędności obywateli zgromadzonych w OFE. Nacjonalizacja, której skalę można porównać wyłącznie z tym, co komuniści robili w pierwszych latach po II wojnie światowej.
Gdy teraz słyszę, że w przyszłym Sejmie nie znajdzie się żadna „lewica” (a to mgliste przecież słówko w Polsce utożsamiane jest przede wszystkim z wszelkiej maści socjalistami), to choć brzmi to optymistycznie, faktycznie jest niemożliwe. Pewnie nie znajdzie się tam „Zjednoczona Lewica”, za to znajdą się właśnie socjaldemokratyczna PO, narodowo-socjalistyczny PiS, no i zapewne spółdzielnia pośrednictwa pracy PSL.
SLD z Twoim Ruchem (dla tego ostatniego ten mariaż jest kompromitacją), z roszczeniowcami z OPZZ, a nawet z tak groteskowymi przecież tworami politycznymi jak Partia Zieloni czy Ruch Odrodzenia Gospodarczego im. Edwarda Gierka (ten ostatni ponoć też uczestniczył w rozmowach o zjednoczeniu lewicy) desperacko próbują ugrać przekroczenie progu na socjalistycznych sentymentach, a przecież grają w tej samej lidze co PiS i PO. Przerzucają się z nimi populistycznymi hasłami sprowadzającymi się w istocie do tego, jak jeszcze okraść bogatych, aby rozdać biednym i zdobyć przy tym trochę głosów. No, i jak pogonić te złe korporacje, banki i markety… I tylko o wolność gospodarczą żadne z nich nie kwapi się zawalczyć.