Tak oto politycy Platformy Obywatelskiej ogłosili, że w najbliższym czasie zajmą się tym, co już parokrotnie usiłowali bezskutecznie uczynić, a więc wypracowaniem klubowego stanowiska w sprawie in vitro. Trudno oczekiwać powodzenia tej misji, takie są koszty budowania partii pod względem światopoglądowym niezwykle rozległej, w której silnie reprezentowani są i liberałowie, i konserwatyści, i chadecy, i socjaldemokraci, i technokratyczni pragmatycy. Wynikiem próby połączenia wody z ogniem może być albo para, a więc zasłona dymna dla braku konkretnych decyzji w sprawie regulacji in vitro, albo konfrontacyjne starcie w głosowaniu, którego rezultatu wobec wsparcia większości pozostałych partii (PiS, SP i PSL) dla platformianej mniejszości konserwatywnej, przewidzieć chyba dziś nie sposób.
Dlatego wolałbym, aby PO dyskutowała do końca tej kadencji i dłużej. W końcu, nie ma co tego ukrywać, stan obecny, a więc brak jakichkolwiek regulacji in vitro, oznacza przecież też brak restrykcji. Jedyny sens upierania się przy uregulowaniu problemu upatrywać można we wprowadzeniu refundacji in vitro dla uboższych rodziców, ale tego projekt PO przewidywać i tak nie będzie, a zresztą można to wprowadzić też i bez ustawy (ideę wspiera obecny minister zdrowia, torpeduje minister finansów).
Projekt Małgorzaty Kidawy-Błońskiej zasługuje na poparcie, choć pewne restrykcje wprowadza. Zakaz niszczenia zarodków to restrykcja, którą jestem skłonny poprzeć, ale już konieczność wykazania, iż para wcześniej przebyła pełną ścieżkę innych metod terapii może rodzić problemy, z medycznego punktu widzenia skuteczność metody zredukować mogą także ograniczenia preselekcji zarodków co do ich żywotności.
Bardziej liberalnych rozwiązań niż brak wszelkich regulacji na pewno nie będzie, gdy uchwalona zostanie ustawa. Ryzyko natomiast istnieje takie, że w ramach debat wewnątrz PO urodzi się „kompromis” z grupą Jarosława Gowina, który w praktyce dostęp do in vitro znacząco ograniczy, dyskryminując np. matki nieco starsze, albo związki niebędące małżeństwami. Zaś praktyka, podobnie jak w przypadku innego słynnego „kompromisu”, tego antyaborcyjnego, będzie taka, że sztucznych, pozaprawnych barier narośnie jeszcze więcej. Tak więc, dyskutujcie do końca świata i dłużej. Nie wszystko musi być uregulowane.