Czasami słyszy się opinię o niepokojącej inwazji irracjonalizmu w życiu społecznym. Dowodem na to mają być różne dziwne ruchy społeczne w rodzaju przekonanych o płaskości ziemi czy antyszczepionkowców, a także informacje o rewelacyjnych metodach leczenia raka witaminą C czy polem magnetycznym, stosowanych przez ogrodnika lub piekarza. Chętnych do spotkania z uzdrowicielem i wskrzesicielem, księdzem z Ugandy, z trudem pomieścił Stadion Narodowy. Systematycznie rośnie zapotrzebowanie na usługi egzorcystów, a w czasie suszy, w Sejmie Rzeczpospolitej jedno z kół poselskich zamówiło mszę w intencji deszczu. Wydarzeniom tym towarzyszy zwykle zdziwienie, że wszystko to dzieje się w XXI wieku, w okresie rewolucji informacyjnej, która jest skutkiem dynamicznego rozwoju nauki i techniki. Tymczasem ideał oświeceniowej racjonalności zdaje się tracić na znaczeniu, wypierany przez poszukiwanie pozanaukowych metod rozwiązywania problemów i gromadzenia wiedzy o rzeczywistości.
Jeśli przez podejście racjonalne rozumieć będziemy podejście zgodne z aktualną wiedzą naukową, a przez irracjonalne – podejście z nią niezgodne, to nie sądzę, aby uprawnione było twierdzenie o rosnącym poziomie irracjonalizmu we współczesnym społeczeństwie. Powodem takiego wrażenia jest wyłącznie wzrost widoczności i nagłośnienia postaw irracjonalnych. Ten wzrost jest naturalnym skutkiem rozwoju demokracji i środków przekazu, zwłaszcza portali społecznościowych, na których każdy może pisać, co chce. Nauka zawsze była elitarna i podejście racjonalne było charakterystyczne dla stosunkowo wąskiej grupy ludzi, i to zazwyczaj tylko w dziedzinie, w której byli ekspertami. Zdecydowana większość, nawet jeśli próbowała kierować się racjonalnością w ocenie różnych aspektów rzeczywistości, to ze względu na niedostatek wiedzy zawsze ta racjonalność zmącona była bagażem kulturowych stereotypów, mitów i wyobrażeń.
Choć w Europie spuścizna tradycji oświecenia wyrażała się w uznaniu i szacunku dla osiągnięć nauki, to te dwa światy żyły oddzielnie. Ludzie kierujący się wiedzą naukową i ludzie bazujący na wiedzy potocznej, zwanej też ludową, nie wchodzili ze sobą w spory. Sytuacja uległa zmianie wraz z nastaniem demokracji. Podstawową zasadą demokracji jest bowiem równość. Elity profesjonalne, kierujące się dokonaniami nauki, tracą w tym ustroju prawo wyłączności w ocenie tego, co jest prawdziwe, skuteczne, użyteczne czy pożądane. Aspiracje do publicznego dokonywania takich ocen mają wszyscy, niezależnie od stopnia rzeczywistej znajomości rzeczy. Gwarantuje im to druga podstawowa zasada demokracji, jaką jest wolność słowa.
W demokracji często więc dochodzi do konfliktów pomiędzy podejściem racjonalnym a irracjonalnym w odniesieniu do różnych zjawisk, zdarzeń i sytuacji. Najczęściej konflikty te wywołują irytację i pogardliwe wzruszenie ramion u przedstawicieli profesjonalnych elit. Reakcje te można usprawiedliwić tym, że jakakolwiek próba pogodzenia wiary z nauką jest z góry skazana na niepowodzenie. Konflikt ten i nieprzejednane stanowisko elit są jednym z głównych źródeł populizmu. Elitom zarzuca się bowiem wywyższanie i pogardę w stosunku do zwykłych ludzi. Luminarze nauki nie są już, jak w dawnych czasach, przedmiotem podziwu i uwielbienia, ale traktowani nieufnie, jako ludzie działający w interesie swoich politycznych lub ekonomicznych mocodawców.
Myślenie racjonalne ma swoje ograniczenia, które dla większości ludzi są trudne do zaakceptowania. Dlatego uzupełniają je myśleniem magicznym, wolnym od agnostycyzmu, które pozwala oddalić lęk niepewności. Nauka nie jest bowiem w stanie odpowiedzieć na wiele pytań dotyczących ludzkiej egzystencji lub powstania i funkcjonowania świata. Trudno jest na przykład pogodzić się z niemożnością zrozumienia nieskończoności. Czas i przestrzeń, dwie podstawowe kategorie określające kontekst ludzkiej egzystencji, są nieskończone. Zawsze była jakaś przeszłość i zawsze będzie jakaś przyszłość. Życie ludzkie ma swój początek i koniec, podobnie jak wiele rzeczy, zjawisk i sytuacji, z którymi mamy do czynienia. Ale świat, w którym żyjemy nie ma początku ani końca. Podobnie ma się sprawa z przestrzenią. Ograniczamy ją często do naszego pola widzenia lub celu rzeczywistej lub tylko wyobrażonej podróży na naszym globie. Wyobrazić możemy sobie podróże do miejsc bardziej odległych – na księżyc lub na Marsa, ale wyobraźnia nas zawodzi, gdy zdajemy sobie sprawę z nieskończoności kosmicznej przestrzeni. Niemożność zrozumienia nieskończoności budzi lęk, który domaga się jakiegoś wyjaśnienia tego fenomenu. I wtedy pojawia myśl o Bogu, jako pierwszej przyczynie, stworzycielu bytu, istocie doskonałej, która uwalnia nas od potrzeby zrozumienia nieskończoności. Tylko Bóg ją rozumie, bo Bóg rozumie wszystko. Wiara w Boga pozwala pogodzić się ze swoimi ograniczeniami poznawczymi i zdać się na niezgłębioną mądrość istoty doskonałej.
Innym przykładem ucieczki od stresującej niepewności jest odrzucenie przypadku w odniesieniu do zjawisk społecznych. Irracjonalizm polega na przyjęciu postawy skrajnego determinizmu, wykluczającego sytuacje przypadkowe, czyli takie, które nie zostały przez kogoś wcześniej precyzyjnie zaplanowane. W ten sposób myślą zwolennicy teorii spiskowych, dla których wszystko, co się dzieje, jest rezultatem skrytego i świadomego działania jakichś sił w ich własnym interesie. Irracjonalizm wyraża się w snuciu fantastycznych scenariuszy wydarzeń, które doprowadziły do zamierzonej z góry sytuacji, będącej w odbiorze społecznym katastrofą, ale zarazem osiągnięciem upragnionego celu przez jej sprawców. Tak więc pandemia koronawirusa została spowodowana przez tych, którzy chcą objąć władzę nad światem. Aby ten cel osiągnąć, muszą zastraszyć i podporządkować sobie ludzi przez przyzwyczajenie ich do rozmaitych restrykcji. Katastrofa smoleńska nie była zwykłym wypadkiem lotniczym tylko zamachem, będącym efektem spisku Putina z Tuskiem, aby nie dopuścić do reelekcji Lecha Kaczyńskiego. Dodatkowym powodem, odrzucenia przypadkowego biegu zdarzeń, jako przyczyny katastrofy, była społeczna pozycja jej ofiar. „Przecież prezydencji nie giną w zwykłych wypadkach” – powiadano. Skoro ludzi tak dobrze chronionych spotykać ma nieszczęśliwy zbieg okoliczności, to co mają powiedzieć zwykli ludzie, których nikt nie chroni? Odrzucenie wersji zamachu dla niektórych ludzi oznaczało zmniejszenie poczucia osobistego bezpieczeństwa.
Trzecim powodem ucieczki w irracjonalność jest złożoność i trudność metody naukowej. Polega ona bowiem na ścisłym dostosowaniu się do zasad procedury badawczej, dotyczących formułowania hipotez i warunków ich prawidłowej weryfikacji lub falsyfikacji. Ludzie w naturalny sposób dążą do upraszczania złożonej rzeczywistości, poszukiwania jednej przyczyny obserwowanego zjawiska i jednego sposobu rozwiązania jakiegoś problemu. Stąd bierze się nieograniczona pomysłowość w znajdowaniu jednego, prostego leku na daną chorobę, a najlepiej na wszystkie choroby. Ucieczka od trudnych wymagań racjonalności znajduje też wyraz w zachwycie nad mądrością ludową, jako rezultatem wielopokoleniowych doświadczeń życiowych. Dlatego niektórzy skłonni są bardziej zaufać prognozie pogody starego górala niż uczonych meteorologów. „Prawdy” mądrości ludowej szybko się upowszechniają, bo nikt nie poddaje ich żmudnemu procesowi naukowej weryfikacji.
Wreszcie czwarta przyczyna irracjonalnych skłonności związana jest z naturalnym zjawiskiem nietrwałości naukowych prawd. Prawdy naukowe są zmienne, bo na tym polega rozwój nauki. Pod pojęciem racjonalności nie kryje się żaden uniwersalny sposób działania. Racjonalność oznacza bowiem sąd o stosowności i adekwatności zastosowanej procedury. To, że kiedyś lekarze stosowali jakąś metodę leczenia, która dzisiaj jest odrzucona i zastąpiona inną, nie znaczy, że postępowali wtedy nieracjonalnie w porównaniu ze znacznie bardziej skutecznym postępowaniem współczesnych lekarzy. Miarą racjonalności jest bowiem korzystanie z aktualnie posiadanej wiedzy naukowej, a nie skuteczność działania. Ta zmienność naukowych twierdzeń stoi w zasadniczej sprzeczności z potrzebą pewności i bezpieczeństwa, która u niektórych ludzi jest bardzo silna. Z potrzeby tej wynika pragnienie stałości i uniwersalności prawd o świecie ludzkim i przyrodniczym. Myślenie racjonalne nie jest w stanie tej potrzeby zaspokoić, stąd poszukiwanie poczucia pewności w petryfikacji tych światów dzięki pozarozumowym źródłom poznania.
Gwarantowana w ustroju demokratycznym wolność słowa nie pozwala zamykać ust tym, którzy odrzucają myślenie racjonalne i są sceptyczni wobec metod i twierdzeń naukowych. Zasada równości obywateli nie oznacza jednak równości głoszonych przez nich poglądów. Prawd o rzeczywistości społecznej i przyrodniczej nie da się ustalić przez głosowanie albo wynegocjowaną umowę społeczną. Tylko w nauce obowiązują określone kryteria empiryczne i logiczne, które pozwalają odróżnić prawdę od fałszu. A zatem metoda naukowa, jako najbardziej obiektywna, najlepiej się nadaje do rozstrzygania sporów w sposób, który, jako jedyny, gwarantuje rozwój cywilizacyjny. Dotyczy to zwłaszcza demokracji, której funkcjonowanie polega na utrzymywaniu stanu równowagi w grze interesów różnych grup społecznych.
Skoro myślenie racjonalne, mimo wszystkich słabości, zasługuje zdecydowanie na poparcie, to na czym ono powinno polegać przy respektowaniu zasady wolności słowa? Przede wszystkim poparcia dla myślenia racjonalnego należy oczekiwać od przedstawicieli władzy na wszystkich szczeblach. Swoje najbardziej nawet dziwaczne poglądy ludzie mogą prezentować w portalach społecznościowych, ale od redaktorów mediów opiniotwórczych należy już wymagać odpowiedzialności za społeczne skutki publikowania tekstów niezgodnych z twierdzeniami nauki. Oczywiście całkowicie niedopuszczalne powinno być publikowanie poglądów irracjonalnych w wydawnictwach naukowych, choćby nawet opatrywano je krytycznymi komentarzami. Irracjonalistów nie powinno się nobilitować dopuszczaniem do dyskusji naukowej, bo po prostu oznacza to ośmieszanie nie tylko nauki, ale także zdrowego rozsądku. Powyższe oznacza, że irracjonaliści nie powinni mieć wstępu do instytucji naukowych, a więc szkół, wyższych uczelni i instytutów badawczych. Naukę należy bowiem zdecydowanie oddzielić od magii, wiary i emocji. Rację ma amerykański przyrodoznawca Richard Dawkins, który powiada, że oczywiście należy mieć umysł otwarty, ale nie aż tak szeroko, żeby mózg wypadał.
Życie w iluzji, w rzeczywistości wyobrażonej, które daje złudne poczucie pewności, rzadko prowadzi do dobrostanu, natomiast często do tragedii. Dlatego życie społeczne w demokracji musi być podporządkowane rygorom racjonalności. Głos ostateczny w rozwiązywaniu złożonych problemów powinni mieć eksperci posługujący się wiedzą naukową, a nie fantaści, intuicjoniści, wyznawcy pozarozumowych źródeł wiedzy. Tak być powinno, chociaż eksperci nie są nieomylni i czasami się zdarza, że to irracjonaliści mają rację. Taka sytuacja jest jednak niczym innym, jak tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę. Trzeba zaufać nauce, jeśli nie chcemy wpaść w pułapkę nieokreśloności i skrajnego relatywizmu, gdzie wszyscy mają rację i zarazem nikt jej nie ma. Wielką odpowiedzialność biorą na siebie ci politycy, którzy wykorzystując instrumenty populistyczne, głoszą epistemologiczną równoprawność wiary i nauki. Należą do nich zwolennicy daleko idącej ingerencji rodziców w szkolne programy nauczania, zwolennicy prezentowania na uniwersytetach poglądów sprzecznych z aktualnymi ustaleniami nauki czy zwolennicy rezygnacji z obowiązku szczepień ochronnych. Upowszechnianie poglądów irracjonalnych grozi mentalnym i kulturowym regresem. Otwiera to bowiem drogę dla wszelkiej maści szarlatanów, oszustów, ludzi nawiedzonych i zwykłych cyników, którzy chętnie występują w roli nowych ludowych, prawdziwych autorytetów w dziedzinie ekonomii, medycyny, psychologii itp.
Trudno nie doświadczać poczucia grozy, gdy w czasach pierwszych rządów PiS-u ówczesny wiceminister Edukacji Narodowej opowiadał się publicznie za kreacjonizmem, deprecjonując zarazem w sposób niesłychanie wulgarny teorię ewolucji. Był to przykład obskuranckiej próby zastąpienia nauki wiarą. Kreacjonizm przeciwstawia bowiem naukowej teorii Darwina biblijną koncepcję stworzenia świata przez Boga. Konserwatywni politycy i publicyści cynicznie odwołują się do wolności badań naukowych, gdy apelują o dopuszczenie do działalności w publicznych wyższych uczelniach reprezentantów wyznaniowej wizji świata, w rodzaju księdza Longchams de Berier’a, rozprawiającego o fatalnych skutkach zapłodnienia in vitro, księdza Oko, traktującego koncepcję płci kulturowej (gender), jak ideologię zagrażającą ludzkości, czy nikomu bliżej nieznanych autorytetów zza oceanu, znających sposób na wyleczenie z homoseksualizmu. Niedawny minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Jarosław Gowin, publicznie wyraził zaniepokojenie brakiem pluralizmu w polskich uniwersytetach, co hamować ma rozwój nauki. Chodziło o socjolożkę z Uniwersytetu Śląskiego, która zrezygnowała z pracy, bo studenci, nie mogąc dłużej słuchać jej obskuranckich poglądów, poskarżyli się rektorowi. Fakt, że studenci ci, za sprawą Ordo Iuris, zostali później poddani długotrwałym i poniżającym przesłuchaniom przez policję, świadczy o stosunku pisowskiej władzy do relacji między nauką a wiarą.
W państwie świeckim, a tylko takim może być państwo demokratyczne, obowiązkiem władzy jest dbać o rozwój nauki i edukacji, które to dziedziny powinny być wolne od jakichkolwiek wpływów religijnych i pozarozumowych. W III RP zawsze był z tym problem, bo każda władza bała się Kościoła katolickiego. PiS poszedł jednak jeszcze dalej, bo wielu jego działaczy zatrudnionych w szkołach, kuratoriach i w Ministerstwie Edukacji dąży nie tylko do zrównania nauki z wiarą, ale wręcz do podporządkowania nauki wierze, zgodnie z filozofią chrześcijańską, gdzie prawda naukowa jest podporządkowana prawdzie objawienia. Na tym jednak nie koniec. Populistyczna retoryka PiS-u od początku nastawiona była na dezawuowanie elit eksperckich, zwanych pogardliwie „wykształciuchami”. Dotyczyło to w różnych okresach lekarzy, nauczycieli, ludzi kultury i sędziów. W ten sposób systematycznie obniżano wartość wiedzy, wykazując jednocześnie pobłażliwość dla opartych na tradycji mitów i przesądów, popularnych w środowiskach, które PiS uczynił celem swojej działalności propagandowej.