Skąd pomysł powołania fundacji Centrum im. Bronisława Geremka?
To wyraz pamięci o Ojcu. On nie chciałby stawiania mu pomników. Cieszyło go konkretne działanie. Pomyślałem więc, że fundacja, która realizuje konkretne projekty, w duchu wartości, którym służył mój ojciec, najlepiej się do tego nadaje. Ode mnie wyszedł impuls, natomiast nic by się nie udało, gdyby nie wolontariusze, przyjaciele i współpracownicy, którzy stworzyli Centrum im. Bronisława Geremka.
Jakie planujecie Państwo działania?
Fundacja ma propagować ideę europejską, która była niezwykle istotna dla mojego Ojca. W pierwszej kolejności jednak będziemy się starać utrwalić, zgromadzić i zabezpieczyć jego dorobek zarówno jako polityka, człowieka Solidarności, jak i historyka. W Centrum znajdą się więc wszystkie materiały niezbędne dla przyszłego biografa Ojca, jeśli się taki pojawi.
Powstanie też biblioteka. Jej zalążkiem będą dzieła wydane przez Instytut Literacki w Paryżu, ofiarowane nam przez tę instytucję, oraz księgozbiór moich rodziców. Zależy mi na tym, żeby była to fundacja ludzi młodych i dla ludzi młodych.
Czy dysponują Państwo jakimiś niepublikowanymi tekstami Profesora?
Mamy szereg tekstów, które trzeba będzie usystematyzować i opublikować. Prof. Adam Rotfeld przekazał wiele ciekawych materiałów. Planujemy też działalność wydawniczą, choć raczej jako partner z innymi podmiotami.
Pana Ojciec był bardzo przywiązany do idei pokojowej transformacji. Okrągły Stół – dziś często atakowany jako zmowa elit, niemal zdrada – był dla niego symbolem Aksamitnej Rewolucji.
Wyrosłem w domu historyków, a to jest sprawa prawdy historycznej. Rok ’89 w Polsce oraz Okrągły Stół to było przecież wielkie zwycięstwo wszystkich Polaków, to było otwarcie niespotykanej od kilkuset lat koniunktury dla Polski. O tym się zapomina w polskim piekiełku. Na naszych swarach i złości korzystają Niemcy, którzy w zgodzie świętują upadek Muru Berlińskiego. I to ów mur, a nie Solidarność, staje się europejskim symbolem wyzwolenia spod komunizmu. Tymczasem, gdy w Berlinie upadał mur, w Polsce był już niekomunistyczny rząd.
Ostatnim momentem, kiedy Pana Ojciec był na czołówkach gazet, była kwestia oświadczenia lustracyjnego.
Kiedy wyniknął problem oświadczenia lustracyjnego, dużo i szczerze na ten temat rozmawialiśmy, nawet razem redagowaliśmy tekst dotyczący tej kwestii. Zgadzałem się z Ojcem w stu procentach. To była pisowska operacja, której celem było upokorzenie całych grup społecznych i zawodowych, dzielenie Polaków i odbieranie prawa do obrony niesłusznie oskarżonym. Ojciec był człowiekiem pryncypiów. Wcześniej sześciokrotnie podpisywał takie oświadczenia i nie było powodu, żeby robić to kolejny raz. Okazało się, że miał całkowitą rację. Trybunał Konstytucyjny na ustawie lustracyjnej nie zostawił suchej nitki. Bardzo go w tej sprawie popierałem.
Profesor Jerzy Buzek został przewodniczącym Parlamentu Europejskiego. Czy prof. Geremek głosowałby na niego?
Oczywiście że tak, choć chyba raczej już by nie startował do PE. Był zawiedziony działalnością Parlamentu, uważał, że jest on ubezwłasnowolniony przez biurokrację i dlatego nie może szybko reagować na bieżące wydarzenia.
Jak Pan postrzegał opozycyjne zaangażowanie swego Ojca?
Imponowało mi to oczywiście. To nie był przypadek, że gdy w 1980 roku byłem studentem w Akademii Medycznej w Warszawie, zakładałem NZS, a po 13 grudnia zostałem aresztowany. Potem miałem problemy ze znalezieniem pracy. Zatrudniłem się w Szpitalu Praskim, gdzie nauczyłem się solidnie medycyny. Po wyjściu z więzienia jeździłem na widzenia do Jaworza, Drawska Pomorskiego, Białołęki. Pamiętam, że w 1989 roku Ojciec był zmęczony, ale miał poczucie uczestniczenia w wielkim historycznym przełomie. Czuliśmy, że to jest niespotykany w dziejach sukces Polski, która wreszcie stanie się krajem otwartym. Szybko to odczułem także jako chirurg, bo dzięki temu przełomowi wreszcie można było sprowadzać fachową literaturę, a przecież nie było wtedy Internetu. Skądinąd to właśnie mój Ojciec, o czym mało kto wie, „otworzył” go dla Polski.
Proszę o tym powiedzieć coś więcej.
Żeby być dopuszczonym do sieci, kraj musiał mieć certyfikat bezpieczeństwa. Zostaliśmy do Internetu dopuszczeni właśnie dzięki działaniu Ojca, kiedy Sekretarzem Stanu była Madeline Albright. To wcale nie było takie proste, weszliśmy do sieci chyba jako pierwszy kraj Układu Warszawskiego.
A jak Pan wspomina zaangażowanie opozycyjne Ojca w latach 70.? Rozumiem, że Profesor był zanurzony w działalności i nie było go w domu.
Ojciec był w domu i miał dla mnie czas, robił mi śniadania przed pójściem do szkoły. Dużo podróżowaliśmy, zwiedziliśmy całą Europę, żeglowaliśmy razem. W niedziele robiliśmy obiady rodzinne, Ojciec parzył kawę. Pamiętam, że czasami go nie było, ale generalnie prowadziliśmy życie rodzinne.
Opozycja Ojca nie wryła się w Pana życie.
Byłem dorosłym człowiekiem. Miałem własnych przyjaciół z kręgu „Nowej” i innych wydawnictw podziemnych. Mieliśmy bardziej radykalne plany niż KPN, chcieliśmy po prostu obalić rząd siłą. W domu były rewizje, podczas jednej z nich zabrali mi radio stereofoniczne Jola 2 i nie oddali. Ale jak patrzę na przykład Maćka Kuronia, to widzę, że mnie te nieprzyjemności za strony SB de facto nie dotknęły. Rewizje u nas w domu nie były tak brutalne – może dlatego, że mieliśmy dużego psa.
Mieliście psa?
Ojciec chodził z nim na spacery, choć wracali raczej oddzielnie. Kiedyś zostawił Snapa na placu Grzybowskim. To był bardzo mądry pies i na szczęście umiał sam wrócić do domu, czasami nawet przed ojcem. Pies był znany we wszystkich knajpach.
Czasami Ojciec zamykał kluczyki w samochodzie. Jest nawet takie zdjęcie, gdy siedzi w bagażniku i próbuje wydostać kluczyki. Ojciec był naprawdę fajnym człowiekiem. Jedyne, co miałem mu do zarzucenia, to to, że nie umiał wyluzować. Wykorzystywał każdą wolną chwilę. Nawet czasie wakacje pisał, czytał, przygotowywał przemówienia.
Był zdyscyplinowany i narzucał tę dyscyplinę Panu?
Wszystkim swoim pracownikom. Rodzice zawsze traktowali mnie poważnie i narzucali mi dyscyplinę do czasu, kiedy skończyłem studia medyczne. Kiedy zacząłem pracować jako lekarz, ojciec próbował mnie trochę pouczać, ale potem zrozumiał, ze jest to dziedzina, na której się nie zna i był całkowicie zafascynowany tym, że nie ma pojęcia o zawodzie, który opanował jego syn.
Prowadził życie towarzyskie?
Tak, choć było ono wtłoczone w ramy zawodowe.
Czy Profesor miał czas na refleksję, wyciszenie?
Nie było takiego czasu. Zresztą myślę, że w tym tkwi tajemnica jego dobrej formy – ogromna dysc
yplina i to, że nigdy nie zwalniał. Także jako lekarz mogę powiedzieć, że utrzymanie dobrej formy do późnego wieku jest możliwe dzięki utrzymywaniu wysokich obrotów. Ojciec nie okazywał słabości.
Wywiad przeprowadziła Maria Filipek