Zarówno we wrześniu 2013, jak i w czerwcu 2015 roku głosowałbym przeciwko robieniu z obywateli dłużników.
Według propagandowego obrazu „Zielonej Wyspy”, Polska jest europejskim ewenementem nie tylko dlatego, że podczas ostatniego kryzysu ani przez moment nie zanotowała spadku PKB, lecz także dlatego, że rząd nie udzielił pomocy finansowej bankom. To drugie twierdzenie tylko formalnie jest prawdą.
Uruchomiony w 2007 roku program „Rodzina na Swoim” kosztował podatników 7 miliardów złotych, którymi de facto podzielili się deweloperzy (ok. 1/3) i banki (ok. 2/3). Oficjalni beneficjenci – młode rodziny kupujące na kredyt własne mieszkania – zyskali niewiele, a w niektórych przypadkach wręcz dołożyli do interesu. Wobec naturalnych ograniczeń branży budowlanej (takich jak np. niedostatek gruntów pod budowę) „Rodzina na Swoim” doprowadziła do wzrostu cen mieszkań i ułatwiła bankom akcję kredytową.
Kredytobiorcom (w tym osławionym „frankowiczom”) dała tylko iluzję pomocy w spłacaniu odsetek – gdyby programu nie było, zarówno oprocentowanie (banki muszą w końcu coś robić z pieniędzmi), jak i wysokość pożyczek byłyby niższe.
W roku 2013 „Rodzinę na Swoim” zastąpiono programem „Mieszkanie dla Młodych”, który zamiast dotacji do spłaty odsetek daje dopłatę do wkładu własnego. Zrobiono to, mimo iż doskonale wiedziano, że zbytnie rozluźnienie rygorów kredytowych w Stanach Zjednoczonych w połowie poprzedniej dekady doprowadziło do „bańki” na rynku nieruchomości, plagi niewypłacalności, recesji, a w konsekwencji globalnego kryzysu. Na „Mieszkanie dla Młodych” przeznaczono 3,5 mld złotych, co jest zbyt małą kwotą by wywołać równie katastrofalną lawinę, ale nie umniejsza to nonsensowności programu.
Tymczasem w większości krajów Zachodniej Europy normą jest wynajmowanie mieszkań. Prawa i obowiązki właścicieli i lokatorów uregulowane są lepiej niż w Polsce (a przynajmniej regulacje te są bardziej przestrzegane), a właścicielami dużej części mieszkań do wynajęcia są duże firmy zdolne inwestować w ich remonty i mające interes w budowie wieloletnich relacji z najemcami.
Środowiska tak różne jak PPS z jednej, a Forum Obywatelskiego Rozwoju (think-tank prof. Balcerowicza) z drugiej strony są zgodne, że w Polsce trzeba budować więcej mieszkań na wynajem, a mniej na sprzedaż. Dla pierwszych jest to sposób „zaspokojenia podstawowej potrzeby”, dla drugich „czynnik zwiększający mobilność siły roboczej”. I jedni i drudzy mają rację, podobnie jak autorzy strategicznych dokumentów kolejnych rządów, w których znalazły się zapisy o rozwoju budownictwa czynszowego. Niestety, taktyka koalicji PO-PSL sprowadzała się do wspierania banków i deweloperów. Przeciw tej taktyce bym głosował – i będę głosować, jeśli będzie okazja i potrzeba.
Więcej o absurdach polskiej polityki mieszkaniowej w książce Filipa Springera „13 pięter”.