__
Quousque tandem abutere, Catilina, patientia nostra…
Zdania znane ze słynnej mowy Cycerona przeciw Katylinie powracają niczym uporczywa czkawka. Czasem przestraszają, kiedy indziej zmuszają do wstrzymania oddechu, wypicia otrzeźwiającej szklanki zimnej wody… I co? Wciąż złośliwym echem odbija się: „Jak długo, Katylino, będziesz nadużywał naszej cierpliwości? Jak długo będziesz w swoim szaleństwie naigrywał się z nas? Do jakich granic będziesz się chełpił swoim zuchwalstwem nie znającym cugli?” I choć każdy ma swój „sprawdzony” sposób na czkawkę, to na polityczną zarazę, z jaką mamy do czynienia od ponad siedmiu lat, nie działają ani fakty, ani zaklęcia. Gdy pytamy zatem: „Jak długo?”, w tle wyliczając niegodziwości Prezesa i jego urzędników, kolejne wiry, ku którym popychają mocno już nadwątloną demokrację; kolejne zakręty, z których powinni wypaść – rozbijając się o najbliższą ścianę – ale… wciąż w sposób ostateczny nie wypadają. Zuchwalstwo ich zapuszcza korzenie. I choć w wielu miejscach natrafiają na opór, to nie brakuje ziemi żyznej, gdzie kiełkuje ich upiorne słowo.
Zatem… jak długo jeszcze? Odpowiedź nie przyjedzie sama, rozwiązanie nie przyjdzie samo. Nie spadnie nam z nieba, nie potkniemy się o nie niczym o przydrożny kamień. Rozwiązanie wypracować musimy sami, a właściwie na drodze współpracy, w ogniu niełatwych dyskusji, w przełamującym stereotypy i uprzedzenia dialogu. Wszak w grze w kryzysy jesteśmy „narodowo” nieźli. I dziś nie chodzi wcale/jeszcze o myślenie, czy wybierając będziemy zastanawiać się nad opozycją startującą z jednej listy, ale raczej nad tym, co naprawdę wybieramy, co w porządku świata – na jaki mamy nadzieję – chcemy kształtować. Na ile chcemy się zaangażować – jako jednostki, jako ludzie chcący cieszyć się pełnią przynależnej nam wolności, jako sąsiedzi, jako mieszkańcy, jako obywatele, jako stojący obok siebie w ramach tej samej wspólnoty.
Bo ten kraj nie zmieni się bez nas. I choć powtarzamy to sobie równie często jak nieszczęsne „Jak długo jeszcze?”, to czasem jesteśmy niczym wołający na puszczy. Bo coś – jak mówią moi studenci – „nie klika”; coś się nie zgadza, coś pozostaje „pobożnym” życzeniem, kawiarnianym gadaniem, wiecowym okrzykiem. Kawałkiem tektury, na którym pełni dobrych chęci wypisaliśmy kolejne ważne hasło. Tyle, że po demonstracji ta tektura kończy zazwyczaj na śmietniku, a dobrymi chęciami to… piekło jest wybrukowane. Również to piekło, które codziennie „gotują” nam PiS i przystawki. Tymczasem liczą się konkretne czyny. Jakie? Nad tym spróbujemy zastanowić się w najbliższych miesiącach. Ba, nie tylko „zastanowić się”, ale też wypracować propozycje konkretnych rozwiązań. Kaczyński i jego zmurszały dwór drwią z nas każdego dnia, bo w jakimś upiornym sensie wciąż znajdują na to przyzwolenie. A przecież dowolnie wąskie/szerokie „my” to nie kaczorowy „ciemny lud”, ale obywatele. Ci, którzy – gdy wypali plan – już w październiku 2023 przypomną decydentom, że (jak pisał Stefan Kisielewski) „Władza, która chce zarządzać wszystkim, dziwi się, gdy pociągają ją do odpowiedzialności za wszystko”. A wszystko… to bardzo dużo.
***
W swojej Ekonomii w jednej lekcji Henry Hazlitt przypominał rozmowę, jaka miała mieć miejsce, gdy Aleksander Wielki odwiedził niegdyś Diogenesa. Na pytanie, czy władca mógłby coś dlań uczynić, filozof miał odpowiedzieć: „Tak, odsuń się trochę, zasłaniasz mi słońce”. I dalej, konstatuje już Hazlitt: „Każdy obywatel ma prawo domagać się tego od rządu”. Takie prawo jest naszym udziałem. A już dawno tak bardzo nie potrzebowaliśmy, aby rząd się odsunął. My, obywatele. My, ludzie. My, którzy mamy 10 miesięcy (z małym ogonkiem), by zdecydować w jakim państwie chcemy budzić się za rok; jakie wartości wyznajemy, jakim prawom chcemy podlegać, jakich mediom dawać wiarę, jaką naukę przekazywać kolejnym pokoleniom, jak będzie kształtowała się nasza polityka wobec…….. (tu wstawić dowolnie), z kim i jak żyć, na co w sferze publicznej pozwalać… Lista jest długa, ale sprowadza się do… komu ufać, a komu nie. Dziś wiemy, że obecny rząd nie trochę, ale bardzo musi się odsunąć. A możemy mieć też pewność, że nie zrobi tego sam. Oto czas nasze mądre marzenia zamienić w dobre, skuteczne, działające i nie kanibalizujące się wzajemnie plany.