Tak zaczynał swoje wystąpienia pewien rzymski senator, domagając się zniszczenia Kartaginy. Felietony takiej mocy sprawczej nie mają, więc jest to raczej jęk rozpaczy nad brakiem elementarnego zdrowego rozsądku w sprawach dotyczących ekonomii.
Wiadomo, że jak prawica cierpi na wzdęcia godnościowe, tak lewica cierpi na wzdęcia równościowe, bliskie sercu każdego lewicowca. Ale, jak mawiał Milton Friedman, z faktu, że ktoś ma miękkie serce, nie wynika, iż musi też cierpieć na rozmiękczenie mózgu!
Tymczasem, jadąc kilka dni temu do Warszawy, nasłuchałem się takiej porcji bzdurnych pomysłów w porannej dyskusji w moim (ulubionym skądinąd) radiu TOK FM, że przez ostatnie kilka lat równać się z nimi mogły jedynie pomysły Leppera, np. o zasiłku dla bezrobotnych w wysokości średniej płacy.
Dwóch lewicowców, pp. Żakowski i Gdula, przerzucało się nawzajem złotymi myślami na temat emerytur. Pomijam już takie drobiazgi, jak to, że jeśli kogoś rządzący mieliby przepraszać, to nie przyszłych emerytów, lecz nas, podatników żyjących tu i teraz. To nam reformatorzy wrzucili na plecy podwójny obowiązek: opłacenia naszymi podatkami nie tylko wypłat aktualnym emerytom, ale i wspomożenia przyszłych emerytów, gdy za 20 lat będzie znacznie mniej pracujących i znacznie więcej emerytów.
Ale, są – jako się rzekło – pewne granice. Jeśli słyszę, że są inne, o wiele lepsze rozwiązania niż inwestowanie składek na rynkach finansowych i że takim rozwiązaniem jest gwarantowany dochód dla emeryta, taki sam dla każdego, to przechodzi mnie zimny dreszcz. Tymczasem jedynym zmartwieniem red. Żakowskiego na tę gigantyczną bzdurę, którą przyjął niemal z entuzjazmem, było to, czy rząd będzie mieć dość odwagi, by tę (ewidentnie genialną) ideę wprowadzić w życie.
Wprowadzenie idei Leppera zlikwidowałoby jakiekolwiek bodźce do pracy, bo każdy, nawet zarabiający więcej niż średnia płaca, wolałby za nic dostawać średnią niż harować nawet za 130% średniej krajowej. Dwie trzecie pracujących „poszłyby na bezrobocie”. Wprowadzenie kolektywistyczne bzdury w postaci emerytury (nazwanej gwarantowanym dochodem) dla wszystkich, którzy pracują i nie pracują, chcą czy nie chcą pracować, miałoby podobne efekty.
Ogromna większość starałaby się mieć jak najniższą płacę rejestrowaną, od której odprowadza się podatki na przyszłe emerytury. I trudno byłoby dziwić się ich zachowaniom. Skoro „czy się stoi, czy się leży, tyle samo na starość się należy”, to po co pracować na innych? Należy większość aktywności zawodowej przenieść do szarej strefy i tam zarabiać prawdziwe pieniądze, z których trzeba będzie odkładać co nieco na stare lata.
Dobrzy ludkowie! Człowiek uczłowieczył się nie wtedy, gdy zszedł z drzewa, ale wtedy, gdy zaczął uogólniać. Jeśli urawniłowka nie udała się przez 50-70 lat prób, to warto uogólnić te doświadczenia. Altruizm sprawdza się w małych grupach (spytajcie antropologów). Jeśli chce się unieważnić pieniądze, jak inni dobrzy ludkowie, np. ci demonstrujący w Londynie z okazji konferencji G-20, to też warto sformułować ogólne wnioski, że takie pomysły już były (jeden z nich nazywa się „Utopia” i znany jest od pięciuset lat). I że je już zastosowano, np. w komunizmie wojennym lat 1917-21 w Sowietach. I że efekt tego eksperymentu też jest znany: spadek produkcji przemysłowej o 90%, a produkcji rolnej o tyle, że 2-3 miliony ludzi zmarły z głodu…