Aktywista to małe stworzonko rzucające się na ogromny świat. Zdając sobie sprawę, że nie odwróci całkowicie destrukcji, z którą walczy, uporczywie stara się bronić swojego kawałka dobra i zgadza się niejednokrotnie na kompromisy z nadzieją na lepsze jutro – nawet takie, które może nadejść dopiero z następnym pokoleniem… lub później.
Każdy z nas rzucił choć raz w swoim życiu kamień w wodę. Obserwacja małych kręgów rozchodzących się po zmąconej tafli przynosi zawsze pewien rodzaj satysfakcji… Tak mały ruch i taki efekt… Gdy ktoś bardziej wprawiony płaskim kamieniem rzuci tak, aby odbijał się po lustrze wody, rezultat zachwyca jeszcze bardziej. A to tylko mały kamień…
Podobnie jest z aktywizmem. Podejmując się działalności na rzecz ważnej dla nas sprawy czy idei, człowiek stara się ze wszystkich sił, aby odczarować zło, którego tak wiele jest na świecie. Ale podobnie jak kamień, który wpada bezwładnie w wodę, sam aktywista może wpaść w odmęty brutalnej rzeczywistości, obelg i wypalenia, nie widząc fal, które jego działalność zostawia na powierzchni. Widać to zwłaszcza na przykładzie aktywizmu na rzecz środowiska.
Opadają ręce z ekologiczną torbą po przeczytaniu, że w 2050 roku w oceanach będzie więcej plastiku niż ryb. Tofu smakuje jakoś mniej, gdy ktoś obok rozkoszuje się kaszanką lub kiełbasą z ogniska kupioną w markecie w atrakcyjnej cenie. Wyobraźnia podsuwa obrazy, które przecież tą cenę tak dobrze zaniżają. Jakże łatwo o wypalenie w takich sytuacjach. I jak trudno się poddać po wyrobieniu sobie już pewnych nawyków. Jakże intensywnej mieszanki emocji można doświadczyć, będąc aktywistą.
Czy to jednak oznacza, że nie warto się starać? Czy pozorny brak skuteczności to asumpt do zaprzestania działań na rzecz tego, co dla nas ważne? Zdecydowanie nie. Jak zauważa Dariusz Gzyra, odmawianie pomocy ze względu na jej niedoskonałość w porównaniu z zamiarami jest podejrzane moralnie. Zaiste, ideały o stokroć lepiej wyglądają w umyśle niż w rzeczywistości. Narzuca to skojarzenie z Platonem i jego światem idei – jeden rumak może ciągnąć nasz rydwan ku wizji idealnego świata, w którym zwierzęta nie są krzywdzone, a produkty roślinne pozyskiwane są w sposób etyczny. Drugi pokazuje zaś jego odbicie w rzeczywistości, czyli realia niewolniczej pracy, niszczenie środowiska przez jednostki i przedsiębiorstwa, oraz hodowle przemysłowe. Jak więc w takiej sytuacji pozwalać sobie na aktywizm? Jak, będąc studentką, nauczycielem, programistką, kasjerem – zwykłym człowiekiem – prowadzić batalię przeciwko tak wielkim kryzysom?
Otóż, kluczem jest słowo „zacząć” – gdy bowiem nawet ta mniejszość, która się angażuje na rzecz środowiska, podda się, za kilka lat w naturze literalnie nie będzie czego zbierać. Gzyra zauważa, iż dobrych wyborów (podobnie jak złych) dokonuje się przede wszystkim w sytuacjach prozaicznych. Może to być wybór dania w restauracji, produktów w supermarkecie, środka transportu do pracy czy szkoły… Może to być też komentarz na facebooku, upomnienie kogoś kto krzywdzi zwierzę lub śmieci, udostępnienie artykułu promującego troskę o środowisko i zwierzęta, przypinki na torebkę. Niemal każdy gest i zdecydowanie każdy zakup jest deklaracją konkretnego systemu wartości i stylu życia. Każdy czyn jest odpowiedzią na wydarzenia w świecie. Każdy postępek jest falą, która rozchodzi się po tafli wody wzburzonej przez mały kamyczek naszego istnienia.
Część z naszych decyzji może nie spotkać się z odzewem. Może się jednak trafić coś, co u kogoś, nawet nieznajomego, rozpocznie nowy etap w życiu. Może być link, podsłuchany urywek rozmowy o krzywdzie zwierząt, trafny komentarz w pracy, szkole, na uczelni czy w social mediach… Ludzie uczą się od siebie i w każdej chwili można trafić do kogoś nawet z pozoru najbardziej błahym gestem. Można zmienić czyjeś życie i w ogóle nie zdawać sobie z tego sprawy. Oczywiście zdarzają się też (wcale nie tak rzadko) sytuacje, w których możemy dostrzec efekty naszego działania. Może to być wywołanie fali pozytywnych komentarzy na portalu społecznościowym, wdzięczne spojrzenie psa ze schroniska wyprowadzonego na spacer, dostrzeżenie ekologicznych jaj u znajomych, którzy wcześniej kupowali „trójki” z przyzwyczajenia… To małe rzeczy, ale każdy z nas przynajmniej raz spotkał się w Internecie z patetycznym obrazkiem, na którym wymyślną czcionką jest napisane, że nawet największa podróż zaczyna się od jednego kroku.
Warto więc decydować się na aktywizm. Jest wiele form do wyboru: od pikiet, poprzez rozklejanie wlepek, prowadzenie prelekcji, aż do czytania etykietek w supermarketach. Każde działanie jest bowiem przecieraniem szlaku do zmiany. Każdy człowiek ma też w sobie potencjał do działania. Warto więc poszukać swojej niszy i zacząć robić małe kroki, czy to samotnie, czy to z przyjaciółmi, czy zrzeszając się w organizacjach ekologicznych i zajmujących się prawami zwierząt. Być może nie sprawimy od razu, że znikną hodowle przemysłowe, że cyrki przestaną wykorzystywać zwierzęta i że w oceanach będzie mniej plastiku. Możemy jednak pociągnąć za sobą kogoś, kto zechce z nami dokonywać małych zmian, a za nim pójdą też inni. Każdy z nas może być takim kamyczkiem. Im więcej ich będzie, tym większy zasięg działania. Im większy zasięg, tym bardziej spektakularne będą efekty. A nie można mówić o sile kobiet, mężczyzn, dzieci, czy jakichkolwiek istot, bez oderwania ich od środowiska, w którym żyją. Odkrywając swoje możliwości, warto ich część wykorzystać w staraniach o lepsze jutro dla zwierząt, środowiska i młodych ludzi, którzy przejmą po nas nie tylko ideały, które głosimy, lecz także świat, w którym bardziej lub mniej skutecznie zamieniamy je w czyn.