Uprzedzeniem nazywa się negatywną postawę wobec jakiejś grupy społecznej, która wynika z przyjętej z góry niechęci. Oznacza to, że uprzedzenie nie jest skutkiem bezpośrednio doznanych krzywd czy zagrożeń, ale wynikiem resentymentów, generalizacji i kulturowych stereotypów. Jako takie, uprzedzenie jest postawą niemoralną, tym bardziej że w praktyce stwierdzono ścisły związek między tą postawą a skłonnością do działań agresywnych skierowanych przeciwko przedmiotowi uprzedzenia. Dlatego zwalczanie uprzedzeń traktowane jest w etyce uniwersalnej jako obowiązek moralny.
Przyczyna powstawania uprzedzeń wydaje się jednak znacznie głębsza i związana jest z potrzebą dominacji, poczucia przewagi i niezależności od innych. Być może – jak sądzą niektórzy – są to potrzeby przynależne każdemu człowiekowi, ale – po pierwsze – występują one u ludzi w bardzo różnym nasileniu, a po drugie – większość ludzi potrafi te potrzeby tak zracjonalizować, aby nie utrudniały im one dobrych relacji społecznych. Uprzedzenia rodzą się z silnie odczuwanych kompleksów, będących przyczyną frustracji z powodu subiektywnego poczucia braku zaspokojenia potrzeby dominacji i niezależności w wystarczającym stopniu.
Jest to zarówno kompleks wyższości, jak i niższości. Ten pierwszy objawia się w kompulsywnym poszukiwaniu grup społecznych, nad którymi można wykazać swoją przewagę. Ta przewaga wyraża się w pogardliwym stosunku do ludzi z takich czy innych względów uważanych za gorszych, a więc na przykład niewykształconych, kolorowych, nieheteronormatywnych, młodych albo starych itp. Poczucie satysfakcji, związane z przekonaniem o własnej wyższości, najczęściej niestety nie zamyka sprawy. Pogarda łatwo przechodzi w chęć dyskryminowania tych „gorszych”, pozbawienia ich niektórych praw i możliwości. Bo przecież niesprawiedliwe byłoby, gdyby „gorsi” byli tak samo traktowani jak „lepsi”. „Gorsi” muszą odczuć, że są gorszymi. Tak dochodzi do mobbingu, prześladowań, apartheidu, a w rezultacie do wykluczenia z normalnego życia społecznego różnych grup społecznych. Kompleks wyższości prowadzi do uprzedzeń dominatywnych, powstałych na bazie pogardy i przekonań o własnej wyższości.
Z kolei kompleks niższości bierze się z cierpienia, że jednak są od nas lepsi, mądrzejsi, bogatsi czy silniejsi. Chciałoby się im dorównać, a najlepiej ich wyprzedzić, ale nie ma na to szans. Silna potrzeba dominacji nie pozwala na to, aby się zadowolić dalszym miejscem w szeregu. Ratunkiem jest wzięcie przykładu z zachowania lisa z bajki La Fontaine’a. Otóż lis chciał posmakować winogron, ale niestety rosły one zbyt wysoko i nie mógł ich dosięgnąć. Po kilku nieudanych próbach, lis zaczął sobie wmawiać, że winogrona są niewarte zachodu, bo są niesmaczne i szkodliwe dla zdrowia. Jeśli więc nie można dorównać innym w grze o bycie lepszym, to trzeba przewrócić stolik i izolować się od tych graczy. Trzeba przy tym głośno krzyczeć, że są oni lepsi tylko z pozoru, bo oszukują, wykorzystują innych, a w ogóle to prowadzą nie tę grę, co trzeba. W starym dowcipie Amerykanin chwali się przed Rosjaninem, że w USA jest znacznie wyższa stopa życiowa niż w ZSRR. Na to Rosjanin spokojnie odpowiada: ale u was biją Murzynów. Kompleks niższości prowadzi do uprzedzeń awersyjnych, ukształtowanych na bazie silnych emocji negatywnych, takich jak lęk i nienawiść do silniejszych, którym przypisuje się nierzadko demoniczne właściwości i podłe cele. Czy jest to kompleks wyższości, czy niższości, zawsze prowadzi do uprzedzeń, a co za tym idzie – do pogardy i agresji.
Nie ulega wątpliwości, że Jarosław Kaczyński cierpi na obydwa te kompleksy, co sprawia, że jego potrzeba dominacji jest monstrualna. Jest ona powodem obsesyjnej wręcz determinacji w bezkompromisowym dążeniu do swoich celów. Ten upór i zapiekłość przyciąga do niego ludzi mu podobnych, dla których nieustępliwość jest warunkiem zwycięstwa za wszelką cenę, a więc nierzadko pyrrusowego. Oczywiście jest to cecha osobowości autorytarnych, dla których wszelkie ustępstwa i kompromisy są oznaką słabości i uległości. Władza pełniona przez takich ludzi zachęca do aktywności środowiska radykalne, co w Polsce jest bardzo dobrze widoczne w odniesieniu do nacjonalistów i fundamentalistów religijnych. Zjednoczona Prawica wykorzystuje te środowiska do umocnienia swojej władzy. Przykłady zachowań tej władzy mają demoralizujący wpływ na społeczeństwo, w którym część ludzi pozbywa się moralnych skrupułów, stawiając na pierwszym miejscu swój interes osobisty i obojętniejąc na przypadki ludzkiej krzywdy, a niekiedy nawet do tej krzywdy się przyczyniając. Natomiast inna część odczuwa bezradność i frustrację nie mogąc pogodzić się z bezczelnym łamaniem prawa i zasad moralnych.
Uprzedzenia dominatywne
Nacjonalistyczna prawica zwiększa swoje poczucie dominacji manifestując uprzedzenie do tych wszystkich obywateli, których z różnych powodów nie traktuje jako wystarczająco gorliwych patriotów, według swojej własnej definicji. Uprzedzenia te spektakularnie wyrażają narodowcy podczas Marszu Niepodległości, który co roku 11 listopada pojawia się na ulicach Warszawy. Hasło „Śmierć wrogom ojczyzny” sprawia, że atmosfera tego marszu jest bojowa i niepokojąca. Niby chodzi o świętowanie rocznicy niepodległości, ale wygląda to bardziej na przygotowanie do wojny. Skandowane hasła są nienawistne, twarze uczestników gniewne, spojrzenia prowokujące, a uśmiech, kiedy się pojawia, zawsze jest pogardliwy i drwiący, nigdy radosny. Z maszerujących szeregów bije energia i pewność siebie. Łopoczące sztandary, rozbłyskujące race i huk petard czynią z tego pochodu apokaliptyczną masę, która groźnie się przesuwa ulicami zastygłego w lęku miasta. To do nich, uczestników tego marszu, zwrócił się Jarosław Kaczyński z apelem o obronę polskich kościołów przed strajkującymi kobietami. Narodowcy pod wodzą Roberta Bąkiewicza ochoczo spełnili to wezwanie, podobnie jak ochoczo prześladują i poniżają uczestników parad równości. W ślad za propagandową nagonką podejmowane są działania zmierzające do pozbawienia różnych grup społecznych przysługujących im praw.
Dotyczy to przede wszystkim sędziów, których niezawisłość ogranicza możliwości władzy. Stąd tzw. reforma wymiaru sprawiedliwości, która polega na zastąpieniu sędziów niezależnych, których wszelkimi sposobami próbuje się kompromitować w oczach opinii publicznej, sędziami swoimi, którzy będą wychodzić naprzeciw oczekiwań władzy wykonawczej. Sędziowie pozostający wierni konstytucji i i wyrokom TSUE są pozbawiani immunitetów, karani i pozbawiani możliwości wykonywania zawodu.
Dotyczy to opozycji, zwłaszcza Platformy Obywatelskiej, której przypisuje się rozmaite afery i nieprawości. Donald Tusk jest uporczywie przedstawiany w mediach podporządkowanych władzy jako zdrajca służący interesom Niemiec. Uczestnicy protestów społecznych przeciwko postanowieniom władzy są ścigani przez policję i prokuraturę, co ma spowodować efekt mrożący, czyli lęk przed represjami władzy.
Dotyczy to uchodźców traktowanych jak potencjalnych gwałcicieli, zboczeńców i terrorystów. Przykładem może być kuriozalny sposób obrony wschodniej granicy, gdzie na imigracyjną prowokację Łukaszenki odpowiedziano wprowadzeniem stanu wyjątkowego, pogwałceniem prawa międzynarodowego i polskiej konstytucji oraz bestialskim traktowaniem ludzi oszukanych przez białoruski reżim, w tym dzieci i kobiet w ciąży. Nacjonalistyczna prawica próbuje uzasadniać swoje postępowanie oskarżaniem imigrantów o wszelkie możliwe niegodziwości i wynaturzenia, posługując się spreparowanymi fałszywymi dowodami. Okazywanie wobec nich pogardy ma na celu upowszechnienie wizerunku wroga, przed którym władza skutecznie broni polskie społeczeństwo.
Dotyczy to wreszcie tych grup społecznych, których za swoich wrogów uważa Kościół katolicki, z którym Zjednoczona Prawica zawarła ścisłe przymierze, a więc kobiet, które chciałyby decydować o własnym ciele i ludzi LGBT. W złośliwym krytykowaniu, dezawuowaniu i dyskryminowaniu tych grup wyraża się kompleks wyższości obecnej władzy. W tym wypadku pomocą władzy służą środowiska fundamentalistyczne i nacjonalistyczne. Fundamentaliści z Ordo Iuris, Pro Life i innych organizacji tego typu, wspomagani przez Kościół i narodowców, zbierają podpisy pod projektami ustaw pozbawiających kobiety i ludzi LGBT podstawowych praw. Projekty te z całym szacunkiem, jako wyrażające głos społeczeństwa, poddawane są ustawodawczej procedurze w zdominowanym przez prawicę Sejmie. W kontrowersyjnych sprawach, chcąc uniknąć odpowiedzialności, większość sejmowa pozostawia ich rozstrzyganie swojemu Trybunałowi Konstytucyjnemu, gdzie niezawodna Julia Przyłębska i jej towarzysze postanowią tak, jak sobie życzy skrajna prawica na usługach Kościoła.
W ostatnim czasie do Sejmu trafiły dwa kuriozalne projekty ustaw sygnowane przez katolickich fundamentalistów. Pierwszy z nich, dotyczący zakazu parad równości, został już nawet skierowany do komisji. Większości sejmowej nie zgorszyła kłamliwa i bezsensowna argumentacja zwolenników ustawy, w której ludzi ubiegających się o równe prawa porównywano z twórcami nazizmu, a poseł PiS Piotr Kaleta posłużył się obscenicznym zdjęciem, jakoby z amerykańskiej parady równości, które okazało się zwykłym fotomontażem. Jak widać, każdy sposób jest dobry żeby poniżyć i zdezawuować przedmiot swoich uprzedzeń. Drugi projekt fundamentalistycznej ustawy dotyczy całkowitego zakazu aborcji, bez żadnych wyjątków. Lekarz, który dopuści się aborcji ma być karany jak za zwykłe zabójstwo karą 25 lat więzienia lub dożywociem, zaś dla kobiety przewidziano 10 lat więzienia. Dzieje się to w dniach, kiedy drakońskie prawo antyaborcyjne, zabraniające usunięcia uszkodzonego płodu, spowodowało śmierć 30-letniej kobiety w szpitalu w Pszczynie. Fundamentalistyczna zapiekłość każe traktować kobietę jak inkubator, bez prawa decydowania o własnym ciele. Sejm, który przyjmuje pod obrady takie projekty ustaw i poważnie wysłuchuje popierających je argumentów, będących obrazą elementarnej inteligencji, traci prawo do jakiegokolwiek szacunku.
Każda autorytarna władza kieruje się uprzedzeniami dominatywnymi. Dzięki nim bowiem jej przedstawiciele mają rozkoszne poczucie konsumowania władzy, które polega na poniżaniu i dyskryminowaniu słabszych, czyli w ich mniemaniu gorszych.
Uprzedzenia awersyjne
Nigdy wcześniej, jak za rządów Zjednoczonej Prawicy, nie było takiego zadęcia pseudopatriotycznego. Dlaczego prezydent uważa za stosowne publicznie deklarować, że „nie będą nam mówić w obcych językach, co mamy robić”? Dlaczego prezes rządzącej partii tak często powtarza, że „Polska wstaje z kolan”? Dlaczego tak wielu przedstawicieli tej władzy oświadcza bez widocznych powodów, że są „dumni będąc Polakami”? W obozie władzy widoczne jest demonstrowanie narodowej dumy i związanych z nią aspiracji.
Polska prawica śni o potędze. Jarosław Kaczyński śni (dosłownie) o wielkiej armii, liczącej 250 tysięcy żołnierzy i 50 tysięcy terytorialsów, kupuje od Amerykanów 300 czołgów „Abrams” i kolejne samoloty. Łatwo zauważyć, że taka armia, na którą Polski nie stać, nie ma żadnego militarnego uzasadnienia w obecnych czasach. Źródłem tych aspiracji jest z trudem ukrywane marzenie o mocarstwowości i regionalnej dominacji, o Wielkiej Polsce wyłaniającej się jak przed laty z bitewnego kurzu, Polsce od morza do morza, Polsce z Wilnem i Lwowem. To są zdziecinniałe marzenia nacjonalistycznej prawicy, czytelników patriotycznych czytanek z okresu międzywojnia, niewyżytych samców śniących o ułańskich szarżach.
Otóż armię rozbudowuje się dlatego, aby podkreślić własną niezależność obronną i nie prosić o pomoc NATO, gdy pojawi się zagrożenie. Z tego samego powodu rząd unika jak ognia włączenia Unii Europejskiej do rozwiązania kryzysu imigracyjnego na granicy z Białorusią. „Sami wygramy tę wojnę” – buńczucznie i komicznie oświadczają przedstawiciele władzy. W ogóle to od nikogo i w niczym nie jesteśmy zależni. Możemy nawet zrezygnować z Europejskiego Funduszu Odbudowy. Przecież prezes NBP zapewnia, że dysponuje nieprzebraną ilością pieniędzy, a do naszego banku ustawiają się kolejki zagranicznych pożyczkobiorców. Odgrywanie mocarstwowej roli koi kompleks niższości.
Te sny o potędze niszczą polską gospodarkę kosmicznymi wydatkami na wojsko i równie bezużyteczne pomniki w rodzaju przekopu Mierzei Wiślanej i Centralnego Portu Komunikacyjnego, które funduje sobie władza. Są one także źródłem frustracji z powodu nie dość znaczącej roli Polski w światowej polityce. Ten kompleks niższości każe rozpychać się łokciami i domagać się szczególnych względów. Całemu światu próbowano grozić odpowiedzialnością karną za posługiwanie się terminem „polskie obozy koncentracyjne”, choć powszechnie było wiadomo, że chodzi o lokalizację tych obozów, a nie ich własność. Odmawiając choćby symbolicznych odszkodowań za przejęty po wojnie majątek pożydowski, doprowadzono do praktycznego zerwania stosunków z Izraelem. Naruszono dobre relacje z najważniejszym sojusznikiem Polski, jakim są Stany Zjednoczone, starając się pozbawić koncern Discovery własności TVN 24, po to, by zdusić wolność mediów w Polsce. Lekceważono skargi Czechów na zatruwanie ich środowiska naturalnego przez kopalnię Turów. Obsesyjnie traktuje się kwestię suwerenności, co doprowadziło do konfliktów z władzami Unii Europejskiej, którą Zjednoczona Prawica od początku swoich rządów traktuje jako zagranicę. Niewykonywanie wyroków TSUE w sprawie łamania praworządności władza przedstawia jako obronę przed atakami na suwerenność Polski. A więc biedna Polska znów jest ofiarą obcych złowrogich sił. Kuriozalne orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego usłużnej Julii i aroganckie wystąpienie Morawieckiego w Parlamencie Europejskim, to sygnał, że Polska, owszem, może pozostać w Unii, ale na własnych prawach, bo przecież nikt nam nie będzie w obcych językach…
Takiej formy uczestnictwa w Unii nikt w Europie nie jest w stanie zrozumieć, bo do tego potrzebny jest geniusz Jarosława Kaczyńskiego, który, gdy ktoś się z nim nie zgadza, przewraca stolik i odchodzi. Tak wygląda polityka zagraniczna Zjednoczonej Prawicy która stopniowo izoluje Polskę od silnych państw demokratycznych, z którymi współpraca jest warunkiem zarówno bezpieczeństwa, jak i rozwoju cywilizacyjnego. Powodem tej izolacji jest chorobliwa podejrzliwość, że kraje te, w szczególności Niemcy, chcą nad nami zapanować. Bezpieczniej jest współpracować z Orbanem i Jansą, bo ze strony Węgier i Słowenii nam to nie grozi. A więc najważniejsze są duma i honor czyli to, co wyłącznie pozostaje tym, którzy swoje awersyjne uprzedzenia próbują tuszować patriotyczną tromtadracją. Jakże łatwo stać się pośmiewiskiem świata i nawet tego nie zauważyć.
Autor zdjęcia: Dawid Małecki