W tym odcinku Liberal Europe Podcast Leszek Jażdżewski (Fundacja Liberté!) gości Sir Paula Colliera, profesora ekonomii i polityki publicznej w Blavatnik School of Government oraz profesora w St Antony’s College. Rozmawiają o tym, jak tchnąć nowe życie w miasta, które doświadczyły kryzysu, jak przywracać obywatelom sprawczość oraz dlaczego społeczność ma znaczenie.
Leszek Jażdżewski (LJ): W swojej książce „The Future of Capitalism: Facing the New Anxieties” (2018) opisuje Pan swoją osobistą podróż i pojęcie „równoległych ścieżek życiowych”. Czy może Pan pokrótce wyjaśnić, na czym polega ta koncepcja?
Paul Collier (PC): To smutna historia niepotrzebnych i skrajnych rozbieżności w ludzkich historiach, które zaczęły się tak podobnie – mojej własnej oraz mojej kuzynki Sue. Oboje urodziliśmy się w Sheffield – obecnie najbiedniejszym mieście w Anglii. Ojciec mojej kuzynki był malarzem i dekoratorem, zatrudniał kilka osób. Mój tata był trochę niżej na skali ekonomicznej – był sklepikarzem. Miał kilku asystentów na pół etatu, ale w zasadzie to on i moja mama wykonywali większość pracy. To, co łączyło naszych rodziców, to to, że moi rodzice rzucili szkołę, gdy mieli po 12 lat. W pewnym sensie urodziliśmy się w trudnym mieście, w rodzinach z bardzo niskim wykształceniem i bez większych perspektyw na przyszłość.
W latach sześćdziesiątych, kiedy moja kuzynka miała czternaście lat, zmarł jej dość autorytarny ojciec, a ona zaczęła trochę szaleć w obliczu nowo nabytej wolności. W efekcie została nastoletnią matką, podczas gdy mnie oczywiście nie groziło zajście w ciążę. Oboje chodziliśmy do państwowych gimnazjów. Wyszła za mąż bardzo młodo i rzuciła szkołę, podczas gdy ja po prostu parłem dalej naprzód. Okazało się, że jestem dobry w pisaniu egzaminów i jakimś cudem dostałem się na studia do Oksfordu. W pewnym momencie zdobyłem nawet nagrodę ekonomiczną uniwersytetu i poszedłem do Nuffield College dla absolwentów. Zaczynałem od najniższego szczebla w Oksfordzie. Stopniowo piąłem się w górę, aż w końcu zostałem profesorem w Oksfordzie, na Harvardzie i Sciences Po w Paryżu.
Miałem zadziwiająco udaną karierę, biorąc pod uwagę miejsce, w którym zaczynałem. Niewielu ludzi podążało taką ścieżką zawodową, nawet już gdy byłem dzieckiem, a teraz nie ma już wręcz żadnych szans dla tych, którzy urodzili się z cechami podobnymi do moich. Tymczasem dwie córki mojej kuzynki również zostały nastoletnimi matkami – jej wczesne macierzyństwo odbijało się echem przez kolejne pokolenia. Ta skrajna rozbieżność, która pojawiła się z przypadku, była zupełnie niepotrzebna – tak wiele można było zrobić na różnych etapach, aby życie Sue było lepsze, jednak nikt nic nie zrobił.
LJ: Co można zrobić, aby miasta takie jak Sheffield odrodziły się w epoce postindustrialnej? Czy to w ogóle możliwe?
PC: Tak, jest to jak najbardziej możliwe. Istnieje wiele przykładów na całym świecie, tego dokonano. W Wielkiej Brytanii nie ma jednak zbyt wielu przykładów, bo jesteśmy w tym beznadziejni – sami strzeliliśmy sobie w stopę w tym zakresie.
Pracowałem równolegle z lokalnymi władzami w Sheffield i hrabstwie South Yorkshire. Rząd brytyjski mianował mnie doradcą w Departamencie ds. Wyrównywania. Pracowałem również z władzami regionalnymi najbiedniejszej części kraju nad sposobami odbudowy. Naprawa naprawdę jest możliwa, ponieważ zrobiło to już wiele miejsc na świecie.
Na przykład Newcastle w Australii było miastem przemysłowym, w którym przemysł upadł (podobnie jak w Sheffield), ale miasto zdołało się odrodzić. Działał tam dobry burmistrz, a samo miasto znajduje się w regionie Australii charakteryzującym się wieloma korzyściami. Zarówno region, jak i miasto wykorzystały swoje inicjatywy i środki, a teraz jest to bardzo szybko rozwijające się miasto. Mówi się nawet, że w Newcastle w Australii jest więcej żurawi budowlanych niż w Sydney – więc miasto naprawdę kwitnie.
W Wielkiej Brytanii przeprowadzono interesujące badanie, w którym przyjrzano się dwudziestu miastom dotkniętym upadkiem ich głównych gałęzi przemysłu na początku lat 80. – w tym Sheffield. Z tych dwudziestu tylko jedno – Corby – wyzdrowiało – a okazuje się, że zostało uderzone najmocniej. Corby odzyskało siły, właśnie dlatego, że zostało uderzone tak mocno, w efekcie czego rząd brytyjski złamał swoją standardową i niezbyt nierozsądną zasadę, zgodnie z którą nie interweniował w tego typu sytuacjach. Przyjmowano, że zamiast pomóc miejscom, które zostały w tyle, należy przyjąć, że rynek zrobi wszystko sam i sam ożywi dane miasto. Cóż, problem w tym, że rynki tego nie robią, one tylko pogarszają sytuację.
Wyobraźmy sobie, że dwie żaglówki płyną po jeziorze w porywistym wietrze. Nagle przychodzi podmuch wiatru i jedna z żaglówek się wywraca, a druga nie. Jest to zdarzenie losowe równoważne utracie głównych gałęzi przemysłu. I tak wywróciły się South Yorkshire i Sheffield. Dokąd popłyną prywatne inwestycje? Ludzie tacy jak Milton Friedman myśleli, że gotówka wleje się z powrotem do przewróconej żaglówki, ale oczywiście tak nie jest, ponieważ obrócenie przewróconej łodzi we właściwą stronę jest dość trudną sprawą. Nikt w South Yorkshire nie miał takich umiejętności. Wymagałoby to wielu działań politycznych i skoordynowanych nowych inwestycji.
Oczywiście prywatni inwestorzy nie wierzyli w doktrynę Friedmana, że rynki robią to wszystko automatycznie. Wiedzieli, że jeśli South Yorkshire wywróci się do góry nogami, a Londyn nie, to mądrym posunięciem będzie przeniesienie swoich pieniędzy na inwestycje właśnie do Londynu – i tak właśnie zrobili.
Corby zostało jednak uderzone przez tak silny kryzys, że rząd brytyjski postanowił złamać zasadę nieinterwencji. Wpompowano tam duże publiczne pieniądze i dogadano się z samorządem, co zmieniło oczekiwania prywatnych inwestorów, którzy zyskali pewność, że to miejsce odżyje i w efekcie sami chcieli tam zainwestować. Na tym polega cała sztuczka – potrzebny jest pierwszy ruch ze strony rządu (na poziomie krajowym i lokalnym), aby zrestartować oczekiwania prywatnych inwestycji, tak aby popłynął także prywatny kapitał.
LJ: Dlaczego wszystkie inne cnoty i uczucia moralne wydają się zanikać, podczas gdy kapitalizm i kult chciwości mają się dobrze?
PC: Brakuje tutaj poczucia wspólnoty i indywidualnej sprawczości ludzi, którzy mogliby przyczynić się do poprawy dobra ogółu w ramach społeczności. Istnieją dwie formy społeczności: wspólnoty miejsca (miasta i dzielnice, w których ludzie spotykają się, by działać na rzecz wspólnego celu) oraz wspólnoty pracy. Dobra firma – czy to w sektorze prywatnym, czy pozarządowym – skupia ludzi w miejscu, w którym każdy ma pewien stopień sprawczości i wszyscy mogą razem pracować, aby pracować na rzecz wspólnego celu, który wykracza wtedy poza ja sam.
To przejście od ja, teraz do my, w przyszłości stanowi duży psychologiczny przeskok od indywidualizmu. Podejście to odchodzi od myślenia o sumie zerowej państwo kontra jednostka, by stwierdzić, że istnieje trzecia siła – my, w ramach naszej społeczności.
Przykładem tego zjawiska jest choćby Rotary Club – klub biznesmenów założony w Stanach Zjednoczonych w 1904 roku przez Paula Harrisa. Harris był człowiekiem sukcesu, który pochodził z małego miasteczka w stanie Iowa – zlokalizowanym w przysłowiowym szczerym polu, ale z silnym poczuciem wspólnoty. Kiedy przeprowadził się do Chicago, poczuł się naprawdę samotny i chciał coś z tym zrobić. Zarezerwował więc salę konferencyjną, zamieścił ogłoszenie w lokalnej gazecie w Chicago i zaprosił ludzi do przyłączenia się do jego klubu. Pojawiło się dwieście osób. Potem wymyślił zasady swojego klubu dla ludzi sukcesu. Zaproponował, aby nie rozmawiać o interesach ani nie ubijać interesów w klubie. Zamiast tego chciał skupić się na tym, jak ludzie sukcesu w Chicago mogą pomóc innym mieszkańcom miasta, którzy odnoszą mniejsze sukcesy.
W tamtym czasie w Chicago było pełno ludzi, których sukces pozostawił w tyle (choć jest tak też obecnie). Byli przygnębieni i zrozpaczeni. Harris chciał połączyć siły i znaleźć sposoby na niewymagające działania, aby im pomóc. Oczywiście miał świadomość, że członkowie jego klubu nie byli święci, nie zamierzali poświęcić wszystkiego, a jednak znaleźli sposób, by pomóc wspólnocie.
Pomysł okazał się na tyle trafiony, że ludzie przeprowadzając się do innych miast, zakładali własne wersje klubu. Wkrótce Rotary Club stał się stowarzyszeniem krajowym, a następnie międzynarodowym. Obecnie liczy on ponad 10 milionów członków i zdziałał bardzo wiele dobrego.
LJ: Czy można znaleźć sposoby tworzenia społeczności bez utraty sprawczości jednostki?
PC: Pod tym względem biegniemy z nurtem historii. Raghuram Rajan, były gubernator Banku Rezerw Indii, napisał książkę zatytułowaną „The Third Pillar: How Markets and the State Leave the Community Behind” (2019), która opowiada o sile jednoczenia się w społeczności. Jest też Rebecca Henderson, czołowa profesorka w Harvard Business School, której książka „Reinventing Capitalism in a World on Fire” (2020) jest gorącą prośbą o ponowne przemyślenie podejścia do biznesu.
Przez ostatnie czterdzieści lat prowadziliśmy interesy w dość kiepski sposób, na co ogromny wpływ miała całkowicie błędna koncepcja Miltona Friedmana, zgodnie z którą jedynym zadaniem w prowadzeniu biznesu jest osiąganie zysków. Głównymi krytykami tego podejścia są John Key i Mervyn King – ten ostatni jest byłym prezesem Banku Anglii. Kiedyś obaj nauczali tej nieszczęsnej teorii ekonomii, ale teraz uczą czegoś całkowicie przeciwnego. Obaj są niezwykle inteligentnymi ludźmi. Kiedyś byli u szczytu ekonomii starego stylu, a jednak wyrzekli się jej, mówiąc: „tak się nie da prowadzić biznesu”. Wspaniała książka Johna Keya „Obliquity: Why Our Goals Are Best Achieved Indirectly” (2010) wykazuje, że jedynym sposobem na prowadzenie biznesu jest nie dążenie do osiągnięcia zysków, ale próba osiągnięcia naprawdę dobrego celu w biznesie. I firmy, które to zrobiły, przetrwały, a te, które tego nie zrobiły i zamiast tego próbowały szybko zarobić, przetrwały tylko jakiś czas, a potem upadły.
Jeśli spojrzymy na 100 największych firm w amerykańskim indeksie, prawie żadna z firm, które były najlepszymi przed laty, wciąż pozostaje na szczycie. Te, które są, faktycznie przyjęły model kierujący się zasadą skośności, zgodnie z którą nie skupia się na zyskach, ale na celu założenia firmy – zrobić coś, z czego każdy może być dumny, pracując.
LJ: Jak sprawić, by kapitalizm działał, a jednocześnie działał z korzyścią dla społeczeństwa? Jak ma to działać w praktyce?
PC: Politycznie jestem całkowicie nieokreślony – częściowo dlatego, że chcę pracować ze wszystkimi partiami politycznymi. Myślę, że wszystkie trzy partie polityczne w Wielkiej Brytanii niestety miały błędne założenia. Jeśli spojrzymy wstecz na Partię Pracy oraz Tony’ego Blaira i jego przemówienia, w których ogłaszał swój program, to powiedział on, że ma trzy priorytety: „Edukacja, edukacja, edukacja”. Ale co to oznaczało?
Tak naprawdę miał na myśli to, że jeśli jesteś kimś takim jak ja, urodzonym w Sheffield, którego rodzice nie mieli wykształcenia, tym, co należy zrobić to zdobyć wykształcenie, a potem wyjechać i udać się tam, gdzie są pieniądze i praca – co ja właśnie zrobiłem. Cóż, to bardzo przygnębiający przekaz. Bardzo niewielu ludzi z mojego środowiska może zrobić to, co ja. Jest to zatem w dużej mierze przesłanie pełne rozpaczy – co nie jest pożądane.
Spędziłem długie godziny żałując, że nie wróciłem do Sheffield i nie dołożyłem swojej cegiełki. Można bowiem wnieść znacznie więcej, będąc w danym miejscu, niż stojąc na zewnątrz i próbując mu wtedy pomóc. Prawdziwą pomoc niosą ludzie, którzy zostają w danym miejscu i coś robią lub ci, którzy wyjeżdżają, zdobywają umiejętności, a potem je przywożą z powrotem. Slogan Tony’ego Blaira oznaczał, że trzeba jakoś dostać się na uniwersytet, ale połowa dzieciaków w kraju nie studiuje i w ogóle nie pójdzie na uniwersytet. Większość dzieci, których rodzice nie mieli wykształcenia i które urodziły się w South Yorkshire, na pewno nie pójdzie na uniwersytet.
O wiele ważniejsze niż hasło „edukacja, edukacja, edukacja” jest zadbanie o to, aby każdy człowiek miał szansę zdobyć praktyczne umiejętności w pewnym zawodzie i (nawet bez wyższego wykształcenia, studiowania na Oksfordzie i zostania tam profesorem) i zostać na przykład technikiem, jeśli tego właśnie chce.
Nie zapewniamy takich możliwości. W całej Wielkiej Brytanii tylko 5% dzieci zdobywa umiejętności zawodowe – to beznadziejny wynik! Tymczasem potrzebujemy przynajmniej połowy takich dzieciaków. Powinniśmy zejść do poziomu 5% ale w zakresie osób, które nie mają kwalifikacji zawodowych, które kończą szkołę bez wielu kwalifikacji i bez większych nadziei. Dlatego Anglia stoi przed ogromnym wyzwaniem w tym zakresie.
Inne kraje radzą sobie znacznie lepiej w nabywaniu przez młodych ludzi umiejętności zawodowych – Niemcy, Szwajcaria, Francja i wiele innych. Są z tego dumni i obrali sobie za cel stwarzanie możliwości do rozwoju. Powinniśmy uczyć się od krajów wokół nas i myśleć: „To jest właściwa droga!”. To właśnie robi też szkoła Blavatnik: przygotowuje bardzo mądre dzieciaki do pójścia w świat i bycia użytecznym dla innych.
Dowiedz się więcej o gościu: www.bsg.ox.ac.uk/people/paul-collier
Dowiedz się więcej o ostatniej książce Sir Paula Colliera, napisaną we współpracy z Johnem Keyem, „Greed is Dead: Politics After Individualism”: www.penguin.co.uk/books/319990/gre…hn/9780141994161
Niniejszy podcast został wyprodukowany przez Europejskie Forum Liberalne we współpracy z Movimento Liberal Social i Fundacją Liberté!, przy wsparciu finansowym Parlamentu Europejskiego. Ani Parlament Europejski, ani Europejskie Forum Liberalne nie ponoszą odpowiedzialności za treść podcastu, ani za jakikolwiek sposób jego wykorzystania.
Podcast jest dostępny także na platformach SoundCloud, Apple Podcast, Stitcher i Spotify
Z języka angielskiego przełożyła dr Olga Łabendowicz
Czytaj po angielsku na 4liberty.eu