Zapytaliśmy przedstawicieli środowiska Liberté! i osoby, którym bliskie są idee liberalizmu o ocenę międzynarodowej i polskiej sytuacji polityczno-społecznej oraz ich wizję przyszłości. Oto odpowiedzi Sławomira Drelicha.
[Od Redakcji: tekst pochodzi z XXX numeru kwartalnika Liberté!, który ukazał się drukiem w lutym 2019 r.]
Jaka powinna być przyszłość polityczno-partyjnej reprezentacji liberalnych idei w Polsce? Czy powinno się znaleźć miejsce dla niezależnej partii liberalnej, czy raczej dla liberalnego skrzydła w większej strukturze? Czy skazanie się na kompromisy koalicyjne nie pozbawia idei liberalnych potencjału oddziaływania na społeczeństwo?
Liberalne partie już w Polsce powstawały i już w Polsce działały. Na pewno z punktu widzenia osób przywiązanych do liberalnych wartości właśnie formuła klasycznej partii liberalnej byłaby najwłaściwsza. Partia taka – deklaratywnie centrowa, gdyż bliska liberalizmowi obyczajowemu i kulturowemu oraz liberalizmowi ekonomicznemu – stanowiłaby swoisty bufor między lewicą i prawicą, a w koalicyjnych grach byłaby partią zawiasową o doskonałym potencjale koalicyjnym. Partia taka nie mogłaby się jednocześnie nastawiać na trwałość koalicyjnych układów, a raczej przyjąć postawę maksymalizującą realizację konkretnych postulatów wolnościowych. Niestety finalna klęska polskich projektów liberalnych – ostatnio chociażby w wykonaniu Nowoczesnej – pokazuje, że albo liberalne wartości i liberalna tożsamość nie była przez te partie wystarczająco werbalizowana, albo szanse na przetrwanie takiego liberalnego ugrupowania są w Polsce po prostu niewielkie. Osobiście uważam, że poprawna jest odpowiedź pierwsza: dotychczasowe liberalne projekty okazały się miałkie w swojej „liberalności”, zrywały ze swoimi wstępnie deklarowanymi liberalnymi wartościami, ulegały nędznym wpływom swoich koalicjantów i partii, z którymi współpracowały.
W reakcji na globalny kryzys 2008 roku wzmocniła się narracja antyliberalna gospodarczo. Jaka jest pożądana reakcja liberałów na tę nową rzeczywistość? Czy ewolucja myśli liberalnej powinna iść w kierunku „zmiękczania” postulatów wolnorynkowych i uwzględnienia oczekiwań dużej części społeczeństwa związanych z potrzebą bezpieczeństwa socjalnego?
Nie można obstawać na pozycjach radykalnie wolnorynkowych, bynajmniej nie dlatego, że są one z jakiegoś powodu złe, ale raczej z tego powodu, że radykalny wolny rynek jest niestety mrzonką i utopią. W zglobalizowanej gospodarce późnego kapitalizmu coraz większą rolę odgrywają wielcy globalni gracze, a rolą państwa jest chronienie wolności człowieka w relacjach z tymi wielkimi globalnymi aktorami. Rolą państwa jest chronienie małego przedsiębiorcy, który wobec gigantów korporacyjnych jest niczym mrówka gotująca się na wojnę ze słoniem. Liberałowie nie mają się stać wrogami wolnego rynku, ale powinni sobie uświadomić, że we współczesnym świecie realna ochrona tejże wolności znaczy coś zupełnie innego niż jeszcze pół wieku temu. Człowiek nie może być sprowadzony do roli nieświadomego i bezradnego konsumenta targanego przez manipulującą nim reklamę i wysysanego przez wielki kapitał. Liberałowie muszą chronić człowieka i jego wolność zamiast pozwalać na uczynienie go niewolnikiem sił globalnego kapitału.
Liberałowie i lewica mają w Polsce szerokie możliwości współdziałania. Obejmuje ono nie tylko tradycyjne pola zbieżności poglądów w zakresie praw różnego rodzaju mniejszości, praw obywatelskich czy obyczajowych przemian społeczeństwa, ale także obrony ustroju państwa prawa. Tymczasem część lewicy uwypukla swoją niechęć wobec liberałów, winiąc ich za zły stan Trzeciej Rzeczpospolitej czy za obrót spraw po roku 2015. Jak na te postawy powinni odpowiadać liberałowie?
Chyba nadszedł już czas, aby liberałowie w Polsce powiedzieli głośno o wszelkich zaniedbaniach Trzeciej Rzeczpospolitej, za które byli współodpowiedzialni.
Podporządkowanie praktyki polskiego liberalizmu po 1989 roku założeniom liberalizmu ekonomicznego sprawiło, że na boczny plan odsunięte zostały kwestie obywatelskie, cywilne, obyczajowe i kulturowe. Ponadto polscy liberałowie odpowiadają za to, że bezmyślnie starano się przeszczepiać ideał państwa minimalnego, nie budując jednocześnie państwa skutecznego. Koniecznie należy dokonać korekty w tym zakresie: przeprowadzić konieczny remont instytucjonalny państwa, tak aby skutecznie zakończyć epokę państwa z tektury. Trzeba wreszcie zdać sobie sprawę, że w pierwszej kolejności potrzebne jest nam państwo skuteczne, później dopiero możemy minimalizować jego wpływ na życie obywatela w tych obszarach, w których rzeczywiście wpływ ten jest niepotrzebny. Konieczne jest również udowodnienie, że liberałowie – nie zaś wyłącznie lewica! – troszczą się o idee takie jak prawa mniejszości czy tolerancja. W pewnych obszarach – do których należą chociażby kwestie obyczajowe – liberałowie nie tylko powinni z lewicą współpracować, ale wręcz lewicę wyprzedzać. Jednakże zawsze należy zachować właściwy liberalizmowi umiar i racjonalność, a także świadomość, że niektóre zmiany społeczne i kulturowe już się dokonały, niektóre zaś dokonują się niezwykle wolno. Zawsze trzeba pamiętać, że funkcjonujemy na polskim podwórku i należy brać pod uwagę jego specyfikę i do niej dostosowywać dynamikę procesów odgórnych zmian prawnych czy instytucjonalnych.
W Polsce przemiany religijności zachodzą dość powoli, ale uwikłanie Kościoła w świat polityki postępuje. Jaki powinien być stosunek liberałów do roli religii w życiu społecznym? Jakie modus vivendi polskiego państwa z hierarchami Kościoła katolickiego jest osiągalne i pożądane?
Polska się laicyzuje, ale niewątpliwie jest jednym z tych państw europejskich, w których religijność i związki obywateli z Kościołem katolickim są nadal duże. Nie można postulować modelu radykalnie laickiego na wzór francuski czy holenderski, gdyż ani nie będzie on dostosowany do polskiej specyfiki, ani nie spotka się z masowym poparciem. Trzeba jednak zagwarantować rzeczywisty rozdział Kościoła od państwa i równouprawnienie wszystkich Kościołów i związków wyznaniowych. Mając świadomość, że Kościół katolicki jest nadal ważnym aktorem życia społecznego, należy zapewnić również prawne ramy transparentności funkcjonowania tego aktora w życiu społecznym. Chodzi przede wszystkim o wprowadzenie opodatkowania wszystkich Kościołów i związków wyznaniowych oraz urealnienie ich obecności w obszarach sensu stricto państwowych, jak chociażby publiczna edukacja. Zmiany te powinny się dokonać w dialogu z Kościołem katolickim i innymi związkami wyznaniowymi, jednakże w dialogu tym państwo polskie nie może przyjmować postawy żebrzącego petenta ani tym bardziej przywdzianego w pokutny worek pielgrzyma wędrującego do Canossy. Wydaje się oczywiste, że wraz z postępującym procesem laicyzacji społeczeństwa polskiego oraz coraz mniejszą liczbą powołań już dziś widoczną w polskim Kościele katolickim za jakiś czas Kościół w Polsce przestanie być samowystarczalny finansowo, a wiele świątyń, kaplic i nekropolii, które dziś są zarządzane i utrzymywane z datków wiernych oraz pracy księży, będzie musiało trafić – jako dobro narodowe i dziedzictwo kulturowe – na utrzymanie państwa. Nadchodzi czas, aby i o tym rozmawiać.
Wielu liberalnych polityków europejskich ze zgrozą obserwuje sytuację w Polsce i na Węgrzech, w efekcie postulując marginalizację tych państw w modelu „Europy kilku prędkości”. Z drugiej strony ich wizje są szansą na pomyślność projektu europejskiego w XXI wieku. Jaka powinna być postawa polskich liberałów wobec tych projektów reform, jeśli ich realizacja może osłabić pozycję Polski w UE?
Osłabianie pozycji Polski i Węgier w Unii Europejskiej i rzeczywiste marginalizowanie obu tych państw okazać się może narzędziem przeciwskutecznym i liberałowie tego typu polityki wspierać nie powinni. Polacy i Węgrzy – szczególnie zaś Polacy – to społeczeństwa pozytywnie oceniające integrację europejską, którym przytrafiły się (sic!) wyjątkowo eurosceptyczne ekipy rządowe. Elity europejskie muszą zrozumieć – i polscy liberałowie powinni wziąć na siebie rolę tłumaczących i wyjaśniających – że Polska pełną suwerenność uzyskała w 1989 roku, a do Unii Europejskiej przystąpiła w 2004 roku. Tymczasem Francuzi, Belgowie czy Niemcy swoją drogę ku integracji europejskiej rozpoczęli w 1950 roku. Tym samym nasze rozumienie integracji europejskiej nolens volens jest inne. Wciąż jesteśmy tym „nieco młodszym europejskim bratem”, od którego nie można wymagać od razu jazdy rajdowym samochodem. Środowiska liberalne muszą również wykonać ogromną pracę w kraju: edukowanie w zakresie zagadnień europejskich, kształcenie dojrzałych i świadomych obywateli, namawianie do partycypacji obywatelskiej. Ta praca u podstaw jest cały czas przed nami, a ostatnie 30-lecie bynajmniej nie zostało zbyt dobrze wykorzystane przez polskie elity na realizację tychże celów. Europa musi również pamiętać, że my naszą demokrację budujemy od niespełna 30 lat, Zachód zaś pielęgnuje demokratyczne tradycje znacznie dłużej. Demokracja nie jest – o czym pisał już kilkanaście lat temu Fareed Zakaria – modelem uniwersalnym, a wdrażanie poszczególnych jej mechanizmów powinno być dostosowane do lokalnych – społecznych i kulturowych – realiów.
Kultura jest dzisiaj znowu ważnym ogniwem światopoglądowego formowania społeczeństw. Jaka powinna być rola liberałów w kształtowaniu współczesnej kultury?
Przede wszystkim liberałowie muszą zejść ze ślepej ścieżki indywidualistycznego zanegowania wspólnoty. Kultura jest zawsze dziełem wspólnot, choć w każdej z tych wspólnot głos zabierają jednostki: często indywidualiści i nonkonformiści. Mark Lilla wskazuje, że jedną z przyczyn słabości współczesnego liberalizmu jest właśnie zanegowanie wspólnoty, odejście od pojęcia wspólnoty politycznej i prób budowania wspólnej tożsamości. Język różnic – typowy dla współczesnej lewicy – jest ślepą uliczką i sprawia, że zadanie budowania wspólnoty i pielęgnowania wspólnotowych wartości biorą na siebie środowiska konserwatywne, a czasami wręcz nacjonalistyczne. Różnorodność, pluralizm, tolerancja i wolność przecież nie muszą oznaczać rezygnacji ze wspólnotowego myślenia. Okazuje się coraz bardziej, że w sporze liberałów z komunitarystami ci drudzy mieli wiele racji – nadchodzi czas, aby liberałowie otworzyli się na niektóre z komunitarystycznych postulatów.