Zapytaliśmy przedstawicieli środowiska Liberté! i osoby, którym bliskie są idee liberalizmu o ocenę międzynarodowej i polskiej sytuacji polityczno-społecznej oraz ich wizję przyszłości. Oto odpowiedzi Tomasza Kamińskiego.
[Od Redakcji: tekst pochodzi z XXX numeru kwartalnika Liberté!, który ukazał się drukiem w lutym 2019 r.]
Jaka powinna być przyszłość polityczno-partyjnej reprezentacji liberalnych idei w Polsce? Czy powinno się znaleźć miejsce dla niezależnej partii liberalnej, czy raczej dla liberalnego skrzydła w większej strukturze? Czy skazanie się na kompromisy koalicyjne nie pozbawia idei liberalnych potencjału oddziaływania na społeczeństwo?
First things first. Najważniejsze zadanie to obrona systemu demokratycznego w Polsce, w szczególności niezależnego sądownictwa. W tym celu należy pozbawić władzy partię, która ten system niszczy. Powinien być to nadrzędny cel wszystkich sił prodemokratycznych w Polsce, niezależnie od ich rysu ideologicznego. Obowiązująca ordynacja wyborcza w sposób bardzo wyraźny promuje dużych, a bezwzględnie karze małych. Dlatego jeśli liberałowie chcą w nadchodzących wyborach odebrać władzę partii rządzącej, to powinni wejść do szerokiej koalicji prodemokratycznej. Zdecydowanie optuję więc za współpracą zarówno z republikańską prawicą, jak i ugrupowaniami lewicowymi, nawet za cenę daleko idących kompromisów programowych. Zanim zaczniemy się spierać o najlepszy sposób uprawy róż, najpierw trzeba ochronić je przed szalejącym pożarem.
W reakcji na globalny kryzys 2008 roku wzmocniła się narracja antyliberalna gospodarczo. Jaka jest pożądana reakcja liberałów na tę nową rzeczywistość? Czy ewolucja myśli liberalnej powinna iść w kierunku „zmiękczania” postulatów wolnorynkowych i uwzględnienia oczekiwań dużej części społeczeństwa związanych z potrzebą bezpieczeństwa socjalnego?
Pragnienie bezpieczeństwa socjalnego jest zupełnie naturalne w społeczeństwie i nie ma sensu z tym walczyć. Liberałowie powinni natomiast postarać się o sprawiedliwe zasady redystrybucji, o politykę społeczną opierającą się na rzetelnej analizie danych (evidence-based policy) czy wreszcie o tworzenie systemowych, pozytywnych bodźców do pracy. W praktyce oznacza to kierowanie pomocy do grup najbardziej potrzebujących, z jednoczesnym ograniczaniem jej dla mniej potrzebujących. Zostawmy więc program Rodzina 500 plus, ale obejmijmy nim również ubogie rodziny z jednym dzieckiem (dziś w dużej mierze wykluczone ze wsparcia), wprowadzając jednocześnie ograniczenia w dostępie do programu dla rodzin lepiej sytuowanych. Zapewnijmy godne życie rodzinom wychowującym niepełnosprawne dzieci, a zrezygnujmy z pomysłów opłacania obiadów w szkołach wszystkim uczniom. Polityka społeczna w Polsce wymaga dogłębnego przeglądu i racjonalizacji. Nie po to, żeby ją ograniczać, ale po to, żeby ją uczynić bardziej sprawiedliwą.
Liberałowie i lewica mają w Polsce szerokie możliwości współdziałania. Obejmuje ono nie tylko tradycyjne pola zbieżności poglądów w zakresie praw różnego rodzaju mniejszości, praw obywatelskich czy obyczajowych przemian społeczeństwa, ale także obrony ustroju państwa prawa. Tymczasem część lewicy uwypukla swoją niechęć wobec liberałów, winiąc ich za zły stan Trzeciej Rzeczpospolitej czy za obrót spraw po roku 2015. Jak na te postawy powinni odpowiadać liberałowie?
Lewica w Polsce całą swoją ideologiczną tożsamość budowała latami na walce z „neoliberalizmem”. Wielu ludzi lewicy może nawet uważać, że Polsce bardziej zaszkodził prof. Leszek Balcerowicz niż Jarosław Kaczyński. Taka postawa oczywiście utrudnia dialog, ale będę się upierał, że
lewica i liberałowie są dziś naturalnymi sojusznikami. Lista wspólnych spraw do załatwienia jest naprawdę długa: walka o prawa obywatelskie (w tym prawa mniejszości), prawdziwa reforma sądownictwa, świeckie państwo, pilna kwestia reformy służby zdrowia, zmiana programów nauczania, tak aby dzieci lepiej przygotowywać do wyzwań przyszłości, poprawa relacji zagranicznych z naszymi partnerami europejskimi…
W tych wszystkich sprawach, a nawet w kwestii większej sprawiedliwości programów pomocy społecznej, można się będzie z lewicą dogadać. Weźmy przy tym pod uwagę, że potencjał intelektualny polskiej lewicy jest bardzo duży, tylko beznadziejnie rozdrobniony pomiędzy różne partyjki. Gdyby politykę w naszym kraju kształtowały dyskusje i spory z działaczami lewicowymi pokroju Barbary Nowackiej czy Adriana Zandberga, to na pewno Polska znajdowałaby się dziś w dużo lepszej sytuacji.
W Polsce przemiany religijności zachodzą dość powoli, ale uwikłanie Kościoła w świat polityki postępuje. Jaki powinien być stosunek liberałów do roli religii w życiu społecznym? Jakie modus vivendi polskiego państwa z hierarchami Kościoła katolickiego jest osiągalne i pożądane?
Katolicy stanowią w Polsce malejącą, ale wciąż istotną grupę społeczną, która nie zniknie szybko. Choćby ten fakt powinien skłaniać liberałów do rozmowy z Kościołem, a nie do walki z nim. Budowa świeckiego państwa w sposób oczywisty uderzy w interesy kościelnych hierarchów, ale żeby jego fundamenty były trwałe, to warto uzgodnić pewne kompromisy. Przykładem niech będzie religia w szkole. Zamiast ją likwidować jednym cięciem, może lepiej najpierw zmniejszyć o połowę liczbę godzin i bezwzględnie pilnować, aby była na pierwszej lub ostatniej lekcji? Sytuacja, w której lekcji religii uczeń ma więcej niż biologii, chemii czy fizyki, jest absurdalna i szkodliwa dla dzieci. Zmiana będzie więc racjonalizacją, a nie uderzeniem w Kościół. Realizację istotnego dla liberałów postulatu budowy świeckiego państwa oparłbym właśnie na wprowadzaniu cząstkowych, bardzo dobrze umotywowanych zmian, w dialogu ze środowiskami kościelnymi i z szacunkiem dla poglądów milionów katolickich współobywateli. Realizowana z przytupem rewolucja antykościelna może i przyniesienie poklask antyklerykałów, ale będzie skutkować kontrrewolucją po następnych wyborach. To spowolni tylko zmiany pożądane przez liberałów. Dlatego trzymałbym się zasady tiszej jediesz dalsze budiesz…
Wielu liberalnych polityków europejskich ze zgrozą obserwuje sytuację w Polsce i na Węgrzech, w efekcie postulując marginalizację tych państw w modelu „Europy kilku prędkości”. Z drugiej strony ich wizje są szansą na pomyślność projektu europejskiego w XXI wieku. Jaka powinna być postawa polskich liberałów wobec tych projektów reform, jeśli ich realizacja może osłabić pozycję Polski w UE?
Realizacja wizji Europy wielu prędkości wydaje się przesądzona. Już dziś zresztą mamy różne „kręgi integracji”, z jądrem (strefa euro) i peryferiami (np. Norwegia). Chęć pogłębiania integracji jest zrozumiała w kontekście wspólnych problemów i wyzwań, przed którymi stoją państwa europejskie. Polscy liberałowie nie powinni starać się hamować procesu pogłębiania współpracy części krajów, ale raczej tłumaczyć własnym obywatelom sensowność dołączenia do tej grupy. Koszty pozostawania poza najściślejszym kręgiem integracji będą dla Polski wysokie, korzyści z wejścia do niego – bardzo wyraźne. Pogłębienie współpracy gospodarczej i szybszy wzrost gospodarczy, zwiększenie bezpieczeństwa, większy wpływ na decyzje… argumentów jest naprawdę wiele. Wejście do strefy euro powinno być więc sztandarowym postulatem liberałów. Nie powinniśmy bać się głośno mówić, że miejsce Polski jest w centrum Europy, a nie na jej peryferiach.
Kultura jest dzisiaj znowu ważnym ogniwem światopoglądowego formowania społeczeństw. Jaka powinna być rola liberałów w kształtowaniu współczesnej kultury?
Liberałowie na pewno powinni bardzo mocno bronić zasady wolności twórców, a jednocześnie neutralności światopoglądowej instytucji państwowych i sprawiedliwości. Wolność tworzenia wymaga finansowania, dlatego zachowałbym państwowe dotacje. Z drugiej zaś strony należałoby gruntownie zreformować mechanizm dystrybucji tych środków, tak aby były rozdzielane w sposób przejrzysty, apolityczny i sprawiedliwy, tzn. oparty na kryteriach merytorycznych. Zwiększyłbym zasadniczo pulę środków rozdzielanych na zasadach projektowych kosztem zmniejszenia finansowania stałego. Poprawiłoby to efektywność wydatkowania środków, ale wiązałoby się z koniecznością prywatyzacji części placówek kulturalnych, na czele z telewizję publiczną, która w swojej obecnej, skrajnie upolitycznionej wersji, stała się własną karykaturą. Zamiast marnować miliony na pudrowanie trupa przy ul. Woronicza w Warszawie lepiej dać te pieniądze faktycznym twórcom polskiej kultury.