Jakie są najważniejsze wyzwania dla Polski, Europy i świata w 2015 roku?
Polska samodzielnie od dłuższego czasu nie podejmuje żadnych wyzwań – naturalnymi są te, które ciążą na nas od lat i zapewne lata jeszcze będą trwały – bezpieczeństwo energetyczne, dywersyfikacja dostaw paliw, w końcu polityka wschodnia, szczególnie w kontekście agresywnej postawy Rosji . Na podjęcie takich wyzwań trzeba jednak poczekać na modernizacyjne, bardziej otwarte na zmiany rządy – a na to się w przyszłym roku nie zanosi.
Dla Europy i świata wyzwaniem będzie narastający konflikt z ekstremistami islamski – przybierający najróżniejsze formy, konflikt nierozwiązywalny środkami militarnymi czy policyjnymi.
Z jednej strony należy szukać jakiegoś modus vivendi z islamem, także tym w ortodoksyjnej postaci, z drugiej strony bronić naszych wartości, dorobku cywilizacji łacińskiej. Wyzwaniem jest także zdefiniowanie na nowo modelu współistnienia różnych kultur i tradycji w obrębie jednego państwa i systemu prawnego – ostatnie wypadki w Paryżu, uderzenie w wolność słowa, jedną z fundamentalnych wartości świata zachodniego, zmuszają do głębokiej refleksji na ten temat. Szczególnie, że sytuacja skłania do szukania łatwych recept separacji, konfliktu i wzajemnego wykluczenia.
Nieustającym wyzwaniem, nasilonym obecną polityką prezydenta Putina, jest niestabilność strefy postradzieckiej. Problem może pozbawiony spektakularności islamskich zamachów i groźnych przemów mułłów, ale dokąd w rękach rosyjskich znajduje się pokaźna część światowego zasobu broni jądrowej, każdy z konfliktów w który angażuje się Rosja ma rangę poważnego zagrożenia dla całego globu.
Czy powinniśmy spodziewać się zaognienia albo zakończenia konfliktu we wschodniej Ukrainie?
Polityka rosyjska w strefie postradzieckiej od czasu objęcia jej sterów przez Władimira Putina jest dosyć konsekwentna w niezamykaniu sporów, których nie jest w stanie jednoznacznie rozstrzygnąć na swoją korzyść. Sprawa programu „noworosyjskiego” Kremla będzie zasilana sprzętowo-pieniężną kroplówką dla tzw. separatystów donbaskich, przy większym czy mniejszym dystansowaniu się oficjalnych przedstawicieli Rosji od tych działań. Przekształci się w trwały problem taki jak Naddniestrze, Abchazja czy Osetia Południowa – miejsca o których prawie nie pamięta światowa dyplomacja.
Dwa są czynniki optymistyczne.
Jeden to nacisk ekonomiczny, polityka USA obniżenia cen na rynku ropy osłabia ekspansję Rosji. Niskie ceny ropy skutkują automatycznie na niższe wpływy do rosyjskiego budżetu, nie tylko zmniejszając atrakcyjność Unii Eurazjatyckiej – w której mniej środków nabywczych będzie na największym rynku konsumpcyjnym, ale także osłabia kremlowską politykę kupowania sobie poparcia secesjonistów w krajach ościennych – dużo trudniej będzie obiecywać podwojenie emerytur tak jak na Krymie, płacenie rachunków za podbite czy uzależnione regiony będzie coraz bardziej uciążliwe.
Drugi to bardzo umiejętna, „giedroyciowa” w założeniach polityka prezydenta Poroszenki. Intensywne działania ukraińskiej dyplomacji na rzecz znajdowania sojuszników nie tylko na zewnątrz, ale też wewnątrz strefy postradzieckiej. Poroszenko szuka wspólnych interesów z Białorusią czy Kazachstanem i znajduje je. Czy uda mu się stworzyć trwałe porozumienia – trudno stwierdzić – ale początki wyglądają zachęcająco.
Nie spodziewam się rychłego zakończenia tego konfliktu. Musiała by ulec fundamentalnej rewizji rosyjska polityka wobec krajów postradzieckich – a nic na dzisiaj na to nie wskazuje.
Jak będzie wyglądała polska polityka zagraniczna? Co będzie jej głównym tematem – wprowadzenie euro, polityka wschodnia, integracja europejska?
Główną cechą polskiej polityki zagranicznej będzie jej bezbarwność. Najważniejszym czynnikiem pozbawiającym jakichkolwiek barw jest to, że rok 2015 jest rokiem wyborczym, a rzadzący będą skupiać się na działaniach defensywnych – obecne sondaże przy nikłych zdolnościach koalicyjnych PiS dają dużą szansę na kolejną kadencję rządów PO w obecnej czy poszerzonej koalicji. Na czele MSZ stoi polityk, który nie porzucił myśli o przejęciu przewodnictwa w PO – nie pozwoli sobie zatem na działanie, które wiązało by się z jakimkolwiek ryzykiem porażki, faktycznej czy wizerunkowej. Zapewne w kampanii wyborczej będą używane hasła odwołujące się do ambitnych celów takich jak wprowadzenie euro – ale nie spodziewam się żadnych działań.
Drugim czynnikiem neutralizującym polską politykę zagraniczną jest Donald Tusk w Brukseli. Trudno sobie wyobrazić samodzielność naszego MSZ np. w kwestiach polityki wschodniej, która wykraczałaby poza ramy kreślone przez Radę Europejską. Musiało by się wydarzyć coś bardzo spektakularnego, wywołującego ogromną presję opinii publicznej na rządzących, żebyśmy usłyszeli samodzielny głos z Alei Szucha.
Przed nami podwójne wybory – prezydentem pozostanie Bronisław Komorowski, a premierem Ewa Kopacz, czy czeka nas polityczna rewolucja?
Wybory prezydenckie mamy rozstrzygnięte. Szczytem marzeń opozycji jest doprowadzenie do drugiej tury, a to będzie mało emocjonujące. Opozycja nie ma pomysłów na odwrócenie trendu, znani nam już kandydaci – Duda, Palikot, Korwin –Mikke czy Ogórek nie stwarzają zagrożenia dla urzędującego prezydenta. Uczciwie trzeba jednak stwierdzić, że Bronisław Komorowski sprawuje swój urząd w sposób ukochany przez Polaków – bez szaleństw, spokojnie, stonowanie. W Polsce nikt od prezydenta niczego nie oczekuje i prezydent Komorowski dokładnie to nam daje.
Wybory parlamentarne niosą ze sobą nieco więcej emocji. Wprawdzie dziś najbardziej prawdopodobny jest scenariusz rządów koalicji z PO na czele, bo w samodzielną większość PiS chyba nikt nie wierzy, to mamy co najmniej kilka niewiadomych.
Pierwszą jest – jaka koalicja. Czy mandaty zdobyte przez PO i PSL dadzą sumę 231? PO z całą pewnością będzie miała mniejszy klub w parlamencie, PSL być może większy niż dziś – ale przecież nie 23 % jak w sejmikach. Od dawna mówi się o trzecim członie koalicji – SLD, ale ja nie postawiłbym większych pieniędzy na to, że SLD w parlamencie się znajdzie. Partia ta, której postulaty socjalne od dawna wyborczo konsumuje PiS, a która kwestii światopoglądowych ze względu na konserwatyzm zaplecza na sztandar nie weźmie, nadal nie podaje nam powodu głosowania na nią, jeśli nie jest się zakochanym w PRL lub Leszku Millerze. SLD od lat jest reaktywne – Miller może tłumaczyć, że nagła wymiana Kalisza na Ogórek jest jakąś koncepcją polityczną, ale przecież wszyscy rozumiemy, że jest jedynie osłabianiem koncepcji, w której Barbary Nowacka jest kandydatką lewicy.
Niewiadomą jest lider PO. Pierwsze miesiące działalności Ewy Kopacz potwierdzają odwieczną zasadę, że władza kocha tych, którzy ją kochają i o nią walczą. Nominatki ustępującego lidera jakoś nie kocha, z czego coraz bardziej zdają sobie sprawę politycy PO. Ewa Kopacz potyka się na równej drodze, sesją ocieplającą wizerunek – a raczej jego brak, bardzo źle wypadając w nieustawionych rozmowach, popełniając sporo niewymuszonych błędów. Siłą Ewy Kopacz jest podział frakcyjny w PO, gdzie żadna ze stron nie ma odwagi powiedzieć „sprawdzam” i wiara, że nominatka Tuska podryfuje do wyborów bez większych strat. Ale ten drugi czynnik jest coraz słabszy. W PO nie będzie zapewne odwagi, by zmienić lidera przed wyborami. Ale głęboko wątpię, by po wyborach partia ta pozostawiła los swój i kierowanie rządem w nadchodzącej kadencji w rękach Ewy Kopacz.
Czym zaskoczy nas najbliższe dwanaście miesięcy?
Prorokowanie, co może zdarzyć się zaskakującego to zajęcie skazane na porażkę– bo jeśli trafię, to jakie to będzie zaskoczenie, a jeśli nie – to okaże się, że bzdury plotłem. Pokuszę się jednak o wyprorokowanie sytuacji, których nie bierze pod uwagę większość komentatorów w swoich kalkulacjach.
- Koalicja PO-PSL-KNP – wprawdzie konflikt KNP z Januszem Korwin Mikkem oddala widmo posłów tej partii w parlamencie, ale gdyby się tam znaleźli – to moim zdaniem taka koalicja jest bardziej prawdopodobna od układu PiS –KNP. Dlaczego? Z dwóch przyczyn – PO i PSL przyzwyczaiły się rządzić – to jedna. A druga to ta, że PO i PSL są tak dalece bezideowe, że bez problemu spełnią wszelkie oczekiwania KNP.
- Kompletna pustka na lewicy – wirus autodestrukcji potrafi się przenosić. Leszek Miller zaraził się nim najwyraźniej od Janusza Palikota biorąc z niego przykład wykonuje niewielką w sumie łodzią o nazwie SLD mnóstwo gwałtownych zwrotów, nie bacząć na to że na tych zakrętach za burtą znalazła się spora część załogi. Nielicznych, trzymających się kurczowo pokładu, ale krytykujących kapitana – sam za burtę wyrzuca.
