Raz uprzejmy, czarujący, szczodry i serdeczny, ale potem nagle jawi im się krwiożerczym szaleńcem. Albo jak ten ikoniczny przeciwnik Batmana o dwóch twarzach: posiada z jednej strony naturę racjonalnego i praworządnego prokuratora Harvey’a Denta, aby w innych stanach emocjonalnych działać jako Two Face, demoniczny agent chaosu, rozstrzygający o pomyślności lub nieszczęściu ofiar poprzez rzut monetą.
Większość ludzi lubi tylko pół liberalizmu. Jest on więc z ich punktu widzenia swoistym doktorem Jekyllem/panem Hyde’em pośród idei i filozofii politycznych. Raz uprzejmy, czarujący, szczodry i serdeczny, ale potem nagle jawi im się krwiożerczym szaleńcem. Albo jak ten ikoniczny przeciwnik Batmana o dwóch twarzach: posiada z jednej strony naturę racjonalnego i praworządnego prokuratora Harvey’a Denta, aby w innych stanach emocjonalnych działać jako Two Face, demoniczny agent chaosu, rozstrzygający o pomyślności lub nieszczęściu ofiar poprzez rzut monetą. Taki, w przerysowanym skrócie, jest obraz liberalizmu w oczach tych, którzy liberałami z różnych powodów nie są.
I.
Najpowszechniej znanym pokłosiem tego postrzegania jest harmonizowanie się światopoglądowego liberalizmu (który, dla lepszej precyzji, przyjąłem nazywać „liberalizmem społeczno-obyczajowym”) z różnymi ideami lewicowymi, zaś liberalizmu gospodarczego z centroprawicową wizją państwa i społeczeństwa. Liberałom integralnym (takim jak autor tego tekstu) oba te podejścia wydają się dziwaczne. Ale to tylko dlatego, że nie-liberałowie w ocenie tych poszczególnych idei wychodzą nie od strony ich filozoficznych podwalin, a od strony ich wpływu na ostatecznego „odbiorcę” – czyli na zwykłego człowieka w zwykłym społeczeństwie.
Liberalizm społeczno-obyczajowy jest w gruncie rzeczy katalogiem uprawnień człowieka, z których nade wszystko może on korzystać w osobistej, rodzinnej, intymnej i prywatnej sferze życia. „Przyznanie” człowiekowi (użycie w tym kontekście słowa „przyznanie” źle brzmi w liberalnych uszach, bo naszym zdaniem każdy człowiek dysponuje pełnym pakietem wolności z natury rzeczy, a inny stan faktyczny może wynikać tylko i wyłącznie z antyliberalnych działań innych ludzi, grup, instytucji czy rządów) tych wolnościowych uprawnień jest aktem swoistej szczodrości. Gdy zaś uprawnienia zostają „przyznane” członkom grup mniejszościowych, słabszych, borykających się z niską pozycją społeczną – to jest to równocześnie, lewicowe w swoim odruchu, udzielenie wsparcia ludziom tego wsparcia potrzebującym.
Mamy tu więc do czynienia z „pochyleniem się nad losem” drugiego człowieka, osoby którą ślepa fortuna lub sieć społecznych współzależności skazała na zajmowanie pozycji trudniejszej od przeciętnej. Z tego punktu widzenia ustanowienie praw antyrasistowskich i anty-ksenofobicznych, likwidujących nierówności pomiędzy kobietami i mężczyznami lub pomiędzy wyznawcami różnych religii i ich Kościołami, nadających równe szanse kształtowania pełnego życia członkom mniejszości seksualnych, etnicznych czy rasowych, powstrzymywanie się od karania za wszelkie „przestępstwa bez ofiar” (takie jak np. konsumpcja tzw. narkotyków miękkich) jest działaniem podobnym w swojej logice do obejmowania ludzi ubogich wsparciem socjalnym, wspierania bezrobotnych hojnym systemem zasiłków, emitowania bonów żywnościowych czy finansowania przez państwo projektów budowy tanich mieszkań. Wszystko to służy w końcu ochronie potrzebujących wsparcia przez różnorakimi trudami życia i znajduje swoje oparcie w odruchu solidarności z drugim człowiekiem.
II.
Liberalizm gospodarczy natomiast jest w gruncie rzeczy koncepcją konkurowania ludzi i ich organizacji o zasoby materialne na drodze wolnych umów o wymianie dóbr. Te zasoby i dobra (aby mieć jakąkolwiek wartość i nieść ze sobą jakikolwiek impuls pobudzający ludzi do działania) muszą być ograniczone. Nie ma żadnego racjonalnego powodu, aby ustanawiać limit ilości małżeństw homoseksualnych dostępnych do zawarcia w danym czasie i na danym obszarze, ale już ilość pieniądza i innych wartościowych przedmiotów w obiegu objęta limitem być musi, jeśli nie chcemy doświadczyć takiego czy innego makroekonomicznego krachu. W efekcie liberalizm ekonomiczny nie dla każdego przynosi pomyślne nowiny. W realiach konkurowania będą wygrani i przegrani, nie będzie prezentów, przywilejów, aktów szczodrości czy bezinteresowności. Co „gorsza”, naturalny podział na bardziej i mniej utalentowanych doprowadzi do tego, że lepiej odnajdą się w tym silniejsi, zaś gorszą pozycję uzyskają słabsi, a zatem ci, których pod szczególną swoją pieczę chce brać liberalizm społeczno-obyczajowy (co oczywiście nie jest równoznaczne ze stwierdzeniem, że w konkurencji rynkowej przedstawiciele mniejszości wyznaniowych, etnicznych czy seksualnych okazują się przegranymi; oznacza tylko, że słabszym w sytuacji gry rynkowej – kimkolwiek by nie byli – liberalizm nie oferuje wsparcia).
Rynkowa konkurencja stawia przed człowiekiem szereg wyzwań i wymogów, które oddziałują dyscyplinująco. Trudno należeć do wygranych bez dobrej organizacji, ambicji, wysiłku i zaakceptowania podstawowych zasad współżycia społecznego. To właśnie z tego powodu liberalizm gospodarczy podoba się wielu konserwatystom, którzy łakną zdyscyplinowanego, uporządkowanego i podatnego na przestrzeganie reguł społeczeństwa. Dodatkowo konserwatyści cenią sobie okoliczności nagradzające jednostki wybitne i ciężką pracę. To także decyduje o ich pozytywnej percepcji oddziaływania wolnej konkurencji i ekonomicznego liberalizmu na układ hierarchii społecznej. Konkurencja dyscyplinuje, nagradza i karze. Pełni więc, mimo że jest zjawiskiem bezosobowym, rolę podobną do instancji surowego sędziego, uwielbionej figury w konserwatywnym imaginarium. Z punktu widzenia konserwatysty, naturalne wymogi powodzenia na wolnym rynku ujmują ludzi w ryzy w sposób do pewnego stopnia analogiczny do zasad wiary religijnej, kanonów tradycyjnej moralności czy opartej na systemie autorytetów hierarchii społecznej.
III.
Jak to więc możliwe, że liberalizm społeczno-obyczajowy harmonizuje z liberalizmem ekonomicznym w jednym systemie wartości? Dlaczego integralny liberalizm ma z punktu widzenia przysłowiowego zwykłego człowieka to janusowe oblicze?
Oczywiście dlatego, iż u podłoża wszystkich idei liberalnych leży przekonanie o podstawowym znaczeniu wolności jednostki. Lewicowi zwolennicy liberalizmu społeczno-obyczajowego wyżej od wolności stawiają solidarność międzyludzką oraz tzw. sprawiedliwość społeczną, a ich poparcie dla wolności jednostki przy kształtowaniu swojej drogi życiowej i stylu życia w obszarze prywatnym i intymnym jest tylko „przy-okazyjne”. Prawicowi zwolennicy liberalizmu ekonomicznego wyżej od wolności jednostki stawiają restrykcyjnie funkcjonujący ład i porządek społeczny oparty na ich wartościach moralnych, a ich poparcie dla wolności jednostki w podejmowaniu aktywności zawodowo-zarobkowej jest funkcją umacniania tego ładu.
Z punktu widzenia liberała integralnego natomiast człowiek winien dysponować maksymalnie szerokim zakresem wolności indywidualnej we wszystkich obszarach życia, tak prywatnym, jak i zawodowym (jak również w życiu publicznym, gdy występuje w roli obywatela i wchodzi w styczność z władzami kraju i ich administracją). Wolność jednostki powinna ograniczać wyłącznie tak samo szeroko zakrojona wolność innych jednostek, co wynika z liberalnego wymogu równości wobec prawa. Oznacza to, że ten sam człowiek musi mieć prawo w wybrany przez siebie sposób kształtować i swoje życie osobiste, zainteresowania, spędzanie czasu wolnego czy życie duchowe, i swoje życie profesjonalne, sposoby zarabiania na utrzymanie, biznesowe relacje z innymi. Ingerencja czynników zewnętrznych w obie te sfery, pozbawianie człowieka możliwości wyboru i działania są równie niedopuszczalne.
IV.
Złączeniu obu tych „liberalizmów” w jeden liberalizm jest zresztą unaocznieniem pewnej dwoistości wbudowanej w liberalną koncepcję praw człowieka i w liberalną wizję jego życia. Liberalizm to nie jest tylko beztroska zabawa w duchu całkowitej swobody. W liberalizmie wolność zawsze pozostaje złączona z odpowiedzialnością, a wobec jednostki ludzkiej skierowany jest komunikat, że może ona sobie pozwolić na tyle wolności (np. ryzykownych wyborów drogi życiowej), na ile będzie w stanie udźwignąć w sensie przejęcia odpowiedzialności za skutki. Liberalizm społeczno-obyczajowy prezentuje szeroki katalog możliwości wyboru życiowych dróg, ale niektóre z nich pociągają za sobą o wiele większe wymogi co do odpowiedzialności niż inne, więc mogą być niewskazane dla znacznej części ludzi (co jednak nie oznacza potrzeby stosowania zakazu; oznacza tylko potrzebę formułowania przestróg przed klęską i konsekwencjami). Obok praw kroczą obowiązki.
Liberalizm ekonomiczny jest domeną właśnie obowiązków i odpowiedzialności. Wolnościowy ład społeczno-polityczny może trwać i dostarczać ludziom związanych z nim korzyści tylko tak długo, jak zapewnione będą materialne warunki jego funkcjonowania. Załamanie się ekonomicznego fundamentu dobrobytu niechybnie doprowadzi do niepokojów i rozruchów, które spowodują przejęcie politycznej kontroli przez agentów dyktatury, autorytaryzmu i zamordyzmu, a pogrzebanie wolności stanie się nieuniknione. To dlatego każdy, kto chce w swoim życiu osobistym i prywatnym cieszyć się szerokim zakresem praw i swobód, może i powinien zostać zobowiązany do pracy nad podtrzymaniem materialnego fundamentu wolnościowego ładu, a więc do wkładu w sprawne funkcjonowanie gospodarki rynkowej.
Źródłem bogactwa i dobrobytu nigdy nie jest bowiem redystrybucja tego samego pieniądza od jednych obywateli do drugich (ona może jedynie opóźnić lub złagodzić wybuch niezadowolenia, które stanowi zagrożenie dla ładu wolnościowego). Dobrobyt trwać może tylko dzięki pracy, a najbardziej skuteczne przekładanie ludzkiej pracy na maksymalny wynik ekonomiczny przyniósł system wolnorynkowy, postulowany przez ekonomiczny liberalizm.
Praca nigdy nie będzie równie przyjemna jak czas wolny. Ale nie ma czasu wolnego bez pracy. Tak samo jak nie ma liberalizmu społeczno-obyczajowego bez liberalizmu ekonomicznego.
