Widać wyraźnie, że zima dla obywateli to wiosna dla władzy – szczególnie tej opresyjnej. Radykalizmy uwielbiają takie sytuacje. Od roku mówimy o pandemii, siedzimy w domach i wsłuchujemy się w kolejne mrożące krew w żyłach komunikaty o nowych zakażeniach, nowych, jeszcze groźniejszych mutacjach wirusa, tajemniczych dodatkowych schorzeniach u dzieci, ewentualności szczepienia przeciw COVID zwierząt.
Tymczasem rząd podjął (niejedną) próbę ustanowienia prawa, które zdejmuje z niego odpowiedzialność za szereg działań podjętych w czasie pandemii, przy jednoczesnym wprowadzeniu bezprawnych rozporządzeń ograniczających wolności gospodarcze i swobody obywatelskie. Jak słusznie zwracają uwagę niektórzy publicyści i komentatorzy – utrzymywanie społeczeństwa w kleszczach i zastraszanie go jest władzy bardzo na rękę. Obywatel zastraszony, to obywatel mniej awanturujący się.
Muszę przyznać, że bierze mnie przerażenie gdy z ust polskich polityków słyszę hasło: „nowy ład”. Przed oczami mam nacjonalizację szeregu biznesów, wzięcie za twarz niepokornych – do niedawna silnych – koncernów i podmiotów, przejęcie, osłabienie lub cenzura środków masowego przekazu, wreszcie rewolucja obyczajowa dokonywana z pomocą kościoła i akolitów Ordo Iuris. „Nowy ład” w rodzimym wydaniu to połączenie narodowej oligarchii z silnym aparatem siłowo-represyjnym, państwową propagandą i „odnową” moralną w duchu nieświętym. Polska ma być jednym wielkim pokojem do wypłakania się. Warunki do spełnienia tej wizji są sprzyjające.
Europa nie obroni polskiej praworządności. Niemcy są zajęte utrzymaniem potęgi i interesami z Rosją, a komisarz Vera Jurova, następczyni Timmermansa, to wielkie zwycięstwo PiS. Ponad rok temu pisałem, że jawi się jako zaspana urzędniczka, której nieśpieszno do śmiałych interwencji. Tak się też dzieje. Wolności póki co nie obroni opozycja – jest skłócona, słaba i niespójna, miota się w sprzecznych narracjach. Nie można cały czas wypominać rosnącej liczby zakażeń i utyskiwać na lockdown, trzeba się zdecydować na strategię uderzeniową. To najspójniej wyszło akurat Konfederacji.
Wolności nie obronią też sami obywatele. Polki i Polacy nie mają tyle determinacji co protestujący 170 dni Białorusini. Przyszła zima – protesty stopniały niczym śnieg. To już nie kilkaset tysięcy ludzi każdego dnia w całym kraju. Ludzie zatopieni są w marazmie, którem sprzyja wieczny otępiający, internetowy scroling. Poza tym „gotowanie żabki” nie boli tak jak budowane przez Łukaszenkę obozów dla manifestantów. Przedsiębiorcy też za chwilę być może się podadzą nękani przez sanepid, policję, służby celne, inspektoraty budowlane i wszelakie diabły, Iwany. Wielu się nie otworzy, nawet przy widmie bankructwa, ze strachu przed represjami i przez wewnętrzne posłuszeństwo.
Większość z nas jest karna, tak nas modelują rządy i państwa. Pokorny obywatel – tego chcą. I pandemia COVID oraz pandemia strachu to potęgują. W czasie kryzysu większość ludzi lgnie do władzy, niczym owce do gospodarza. Nawet jeśli jest zły i słabo karmi. Potęguje to też rosnący problem z mentalizacją rzeczywistości, pojęcia stają się niezrozumiałe, dialog niemożliwy, a wszystko się spłyca. Politycy klepią komunały, media zapraszają idiotów coraz bardziej odpływających w kierunku średniowiecza, a ludzie na to patrzą i rozumieją coraz mniej. Dyskurs o dajmy na to ulgach podatkowych będzie trudny, bo mało kto już wie, jakby to miało wyglądać, działać i co to w ogóle jest ulga podatkowa.
Ludzie jednak wiedzą co to jest przelew pięciuset złotych. Dlatego to może trwać i trwać…
Autor zdjęcia: Nijwam Swargiary
