W kontekście rozważań nad koncepcjami liberalnymi, niejednokrotnie pojawia się problem tego, czy powinniśmy na szczycie hierarchii wartości stawiać jednostkę czy raczej społeczeństwo i czy w wychowaniu młodych ludzi przedkładać powinniśmy kształtowanie cech egotycznych, jednostkowych czy raczej cech społecznych i wspólnotowych. John Stuart Mill w swoim eseju O wolności – jak na liberała przystało – broni jednostki i jej prawa do kierowania się w swoim życiu własnym dobrem i dążeniem do osobniczego szczęścia. Dopóki jednostka nie przekracza granicy, którą już wcześniej ustanowili John Locke i Adam Smith, czyli nie narusza sfery wolności drugiego człowieka, dopóty posiada ona całkowitą swobodą w rozporządzaniu własną osobą i własnym życiem. To przecież właśnie każdy człowiek – przekonuje nas autor O wolności – najlepiej orientuje się w tym, co jemu do życia, szczęście i indywidualnie rozumianego dobra jest najbardziej potrzebne. Skoro zaś sam wie, czego najbardziej potrzebuje i co maksymalizuje jego poczucie radości i przyjemności, dlaczego mielibyśmy narzucać mu swoje własne przekonania i rozwiązania, swoje własne rozumienie tego, co dobre i szczęśliwe. Liberałowie stają na straży własnego pomysłu na życie, stają na straży drogi, którą każdy człowiek wybrał sam, gdyż ją uznał za najlepszą. Liberałowie – i John Stuart Mill również – starają się ochronić człowieka przed despotyczną władzą, ale również przed totalizującymi proweniencjami niektórych społeczeństw i społeczności.
Nie zapomina jednakże Mill o tym, że człowiek – używając nomenklatury Arystotelesowskiej- jest przecież istotą społeczną, żyje w społeczeństwie, w nim dorasta, dojrzewa, uczy się i dopiero w społecznym życiu może się w pełni realizować i osiągnąć pełnię swojego człowieczeństwa. Dlatego właśnie wskazuje również, że cechy społeczne należy uznać za niezwykle ważne, gdyż prowadzą one do troski o dobro społeczeństwa, a przez to również o dobro własne i innych jednostek. Szczególną rolą społeczeństwa powinna być również troska o dobro jednostkowe. Mill wskazuje, że społeczeństwo powinno przestrzegać oraz pouczać jednostkę, która popełnia błędy, działa w sposób głupi, nierozsądny i nieprzemyślany. Jednostka niedokształcona lub nieuświadomiona powinna liczyć na oparcie w społeczeństwie. Nie społeczeństwo jednak jest instancją decyzyjną, bo decyzje zawsze podejmuje człowiek.
To człowiek decyduje o sobie, więc ma on prawo podjęcia głupiej decyzji – oczywiście musi się liczyć, że zostanie przez społeczeństwo uznany za głupca. Ma on prawo podjęcia decyzji szkodzącej samemu sobie – musi się wówczas liczyć z tym, że straci społeczny szacunek. Nie może on jednak zostać zmuszony przez wspólnotę bądź przez któregokolwiek człowieka do podjęcia decyzji innej, nie może społeczeństwo lub którykolwiek człowiek podjąć tej decyzji za niego. Chroni więc Mill wolności, jak na liberała przystało , dopuszcza jednak życzliwą i przyjazną ingerencję opinii publicznej. Życzliwą i przyjazną pomoc, dzięki której zagubiona lub zbłąkana jednostka może się odnaleźć i ewentualnie zweryfikować swoją interpretację dobra, szczęścia i pożytku.
Wprowadzenie: Sławomir Drelich
John Stuart Mill
EGOTYCZNE I SPOŁECZNE CNOTY CZŁOWIEKA
Choć społeczeństwo nie opiera się na umowie i zmyślanie umowy w celu wyprowadzenie z niej obowiązków społecznych do niczego nie prowadzi, każdy kto pozostaje pod opieką społeczeństwa, winien mu odpłacić za to dobrodziejstwo, a sam fakt życia w gromadzie wymaga, by każdy musiał przestrzegać pewnych prawideł postępowania wobec pozostałych ludzi. Postępowanie to polega po pierwsze na tym, aby ludzie nie naruszali nawzajem swoich interesów lub raczej tych interesów, które na mocy zastrzeżeń prawnych lub milczącego porozumienia należy uważać za prawa, a po drugie na tym, by każda osoba miała swój udział (ustalony na jakiejś słusznej podstawie) w pracach i ofiarach potrzebnych dla obrony społeczeństwa lub jego członków przed krzywdą i napastowaniem. Społeczeństwo ma prawo bezwzględnego narzucania tych warunków tym, którzy usiłują je złamać. Uprawnienia społeczeństwa sięgają jeszcze dalej. Jednostka może szkodzić innym lub nie mieć żadnego względu na ich dobro, nie posuwając się do pogwałcenia przysługujących im praw. Chociaż prawo nie jest w stanie ukarać wtedy winowajcy, może to słusznie uczynić opinia. Skoro tylko postępki jakiejś osoby przynoszą uszczerbek interesom innych, społeczeństwo sprawuje nad nimi jurysdykcję i wyłania się kwestia, czy wtrącanie się do nich będzie korzystne dla dobra ogółu Nie ma jednak okazji do podnoszenia takiej kwestii, gdy postępowanie człowieka wpływa wyłącznie na jego własne interesy lub może wpływać na interesy innych tylko za ich pozwoleniem (oczywiście wszystkie osoby zainteresowane muszą być pełnoletnie i przeciętnie rozsądne). We wszystkich takich wypadkach powinno się mieć całkowitą prawną i społeczną swobodę dokonywania czynu i ponoszenia jego konsekwencji.
Zrozumielibyśmy bardzo źle tę doktrynę, gdybyśmy przypuszczali, że jest ona wyrazem samolubnej obojętności, która utrzymuje, że człowieka nie powinno obchodzić postępowanie jego bliźnich i że wolno mu się troszczyć o ich dobro tylko wtedy, gdy to jest w jego własnym interesie. Potrzeba nam nie mniej, lecz znacznie więcej bezinteresownej działalności dla dobra innych. Ale bezinteresowna życzliwość może znaleźć inne sposoby namawiania ludzi do dobrego, niż bicze i szpicruty w znaczeniu literalnym lub przenośnym. Doceniam w zupełności egotyczne cnoty; jeśli nawet uznamy je za mniej ważne od społecznych, to staną w drugim rzędzie zaraz za nimi. Wychowanie powinno kształcić zarówno jedne jak i drugie. Ale nawet wychowanie działa tak dobrze perswazją i namową jak przymusem, a gdy się ono skończyło, powinniśmy wpajać egotyczne cnoty jedynie za pomocą środków pierwszego rodzaju. Ludzie winni pomagać sobie nawzajem w odróżnianiu rzeczy lepszych i gorszych i udzielać sobie zachęty do wybierania pierwszych a unikania drugich. Powinni oni stale pobudzać się wzajemnie do gorliwego ćwiczenia swoich duchowych zdolności i wytrwalszego obierania za cel swoich uczuć i dążeń rozumnych, a nie głupich; wzniosłych, a nie nikczemnych przedmiotów i zamierzeń. Ale ani jedna osoba, ani pewna liczba osób nie ma prawa powiedzieć innej dojrzałej ludzkiej istocie, że nie wolno jej robić ze sobą dla swego własnego dobra, co się jej żywnie podoba. Dobro tej osoby najwięcej interesuje ją samą; zainteresowanie kogoś innego, z wyjątkiem wypadków, gdy wchodzi w grę silne osobiste przywiązanie, jest drobnostką w porównaniu z zainteresowaniem, jakie czuje ona sama; społeczeństwo interesuje się nią jako jednostką – poza jej stosunkiem do innych – tylko częściowo i pośrednio, podczas gdy najzwyklejszy człowiek zna swoje uczucia i położenie nieskończenie lepiej, niż ktokolwiek inny. Interwencja społeczeństwa, w celu przekreślenia jego sądu i zamiarów w sprawach jego tylko dotyczących, musi się opierać na ogólnych przypuszczeniach, które mogą być całkiem błędne, a nawet jeśli s
ą słuszne, bywają z równym prawdopodobieństwem dobrze jak i źle stosowane w indywidualnych wypadkach przez osoby, które znają okoliczności towarzyszące tym wypadkom jedynie z zewnątrz. Ta zarazem dziedzina spraw ludzkich jest właściwym polem działania indywidualności. We wzajemnym postępowaniu ludzi wobec siebie, potrzebne jest zazwyczaj przestrzeganie ogólnych przepisów, aby ludzie wiedzieli, czego mają się spodziewać; ale każdy człowiek jest uprawniony do samorzutnego działania w swoich sprawach. Inni mogą dawać mu, a nawet narzucać, rady przydatne do wyrobienia sobie sądu i napomnienia mające wzmocnić jego wolę; lecz on sam rozstrzyga ostatecznie. Wszystkie błędy, jakie mógłby popełnić wbrew uwagom i ostrzeżeniom, ważą mniej od krzywdy, jaka go spotyka, gdy pozwalamy innym zmuszać go do tego, co uważają za jego dobro.
Nie chcę przez to powiedzieć, że egotyczne zalety lub wady jakiegoś człowieka nie wpływają na żywione dla niego przez innych uczucia. Nie jest to możliwe ani pożądane. O ile odznacza się jakimiś zaletami prowadzącymi do jego własnego dobra, o tyle jest odpowiednim przedmiotem podziwu i zbliża się do ideału doskonałości natury ludzkiej. Jeśli zupełnie brak mu tych zalet, wzbudzi uczucie wręcz odwrotne od podziwu. Spotykamy czasem głupotę i to, co można nazwać (choć to wyrażenie nie jest bez zarzutu) pospolitością lub deprawacją gustu w stopniu, który chociaż nie usprawiedliwia szkodzenia przejawiającej je osobie, budzi z konieczności do niej niechęć a w ostateczności nawet pogardę; nie moglibyśmy mieć należycie silnych odwrotnych wadom zalet nie żywiąc tych uczuć w stosunku do wad. Człowiek może nikogo nie krzywdzić, a jednak postępować w ten sposób, że zmuszeni jesteśmy uznać go za głupca lub niższą od nas istotę; a ponieważ ten sąd jest faktem, którego wolałby on uniknąć, oddajemy mu usługę ostrzegając go przed nim z góry, podobnie jak przez wszelką inną nieprzyjemnością, na którą się naraża. Byłoby dobrze w samej rzeczy, gdybyśmy mogli świadczyć tę usługę o wiele wcześniej, niż na to pojęcie dzisiejszej grzeczności pozwala i gdyby jedna osoba mogła uczciwie wytknąć drugiej jej wady, nie narażając się na zarzut nieokrzesania lub arogancji. Mamy również prawo postępować zgodnie z naszą niekorzystną o kimś opinią, nie w celu zgnębienia jego indywidualności, lecz w celu przejawienia naszej. Nie jesteśmy na przykład zobowiązani szukać jego towarzystwa; mamy prawo go unikać (choć bez ostentacji), gdyż wolno nam obierać sobie najodpowiedniejsze dla nas towarzystwo. Mamy prawo, a może to być naszym obowiązkiem, ostrzegać innych przed nim, jeśli sądzimy, że jego przykład lub rozmowa będzie prawdopodobnie wywierać zgubny wpływa na tych, z którymi przestaje. Możemy go pominąć, gdy świadczymy innym dobrowolne usługi, z wyjątkiem usług zmierzających do jego poprawy. Za pomocą tych różnych sposobów postępowania możemy wymierzać danej osobie bardzo surowe kary za winy, które bezpośrednio tylko jej samej dotyczą, lecz osoba ta ponosi te kary jedynie w tej mierze, w jakiej są one naturalnym i jak gdyby samorzutnym następstwem samych win, a nie dlatego, że została rozmyślnie ukarana. Człowiek, który odznacza się popędliwością, uporem, zarozumialstwem – który nie może się utrzymać z umiarkowanych funduszów – który nie może powstrzymać się od szkodliwego pobłażania sobie – który goni za zwierzęcymi przyjemnościami zamiast za duchowymi musi być przygotowany na to, że inni będą myśleć o nim gorzej i odnosić się do niego mniej przychylnie; ale nie ma prawa się na nich skarżyć, chyba że zasłużył na ich przychylność szczególnym uzdolnieniem do życia społecznego i uzyskał w ten sposób tytuł do ich usług, którego nie osłabiają jego przewinienia względem siebie
Fragment wybrał i tytułem opatrzył: Sławomir Drelich
Na podstawie: J. S. Mill, O wolności, przeł. A. Kurlandzka, Wydawnictwo Akme, Warszawa 2002, s. 91-94.