20 Grudnia w Łódzkim klubie „6 Dzielnica” odbył się koncert formacji „Już Nie Żyjesz”. Przed koncertem udało nam się porozmawiać z chłopakami o tym co robili w ostatnim czasie, o planach na najbliższe kilka miesięcy, o powrocie z grobu Grzegorza Ciechowskiego i o tym jak dziwnym miejscem jest dla nich Łódź. Zapraszamy na najbardziej chaotyczny wywiad świata!

– Na wstępie chciałbym zapytać co się z Wami działo przez ostatnie pół roku? W połowie maja pojawiła się informacja, że pracujecie nad nową płytą, potem było jeszcze parę koncertów i od tego czasu „cisza”.
Mariusz Wątroba: Nie rozpraszaliśmy się i nagrywaliśmy nową płytę. Płyta była nagrana już w czerwcu, a zrobiona w lipcu… za to on (wskazuje na Maćka Andrzejewskiego, basistę w zespole) jest grafikiem i największym leniem. Czekaliśmy na okładkę pół roku. (po chwili zastanowienia) No… ale 4 razy odrzucaliśmy jej projekt (śmiech).
Maciek Andrzejewski: Nie było łatwo z grafiką. Później był jeszcze problem ze znalezieniem kasy, żeby to wydać – ostatecznie album znów będzie sygnowany szyldem Machineris. W dodatku znalazł się sponsor, który włożył pieniądze na ten drugi projekt. Właściwie to stał się naszym takim „menagerem”. Mieszka w Krakowie i załatwia nam mini trasę w lutym.
Grzegorz Fajngold: Braliśmy jeszcze udział w „Ekspresowych Sesjach Nagraniowych” dla radia Łódź. Marcin Tercek wyszedł z taką inicjatywą i zaprosił ważne dla niego (przynajmniej tak nam się zdaje) zespoły. W przyszłym roku będzie kolejna edycja – zaproszeni są min. Bang Bang Bang…
Mariusz Wątroba: Grzesiek tak mówi, bo chce się tam wbić ze swoją „Demolką” (śmiech).
-Zapomnieliście wspomnieć o konkursie, w którym nagrodą była możliwość zagrania na „Off-Festivalu” w Katowicach.
GF: No tak, chcieliśmy, ale to było jakieś głosowanie przez stronę. Dlatego daliśmy sobie spokój.
MA: Właściwie to było tak, że Artur (Rojek) już do nas dzwonił, że wygraliśmy. Ale my mu wtedy powiedzieliśmy, że rezygnujemy (śmiech). A zupełnie poważnie: najlepsza sytuacja jest wtedy, kiedy zespół nie musi się starać o występy, tylko sami organizatorzy go zapraszają. My chyba się nie staramy… a przynajmniej nie tak jak powinniśmy! Promocja jest jednak ważna. Na nasz koncert w 6 Dzielnicy zapisało się blisko sto osób…
MW: Tak, ale podziel to przez pół i odejmij członków zespołu i barmanów. W Łodzi ciężko o frekwencję.
GF: A wiesz, to zależy – jak ja robie imprezy w Bagdadzie to przez facebooka odhacza się około 30 osób, a przychodzi prawie 200. Bywa też odwrotnie – zapisuje się 200, a przychodzą tylko znajomi (śmiech).
MA: Zresztą zawsze ciężko o frekwencje na koncertach – żeby ktoś przyszedł, musi najpierw znać zespół. Impreza to jest impreza, tam każdy może przyjść.
-A Wy targetujecie jakoś swoją muzykę? Kim są słuchacze „Już Nie Żyjesz”?
MW: Zdecydowanie nie!
MA: Raczej chyba nie. Znaczy… w sumie to tak… znaczy… to skomplikowane pytanie.
Paweł Strzelec: W pewnym momencie przyklejono nam taką łatkę, w związku z tym jak się nazywamy, że jesteśmy w kręgu muzyki gotyckiej…
MA: A nie jesteśmy?
MW (do Pawła): Byłeś w Bolkowie?
PS: No byłem, ale 15 lat temu (śmiech).
-To przy okazji chciałbym zapytać o to co jest wokół zespołu – trupie czaszki, sesje fotograficzne, dominująca czerń…
MA: Nie no, to oczywiście jest takim „mrugnięciem oka” do słuchaczy. Jeśli widziałeś teledysk, który zrealizował Dawid Furko, to zrozumiesz, że jest w tym taka „zimna groteska”. Teraz robimy kolejny klip i on też chyba będzie taki „przewrotowy”. Więc nie należy brać tego śmiertelnie poważnie…
PS: To też nie jest do końca tak – gdybym uważał to wszystko za żart, to bym w ogóle się za to nie brał.
MA: Nie no, nie mówię, że muzyka jaką gramy jest żartem. Chodzi o to, że funkcjonujemy w pewnej konwencji, którą trzeba wyciągnąć poza nawias.
PS: Muzyka i teksty są jak najbardziej na serio – oczywiście czasem wystąpimy w jakimś dziwnym przebraniu, albo nakręcimy dziwny teledysk, ale tylko po to, żeby te konwencje „złamać”
MA: Otaczając się pewną estetyką – np. trupich czaszek, ale to nie znaczy, że jesteśmy satanistami.
MW: Nie jesteś satanistą?
MA: Nie no, dobra, jestem.
GF: Po prostu gramy muzykę gitarową, która łączy w sobie bardzo różne bieguny.
PS: To prawda. Przy okazji – kiedyś wrzucono nas na jakąś taką składankę, w której dominował właśnie taki klimat „z Bolkowa”.
MW: I to pokazuje, że ciągle jesteśmy jednak niezdefiniowani i o to nam chodzi. Każdy z nas grał w innej kapeli i inną miał stylizacje. Nagle pojawiliśmy się razem. To taki łódzki eklektyzm. Paweł jawi się niektórym fanom „Republiki” jako inkarnacja Grzegorza Ciechowskiego.
-Dlaczego akurat jego?
MA: To była całkiem ciekawa historia. Graliśmy na koncercie „Halucynacje” poświęconym twórczości „Republiki”. Nagle się okazało, że my gdzieś tam brzmieniowo, przez surowość i teksty przypominamy wczesną Republikę…
PS: I na tej zasadzie kolejne środowisko chciało zaadoptować zespół. Uznali nas za jakiś spadkobierców twórczości Ciechowskiego. To może jest fajne – nieskromnie powiem, że potem dostaliśmy nagrodę od fan-klubu „Republiki”
-Jednak ciągnie się za Wami szablon „Zimnej fali z motoryką post-punk’a”. Wy się definiujecie przez jakiś konkretny gatunek?
PS: To bierze się z tego, że zawsze trzeba coś napisać o zespole. Zdarza się, że ktoś się do nas odzywa i mówi: „wiesz co, zrób mi jakąś notkę o waszym zespole. Ale taką na dwa zdania maks”. I ja w dwóch zdaniach muszę napisać do czego jest nam najbliżej.
MA: No tak, to jest takie uproszczenie – jak ktoś nas nigdy nie słyszał, to taka forma jest chyba najbardziej trafna. Dla mnie Już Nie Żyjesz jest jednak bardzo eklektycznym tworem. Jedna piosenka jest punk-rockowa, druga glam-rockowa, a trzecia jeszcze heavy-metalowa (śmiech)
PS: Pozwalamy sobie na to, bo jak już wspominaliśmy, każdy z nas gra zupełnie różną muzykę. Inne zespoły może się kierunkują na jakiś gatunek. My nie rozmawiamy o muzyce. To co nam wychodzi jest dla nas naturalne i spontaniczne. Stąd może to całe zamieszanie.
-Powstaliście w 2011r. – czyli w czasie bardzo specyficznym dla Łodzi. Z jednej strony otwiera się nowe centrum kultury – „Off-Piotrkowska”; z drugiej – zamyka się kultowa „Jazzga”. Czy Łódź, i to co się niej dzieje, wpływa jakoś na Waszą twórczość?
MA: Cieszy nas, że to miasto zaczyna wracać do życia. Tak właściwie to zaczynaliśmy
w roku 2010, a to był kompletny „dół” w Łodzi. Ja nawet na rok się wyprowadziłem, ale jednak ciągle gdzieś mnie ciągnęło by wrócić.
GF: To był czas „Sety-galarety”. Ludzi nie interesowały koncerty – chodziło o to, żeby gdzieś wyjść i tanio się na****ć. Wtedy wszyscy byli bardziej zamknięci na wydarzenia kulturalne.
MW: Ja jednak nie czuje, żeby to wpłynęło bezpośrednio na nas. Gdyby Łódź ciągle tkwiła
w tym „marazmie”, to dalej byśmy grali. Jak nie na „Off-Piotrkowskiej”, to na chodniku. Zresztą to już nam się zdarzyło. Ale fajnie jakby ktoś powiedział, że to my, w jakimś tam stopniu, wpływamy na zmiany w tym mieście.
PS: Miejsce, w którym żyje determinuje mnie do pisania takich, a nie innych piosenek. Gdybym mieszkał w gorącej Hiszpanii pewnie pisałbym o czymś zupełnie innym. Mariusz ma trochę racji, ale nie możemy powiedzieć, że miasto w ogóle na nas nie wpływa.
MA: Tak – nasza muzyka nierozerwalnie związana jest z tym miejscem. Wydaje mi się, że niektóre kawałki właśnie o tym traktują. Będzie to można lepiej usłyszeć na nowej płycie.
-No dobrze, to na koniec chciałbym żebyście powiedzieli o Waszych najbliższych planach.
PS: Przede wszystkim nagraliśmy album, który chcemy wydać z początkiem roku. Jak dla mnie jest to bardzo dobra płyta. Mam wrażenie, że w zespole wszystko ruszyło. Wynika to
z tego, że dużo więcej pracujemy. Nie wiem czy odbije się to jakimś większym zainteresowaniem. Na pewno chcemy zrobić jakąś trasę koncertową. Po prostu gramy dalej.
GF: I powoli zabieramy się za następną płytę. Mamy już nagrane na dyktafonie pięć kawałków. Oczywiście podchodzimy do tego pomysłu z dystansem, ale gdzieś tam w głowie tworzą się kolejne utwory. Na pewno zależy nam, żeby te płyty trochę się różniły od siebie. Poczekamy zobaczymy.

Rozmawiał
Piotr Wiktor Kaźmierczak
