Kiedy „piątka dla zwierząt Kaczyńskiego” jak burza szła przez Sejm, część posłów z ław opozycyjnych chętnie mówiło o swoich zasługach w zakresie ochrony praw zwierząt. Uczciwość nakazywałaby jednak co innego. Bo sielski obraz polskiego parlamentaryzmu, w którym Lewica wraz z Koalicją Obywatelską i innymi progresywnymi posłami i posłankami (oraz tymi, którzy się za takich uważają) stoi murem za nowelizacją ustawy o ochronie zwierząt po prostu mija się z rzeczywistością.
Owszem, wiele polityczek i polityków zachowało się w jedyny słuszny sposób, jakim było zagłosowanie za przyjęciem nowelizacji, jednak sporym nadużyciem jest przypisanie sobie dużych zasług w powyższym sukcesie legislacyjnym. W szczególności, że doczekaliśmy czasów, kiedy za prawami zwierząt głosuje również konserwatywna i liberalna większość, co więcej – to konserwatyści inicjują progresywne zmiany w tym obszarze i to już na pewno nie jest zasługa partii centrowych ani lewicowych.
Zmiany społeczne, polityczne, a za nimi prawne – szczególnie w obszarach uznawanych za niszowe i liberalne – wymagają czasu, osiągane są z trudem i na przestrzeni lat. Nie wystarczy grupa pryncypialnych polityków i polityczek, by zmienić postrzeganie statusu zwierząt, ich cierpienia, sposobu traktowania przez ludzi i przemysł. Dereifikacja zwierząt, a więc uznanie ich podmiotowości, zmiana statusu z „rzeczy” na istoty, nie stała się ani faktem dzięki jednemu zdaniu ujętemu w art. 1 ustawy o ochronie zwierząt z 1997 r., ani nie jest rezultatem jednego głosowania Zjednoczonej Prawicy, Koalicji Obywatelskiej, czy Lewicy.
Powiedzmy to wyraźnie, za zmianami dotyczącymi praw zwierząt stoi długoletnia, syzyfowa praca u podstaw rzeszy aktywistów i aktywistek, którzy w nieprzychylnych warunkach niestrudzenie działali na rzecz zwierząt i nie poddawali się, spotykając się z wyszydzaniem, ośmieszaniem i wyzwiskami. Mimo ataków i kosztem swojego życia prywatnego całą swoją karierę zawodową poświęcali dla jednej sprawy. To nie żadna partia polityczna, a organizacje prozwierzęce od dekad budują wrażliwość Polek i Polaków na cierpienie zwierząt, pokazują wszystkie wymiary wykorzystywania i krzywdzenia zwierząt. Kiedy w 1988 roku powstawała Gaja, a w 1990 Pracownia na rzecz Wszystkich Istot, temat praw zwierząt praktycznie nie istniał w przestrzeni publicznej. Działania tych organizacji były komentowane w mediach jako śmieszne wybryki, a podnoszone przez nich problemy jako wydumane.
To organizacje pozarządowe od lat konsekwentnie podnoszą problem eksploatacji zwierząt hodowlanych, ich okaleczania i trzymania w klatkach, morderczego transportu zwierząt na duże odległości, niehumanitarnego zabijania, bezdomności zwierząt domowych i hodowania rasowych, testów na zwierzętach, zwierząt w cyrkach i delfinariach, eksploatacji koni na szlaku do Morskiego Oka, hodowania zwierząt na futra, to one ratują niecieszące się sympatią gołębie i szczury, tworzą schroniska, nie tylko dla psów i kotów, ale także dla świń, to one interweniują, gdy człowiek znęca się nad zwierzęciem, to one blokują polowania na zwierzęta, to one w końcu pokazują nam podejście abolicjonistyczne, mówiąc pryncypialnie – ludzie nie mają prawa wykorzystywać zwierząt, w tym nie mają prawa wykorzystywać zwierząt do „produkcji” mleka, jajek, nie mają prawa zabijać je na mięso.
To organizacje pozarządowe stały za przyjęciem ustawy o ochronie zwierząt obowiązującej do dziś. To organizacje pozarządowe przez lata dobijały się do drzwi polityków i polityczek, apelując o kolejne zmiany w prawie. Przez całe lata organizacje prozwierzęce, takie jak Fundacja VIVA, Otwarte Klatki i Stowarzyszenie Empatia, tworzyły podwaliny społeczeństwa, dla którego zwierzę nie jest rzeczą. To dzięki organizacjom pozarządowym, aktywistom i aktywistkom 60% Polek i Polaków deklaruje ograniczanie spożycia mięsa, zamykane są fermy zwierząt futerkowych, a konsumentki i konsumenci kupując jajka patrzą na ich numeryczne oznaczenie.
Nie sposób wymienić wszystkich osób zasłużonych dla ruchu prozwierzęcego i wpływających na rzeczywistość zwierząt każdego dnia. To ludzie, od których ja osobiście uczyłam się, czym są prawa zwierząt, odkrywałam, jak bardzo je eksploatujemy, dowiadywałam się, jak je chronić. To dzięki ich pracy zaczęła się moja droga w kierunku weganizmu. To bardziej znani, jak Dariusz Gzyra, Cezary Wyszyński, Ilona Rabizo, mniej znani, jak Joanna Wydrych, Marta Minchberg. To Adam Wajrak, który od lat uwrażliwia na ten temat Polki i Polaków publikując teksty i poruszające zdjęcia, to prof. Andrzej Elżanowski, punktujący nadużycia świata nauki. To także adwokatka Karolina Kuszlewicz, walcząca o zwierzęta, które dla ludzi naprawdę nie mają głosu – ryby. To anonimowi aktywiści i aktywistki stający na ulicach polskich miast, żeby pokazywać przechodniom ludzkie okrucieństwo wobec zwierząt lub ci jadący pod rzeźnie, żeby towarzyszyć zwierzętom w ich ostatniej drodze.
I gdyby to nie ich wysiłki, organiczna praca, a w przypadku wielu osób, w tym tych przeprowadzających społeczne śledztwa – ich narażanie swojego zdrowia i bezpieczeństwa, nie mielibyśmy warunków do debatowania nad nowelizacją ustawy zakazującą hodowli zwierząt futerkowych, czy wykorzystywania zwierząt dla rozrywki.
Czy to polityczki i politycy doprowadzili do nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt? Prawdziwa zmiana wymaga odwagi, gotowości do przekraczania granic, poświęcenia, szczególnie wtedy, kiedy cię ignorują, śmieją się z ciebie, walczą z tobą. Ta odwaga, gotowość do takiego wysiłku niestety nadal jest poza polityką i polskim parlamentem. Są takie chwile, kiedy politycy i polityczki, zamiast wystawiać się do orderów, powinni powiedzieć dziękuję! Każdy sukces ma wielu ojców i wiele matek, ale w tej sprawie podziękowania zdecydowanie należą się innym, szczególnie, że odważna, prozwierzęca polityka nie jest na rękę partiom, które bronią interesów grup działających przeciwko zwierzętom – na przykład myśliwych.
Ale politycy i polityczki po tym, jak powiedzą „dziękuję”, mogą zrobić jeszcze coś – zawalczyć o bardziej progresywne i pełniejsze zmiany. Kiedy spojrzymy na przepisy nowelizacji ustawy, to łatwo dostrzec, że nie rozwiązuje ona większości problemów związanych z ochroną praw zwierząt w Polsce. Jak krzyczy – tak, krzyczy, bo sytuacja tego wymaga – dr Dorota Sumińska w swojej książce: „Dość”! Najwyższy czas zapewnić zwierzętom pełną ochronę ich praw, najwyższy czas skończyć z piekłem, jakie my, ludzie, fundujemy zwierzętom. I tu potrzebujemy Lewicy, Zielonych, progresywnych polityków i polityczek oraz przyjaciół i przyjaciółek zwierząt z wszelkich grup politycznych. Zacznijmy od debaty o zakazie działania ferm przemysłowych – nie tylko tych, gdzie hoduje się zwierzęta na futra, ale wszystkich, również tych, w których trzymane są świnie, kury, krowy. Chętnie pomogę Wam napisać taką ustawę.