Zachód przez lata paktował z oprawcami narodów arabskich, oddzielając wartości od interesów ekonomicznych i sprzeniewierzając się własnym ideałom. Wszystko to w imię merkantylizmu. Taka logika dla Polski nie jest i nigdy nie będzie dobra, gdyż nasze położenie geopolityczne na pograniczu z wciąż niestabilnym Wschodem wymaga, aby Zachód przedkładał wartości ponad interesy.
Co Wiosna Arabów oznacza dla Polski?
W Polsce uważnie śledzimy przemiany w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie, gdyż widok tłumów odważnie sięgających po demokrację porusza w nas wrażliwe struny pobrzmiewające zrywem solidarnościowym, Okrągłym Stołem i efemerycznym „Proszę Państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm”. Tragiczna śmierć tunezyjskiego handlarza ulicznego Mohameda Bouazizi przypomina ofiary systemu komunistycznego w Polsce, które stały się ikonami, z Ryszardem Siwcem na czele. Poruszenie wywołuje nie tylko historia, lecz także fakt, że Polska 1 lipca obejmuje stery w Unii Europejskiej. Po raz pierwszy w historii będziemy nadawać ton pracom europejskiej wspólnoty i zdawać egzamin z umiejętności przewodzenia.
Priorytety są skrupulatnie wypracowywane wiele miesięcy przed objęciem przez dany kraj Prezydencji w UE. Życie pisze jednak zwykle własne scenariusze. Doświadczyli tego ostatnio Francuzi (wojna rosyjsko-gruzińska) i Czesi (konflikt gazowy między Rosją a Ukrainą, Strefa Gazy). Na Polskę niespodziewanie spadł obowiązek wsparcia przemian demokratycznych w Afryce Północnej, głównie w Tunezji i Egipcie, ale także operacji humanitarnej w Libii. Nie możemy tych zadań unikać, ponieważ jako kraj sprawujący Prezydencję w Unii Europejskiej będziemy bacznie obserwowani i rozliczani z reprezentowania Unii i jej interesów, dla której jej południowe sąsiedztwo ma ogromne znaczenie. Wydaje się, że Plac Tahrir daleko jest od rynków polskich miast. Nic bardziej mylnego. W zglobalizowanym świecie Polska musi podejmować działania na tych tylko pozornie odległych terenach.
Oczy całego świata zwrócone są ku Kairowi i Tunisowi. Palące dziś pytanie – na które nikt nie zna odpowiedzi brzmi: czy kraje muzułmańskie, zdolne są do budowania liberalnej demokracji? Przypadek Turcji napawa optymizmem, choć jest i szereg argumentów, które stawiają sukces zmian w Tunezji i Egipcie pod znakiem zapytania (ogólna bieda i wymagające modernizacji gospodarki, słabe instytucje państwowe i nikłe tradycje pluralizmu, a w Egipcie napięcia religijne). To, czy za kilka lat będziemy mogli spojrzeć na dzisiejsze wydarzenia i nazwać je czwartą falą demokratyzacji (dla przypomnienia: trzecia fala to przemiany na przełomie lat 80-ych i 90-ych w Europie Środkowo-Wschodniej, termin ukuty przez Francisa Fukuyamę), zależy w dużym stopniu od nas. Przypomnijmy, że obrót wypadków w Europie Środkowo-Wschodniej zależał nie tylko od aspiracji sojuszu robotniczo-inteligenckiego w Polsce, ale również od układu sił na geopolitycznej szachownicy świata: rozpadu Związku Radzieckiego i wyłonienia się Stanów Zjednoczonych jako hegemona (bilateralizm przechodzący w unilaterlizm) oraz procesu integracji euroatlantyckiej (rozszerzenia UE i NATO).
Polska – kraj wolności
Tak jak sprawnie wykorzystaliśmy światowy kryzys finansowy, by wypromować rosnącą w siłę polską gospodarkę pod hasłem „zielonej wyspy”, tak i kryzys polityczny w Afryce Północnej stanowi szansę wzmocnienia wizerunku Polski jako kraju sukcesu i udanej transformacji. Polska od lat szuka chwytliwych sloganów. Eksperci od brandingu narodów zachodzą w głowę, które hasła miałyby największą szansę na trwałe zagościć w świadomości obcokrajowców. Najlepszymi pomysłami okazują się zwykle te podyktowane przez życie i te najprostsze. Włochy to moda, Hiszpania to pasja, Szwajcaria to precyzja, a Polska? No właśnie, na przykład wolność. Zdawał sobie z tego sprawę już profesor Bronisław Geremek, który jako minister spraw zagranicznych, zaprosił swoich odpowiedników z ponad 100 krajów do Warszawy w roku 2000 na konferencję pt. „Ku Wspólnocie Demokracji”. Po raz pierwszy w historii całą rządową konferencję międzynarodową poświęcono tematyce demokracji i wolności.
Rewolucje w Tunezji i Egipcie tworzą szansę dla dalszej międzynarodowej emancypacji Polski, na przykład przekształcenie z kraju-odbiorcy programów pomocowych w ich dawcę. To duża zmiana jakościowa. Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP realizuje od kilku lat taką właśnie politykę: inwestuje w Biuro Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka OBWE i Stały Sekretariat Wspólnoty Demokracji, prowadzi dialog demokratyczny ze Stanami Zjednoczonymi. MSZ mobilizuje też społeczność międzynarodową i jej kapitał polityczny i finansowy na rzecz Białorusi, buduje Polską Fundację Solidarności Międzynarodowej i postuluje utworzenie Europejskiego Funduszu dla Demokracji. Poszczególne działania są już podejmowane w Tunezji i Egipcie, chociażby misja Lecha Wałęsy do Tunezji. Planowane są szkolenia dla urzędników średniego i wysokiego szczebla i programy wzmacniające lokalne społeczeństwo obywatelskie. Wiele pozostaje jeszcze do zrobienia. Polska przeznacza tylko 0,09% swojego PKB na cele rozwoju międzynarodowego (w tym na działania wspierające demokrację), podczas gdy niewiele bogatsza od nas Portugalia 0,29%. To plasuje Polskę na samym dole rankingu hojności. Jak dotąd niewykorzystany został pomysł utworzenia zespołu ekspertów do spraw transformacji ustrojowych, bazy danych praktyków transformacji, którzy budowali instytucje państwowe i samorządy lokalne, wolne media, organizacje pozarządowe, pod nośną nazwą Solidarity Corps. Wymiar demokratyczny polskiej polityki zagranicznej jest powoli wzmacniany, na kolejnych etapach potrzebne będzie bardziej dogłębne podejście i spójna długoterminowa strategia.
Polska sumieniem hipokrytycznego Zachodu?
Dzięki odwadze ludów krajów Afryki Północnej mamy okazje na demokratyzację obrzeży Europy. Dla Polski, która jak mało kto doświadczyła konsekwencji odchodzenia sąsiadów od demokracji (faszystowskie Niemcy), utrzymywanie tematyki demokracji na międzynarodowej agendzie jest bardzo ważne. Zadanie wydaje się błahe, lecz takie nie jest. Polscy dyplomaci niejednokrotnie spotkali się z pobłażliwym uśmieszkiem, gdy podnosili na spotkaniach kwestie wartości. Na szczęście historia pokazuje, że uśmieszki te były nie na miejscu. Wprowadzanie tematyki demokratyzacji oraz utrzymywanie jej na agendach dwu- czy wielo- stronnych, uświadamianie partnerom, że demokracja to dobro dla wszystkich, powinno być (i obecnie jest) podstawowym zadaniem polskiej dyplomacji. W kuluarach europejskich słychać dziś: „Białorusinów nie stać na demokrację, ten naród nie jest do tego zdolny”. Tunezyjczycy i Egipcjanie dali właśnie światu lekcję, którą Polacy dobrze pamiętają – „każdy naród jest zdolny do demokracji”. Birmańczycy, Chińczycy, Kubańczycy i Białorusini są także zdolni do demokracji i zapewne się jej doczekają. Miejmy nadzieję, że Polska weźmie w tych procesach aktywny udział.
Gdy w latach 90-tych Polska wracała do Europy wsparcie zewnętrzne miało ogromne znaczenie. Unia Europejska odegrała wtedy kluczową rolę kotwicy. Dziś odpowiednika takiego instytucjonalnego magnesu potrzebują Tunezyjczycy i Egipcjanie. Polscy dyplomaci i eksperci, znając wagę instytucji międzynarodowych dla powodzenia transformacji ustrojowych, powinni uwrażliwiać na wartości demokratyczne na każdym kroku funkcjonariuszy instytucji międzynarodowych i uświadamiać im, jak ogromna odpowiedzialność spoczywa na ich barkach. Unia Europejska, Rada Europy, Wspólnota Demokracji, ONZ, OBWE, NATO nie mogą przejść obojętnie koło demokratycznych aspiracji ludów Afryki Północnej.
Jakość przywództwa politycznego jest czynnikiem decydującym. Polska powinna w tym przypadku odgrywać rolę sumienia świata. „Panie Gorbaczow, niech Pan obali ten mur!” Reagana było przejawem dojrzałego przywództwa i pozycji USA. Dziś, w obliczu braku niekwestiowanego hegemona na arenie międzynarodowej, należy wykształcić mechanizmy przewodzenia w nowym wielobiegunowym świecie, tak by móc stymulować procesy, nie tylko reagować na kryzysy. Najlepszym przykładem jak daleko jesteśmy od pro-aktywnego działania, jest wspólna polityka zagraniczna UE znajdującą się od lat w stadio nascendi. UE od kilku miesięcy działa w trybie reaktywnym, wywołanym po części kryzysem finansowym, po części brakiem woli politycznej do tworzenia ściślejszych sojuszy politycznych, a głównie brakiem odpowiedzialnych, odważnych przywódców. Polska, sprawując Prezydencję w UE, może wypełnić tę lukę i pokusić się o skuteczne przywództwo polityczne promując nową strategię dla sąsiedztwa UE.
Bezpieczeństwo Polski i Europy
Jak pokazuje indeks Freedom House „Wolność na świecie”, od kilku lat nie przybywa, a ubywa krajów demokratycznych. Na przykład Wenezuela, gdzie jeszcze w 2000 roku była sygnatariuszem Deklaracji Warszawskiej Wspólnoty Demokracji, dziś przetrwanie w niej demokracji stoi pod wielkim znakiem zapytania. W interesie krajów demokratycznych leży powiększanie liczby krajów budowanych na podobnych podstawach (rządy prawa, pluralizm polityczny, prawa człowieka, wolność słowa). Liberalne demokracje ze sobą nie walczą. Na początku lat 90-tych, gdy Polska budowała liberalną demokrację opartą na rządach prawa i gospodarkę wolnorynkową, wydawało się, że ten model zostanie powszechnie uznany za idealny na całym świecie. W XXI zyskały jednak na znaczeniu konkurujące modele, na czele z tak zwaną ‚suwerenną demokracją’ (np. Rosja) czy autorytarnym kapitalizmem (np. Chiny). Konsensus waszyngtoński zyskał silnego konkurenta – konsensus pekiński. Trudno jest przekonywać sceptyków, którzy z uśmieszkiem porównują skuteczność systemów, wskazując na ilość kilometrów nowych autostrad w Polsce i w Chinach. Jednak czy liczy się tylko PKB? Czy może równie ważna jest wolność jednostki i możliwość rozwoju?
Jeżeli Europa zbyt długo będzie zwlekać ze zdecydowanym wsparciem przemian w krajach arabskich, szanse na demokratyzacje mogą się poważnie skurczyć. Obrzeża Unii Europejskiej muszą być stabilne. Natomiast demokracja nie powinna być jak do niedawna traktowana jako zagrożenie dla stabilności ale jej niezbędny warunek. Europejczycy nie mogą być otoczeni tykającymi bombami. Nie można dopuścić do mnożenia się reżimów autorytarnych w sąsiedztwie Unii, bo są one długoterminowo niewydolne co zwiększa zagrożenie konfliktami zbrojnymi, odcięciem dostaw energii do Europy czy falami nielegalnej imigracji. Tak jak Niemcom zależało na przełomie lat 80-tych i 90-tych na przesunięciu granicy świata dobrobytu i ładu społecznego dalej na wschód, tak UE i Polsce powinno zależeć, by nasza granica nie była murem między bogatą Europą a biednym Południem. Perspektywa członkostwa Tunezji czy Egiptu w UE nie istnieje. Dlatego też wyzwaniem dla UE jest poprawienie wydolności gospodarek tych krajów, które zdecydowanie opowiedzą się za demokracją – system demokratyczny musi pokazać, że się opłaca.
Wymiar wschodni silny siłą wymiaru południowego
Europejska Polityka Sąsiedztwa (EPS) ma dwa wymiary: południowy, z najważniejszą inicjatywą, Unią dla Morza Śródziemnego, oraz wschodni, którego najważniejszym projektem jest Partnerstwo Wschodnie. Rewolucje w Afryce Północnej poddały w wątpliwość wiarygodność i skuteczność Europejskiej Polityki Sąsiedztwa także wobec Wschodu. Potrzebna jest rewizja założeń i mechanizmów tej polityki, tak by skuteczniej realizowała interesy obywateli UE. Zwiększenie środków oraz efektywności programów pomocowych powinno dotyczyć zarówno wymiaru południowego jak i wschodniego. Europa, by być wiarygodną w skali globalnej, musi pokazać, że kontroluje własne sąsiedztwo. Dzięki Polsce, demokratyzacja zawsze była bardziej obecna w agendzie UE w ramach wymiaru wschodniego, niż na południu. To daje nam dziś wiarygodność. Wyzwaniem dla Polski podczas Prezydencji w UE jest uczynienie z demokratyzacji priorytetu w obu wymiarach EPS. W ten sposób możemy być twórcami nowej agendy UE dla całego sąsiedztwa.
Jeżeli Polska chce uzyskać wsparcie południowych krajów UE dla projektu Partnerstwa Wschodniego, musi włączyć się w działania na odcinku południowym. W ten sposób powinniśmy być w stanie przekuć zaangażowanie na południu, w zwiększone zaangażowanie Francji, Hiszpanii, Włoch w Partnerstwo Wschodnie. Nasze wysiłki nie mogą być jednorazowymi działaniami-reakcjami na rewolucje w Afryce Południowej, w Egipcie i Tunezji, w przeddzień i podczas naszej Prezydencji w UE. To musi być konstruktywne, dogłębne zaangażowanie w bliskiej współpracy z innymi rządowymi i pozarządowymi aktorami, na wielu płaszczyznach.
Demokracja – polski produkt eksportowy
Polska gospodarczo i politycznie rośnie w siłę: zostaliśmy niedawno uznani przez ONZ za kraj wysoko rozwinięty w rankingu rozwoju społecznego (Human Development Index), w rankingu Międzynarodowego Funduszu Walutowego Polska prześcignęła ostatnio Holandię i jest jedną z 20 największych gospodarek świata (według parytetu siły nabywczej). Takie wyniki pozwalają współtworzyć ład światowy. Uczyńmy zatem z wolnościowego ‚know-how’ nasz produkt eksportowy. Polska jako kraj który niedawno zburzył porządek autorytarny i zbudował dobrze funkcjonującą demokrację ma pełne prawo pretendować do roli speca od transformacji ustrojowych. Polska pomoc jest oczekiwana, podczas gdy Stany Zjednoczone i Francja – tradycyjni partnerzy Egiptu czy Tunezji – nierzadko nie są na miejscu mile widziani (cena za paktowanie z dyktatorami). Polska, nie dość, że posiada tak potrzebny teraz w Tunezji i Egipcie demokratyczny ‚know-how’ (sami Tunezyjczycy piszą o Polsce i „Okrągłym Stole” jako źródle inspiracji), to na dodatek ma czystą kartę (brak tradycji kolonialnej). Na naszą korzyść przemawia też fakt, że religijni i rodzinni Polacy są nierzadko bardziej podobni do umiarkowanych Arabów niż inni Europejczycy. Mamy też już doświadczenie w przekazywaniu demokratycznego ‚know how’ na Wschód.
Co dokładnie miałoby znaleźć się w takim polskim koszyku demokratycznym? Na pewno musimy włożyć dziedzictwo „Solidarności”, doświadczenia pokojowej transformacji ustrojowej (Okrągły Stół). Dodajmy do tego programy w zakresie dialogu politycznego, pomocowe misje techniczne, w ramach których przekazywano by wiedzę z zakresu reformy konstytucyjnej, instytucji państwa, aparatu bezpieczeństwa, lustracji, prawa wyborczego, partii politycznych, samorządu lokalnego i budowy społeczeństwa obywatelskiego. Winny im towarzyszyć programy wspierające kontakty międzyludzkie, pomiędzy wybranymi grupami zawodowymi czy młodzieżą, programy edukacyjne (stypendia, wymiany). Powinniśmy podzielić się nie tylko lekcjami płynącymi z udanych reform, lecz także ostrzec przed możliwymi porażkami, których nie uniknęliśmy. Wzmocnilibyśmy przy okazji kadrę ekspercką ds. świata arabskiego, co zwiększyłoby możliwości analityczne instytucji państwowych, takich jak MSZ czy BBN. Obecnie ekspertów od Afryki Północnej jest niewielu.
Niech XXI wiek będzie lepszy od minionego
Jeszcze pół roku temu wydawało się, że kraje Afryki Północnej skazane są na dyktatury klanów rodzinnych. Dziś, dzięki odwadze Tunezyjczyków i Egipcjan, głównie młodych, przypominamy sobie, że demokracja jest dla każdego. Pojawiło się ‚okno możliwości’. Wydarzenia w Afryce Północnej mogą stać się naturalnymi przystankami w procesie demokratyzacji świata. Mogą udowodnić, że wartości zachodnie są w rzeczywistości uniwersalne. W końcu każdy kraj zachodni był kiedyś niedemokratyczny. W takim razie może każdy kraj nie-zachodni stanie się kiedyś demokratyczny? Polska jako kraj, który zadał kres podziałowi Europy, ma moralny obowiązek kontynuowania procesów wsparcia narodów wyzwalających się spod reżimów autorytarnych. Jeżeli mamy uczestniczyć w globalnej rozgrywce, to najlepszą strategią jest dzielenie się tym, w czym jesteśmy najlepsi, czyli demokratyzacją.
Zachód przez lata paktował z oprawcami narodów arabskich, oddzielając wartości od interesów ekonomicznych i sprzeniewierzając się własnym ideałom. Wszystko to w imię merkantylizmu. Taka logika dla Polski nie jest i nigdy nie będzie dobra, gdyż nasze położenie geopolityczne na pograniczu z wciąż niestabilnym Wschodem wymaga, aby Zachód przedkładał wartości ponad interesami.
XX wiek, który zrodził nazizm i stalinizm, był wiekiem rzeki krwi, sponiewierania godności ludzkiej i ideałów Zachodu przez nas samych. A przecież powinny one były nas przed tą tragedią uchronić. Wiek XXI może być lepszy. Czy taki będzie, zależy od nas, od tego czy my, czyli Zachód, zdobędziemy się na politykę pro-aktywną i czy będziemy promować konsekwentnie nasze wartości, które mimo przyjmowania lokalnych form mogą się okazać uniwersalne dla wszystkich ludzi.
Michał Safianik – politolog, kulturoznawca. Wicedyrektor Stałego Sekretariatu Wspólnoty Demokracji, były dyrektor ds. kontaktów z zarządem i korporacjami w waszyngtońskiej Radzie Atlantyckiej oraz kierownik i analityk Programu Europejskiego Centrum Stosunków Międzynarodowych. Współzałożyciel Forum Amerykańsko-Polskiego (APForum).