Zdecydowałem się kandydować do Parlamentu Europejskiego. Startuję z trzeciego miejsca warszawskiej listy Europa + Twój Ruch i kampanię, pierwszą w moim życiu, traktuję na serio.
Spośród polskich kandydatów jestem jednym z bardzo nielicznych, którzy chcą przekształcenia Unii w europejską federację i są w tym konsekwentni. Stany Zjednoczone Europy ze wspólną polityką fiskalną, naukowo-przemysłową i zagraniczną, wspólnym wojskiem i budżetem zasilanym przez wspólne unijne podatki nie są dziś projektem, który cieszyłby się poparciem większości obywateli w większości państw członkowskich. I właśnie dlatego trzeba o ten projekt walczyć: tylko federalizacja Europy daje jej szansę na utrzymanie podmiotowości w warunkach XXI wieku. Musimy konkurować nie tylko z USA – które podzielają co prawda podstawowe europejskie wartości, ale częstokroć mają rozbieżne interesy ekonomiczne – lecz także z potęgami azjatyckimi, które również system wartości mają odmienny. Liczba ludności Unii to w sumie mniej niż połowa ludności Chin lub Indii – a różnica ta jeszcze się pewnie nieco na niekorzyść UE zwiększy. Udział Europy w światowej produkcji przemysłowej i PKB również spadnie, a przewaga technologiczna już dziś przestaje istnieć. Ściślejsza integracja nie będzie mieć co prawda wpływu na demografię, ale może spowolnić proces utraty znaczenia ekonomicznego i pozwolić na odzyskanie prowadzenia w rozwoju technicznym. To dlatego warto się jej dopominać. I dlatego potrzeba liderów zdolnych odbudować na poziomie kontynentu ustrój, który w drugiej połowie XX wieku sprawdził się w zachodnioeuropejskich państwach narodowych: wolnorynkową liberalną demokrację dającą wszystkim swoim obywatelom gwarancję godnego minimum egzystencji (bo tylko przy takiej gwarancji możliwe są uczciwa rynkowa konkurencja i indywidualna polityczna wolność).
Bycie federalistą oznacza, że w kluczowych kwestiach rozpatrywanych przez komisję Spraw Konstytucyjnych PE opowiadać należy się za rozwiązaniami służącymi wspólnemu interesowi Unii, nawet gdyby okupione były stratą partykularnych polskich grup interesu. Na dłuższą metę i tak się opłacają.
Jest także parę problemów, które wymagają szybkiego działania Parlamentu Europejskiego. Należy do nich przede wszystkim ochrona prywatności użytkowników Internetu (a więc praktycznie wszystkich obywateli UE) przed inwigilacją ze strony rodzimych i zagranicznych tajnych służb oraz wielkich korporacji. To jeden z tych obszarów, w których potrzeba integracji jest najlepiej widoczna: poszczególne państwa członkowskie UE, nawet tak duże jak Niemcy, nie są dziś w stanie zagwarantować bezpieczeństwa od amerykańskich podsłuchów swoim czołowym politykom. Informacje o zwykłych obywatelach zbierane są tymczasem przez prywatnych dostawców usług internetowych – również w większości amerykańskich. Stworzenie skutecznych narzędzi nadzoru nad tym co robią, staje się kwestią kluczową dla naszych swobód obywatelskich.
Na forum komisji Kultury i Edukacji krytycznemu przeglądowi poddać należy propagowany w ramach procesu bolońskiego model organizacji studiów i finansowania uczelni. Polskie doświadczenia pokazują, że jego zastosowanie na kierunkach humanistycznych i społecznych doprowadziło do spadku jakości kształcenia, a w konsekwencji – do degradacji nauk humanistycznych. Zjawisko to należy odwrócić, czemu służyć może wymiana doświadczeń z innymi krajami Unii i, jeśli zostanie uznane to za stosowne, stworzenie nowego europejskiego systemu kształcenia humanistów, zmodyfikowanego w stosunku do bolońskich wytycznych.
Ta sama komisja ma uprawnienia w dziedzinie wymiany kulturalnej, która powinna być w jednoczącej się Europie traktowana poważniej bo to dzięki niej powstać może wreszcie europejski demos. Wymiana ta powinna opierać się raczej na licznych drobnych projektach (np. współpraca małych teatrów wystawiających sztuki młodych autorów lub wymiana wystaw pomiędzy galeriami) niż na wielkich ludycznych imprezach w rodzaju Eurowizji.
Ściślejsza integracja jest nie tylko gwarancją podmiotowości Europy, lecz także szansą na przyspieszenie moralnej modernizacji Polski. Chodzi nie tylko o regulacje dotyczące zdrowia reprodukcyjnego, prawa mniejszości seksualnych i o równouprawnienie płci i, lecz także o to, by prawo nie robiło z ludzi przestępców. Opresyjna polska „polityka narkotykowa” może zmienić się właśnie pod unijnym naciskiem. Celem do którego należy dążyć jest zdjęcie marihuany z listy narkotyków i traktowanie jej tak samo jak tytoń i alkohol. Krokiem w tym kierunku jest europejska inicjatywa obywatelska Weed like to talk, która będzie wymagać wsparcia w następnym Parlamencie Europejskim.
Wreszcie – wymiar lokalny. Jako warszawiak uważam, że również moje miasto zasługuje na to, by jego interesy były reprezentowane w Parlamencie Europejskim tak samo stanowczo jak ma to miejsce w przypadku np. Lubelszczyzny. Ma to znaczenie chociażby wtedy, gdy zapadają decyzje o priorytetach polityki strukturalnej: duże miasta korzystają na programach wspierających rozwój transportu publicznego bardziej niż na tych, które koncentrują się na budowie dróg.
Podsumowując: ściślejsza integracja Unii, ochrona prywatności, reprezentowanie warszawskich interesów, bardziej humanitarne podejście do humanistyki i kulturalne do kultury – to moje postulaty i obietnice. 25 maja przekonamy się, na jaki wynik mogą przełożyć się po niecałych trzech miesiącach kampanii mało znanego na starcie kandydata.