Za tzw. komuny (zwanej „ustrojem słusznie minionym”) swego rodzaju świętem był czwartkowy wieczór. Tego dnia ówczesna TVP (razem dwa kanały) nadawała zwykle film rodem z USA. Szczególnie utkwił mi w pamięci „Kojak” i „Colombo” – dwaj nieustraszeni detektywi w obronie sprawiedliwości (do dziś lubię oglądać w telewizji, jak policja prowadzi zgiętego w pół bandytę skutego w kajdankach). Na podstawie tych seriali mimochodem kształtowało się moje pierwsze wyobrażenie kapitalizmu. Bynajmniej nie było złe. Nawet jeśli ginęli ludzie (co po naszej stronie żelaznej kurtyny oczywiście się nie zdarzało), to właśnie po to byli ci wspaniali detektywi, aby co tydzień udowodnić, że kapitalistyczny świat jeszcze daje radę.
Tu trzeba przypomnieć pyszną anegdotę: pod koniec lat 1980-tych legendarny Stefan „Kisiel” Kisielewski przechadza się ulicami Wiednia. Podczas spaceru napotyka popularnego podówczas marksistowskiego filozofa Adama Schaffa. Zdumiony Kisiel pyta: „A co pan robi w Wiedniu?”. Na to Schaff rezolutnie: „Przyjechałem zobaczyć, jak umiera kapitalizm”. Kisiel: „I co?”. Schaff: „Piękna śmierć”. Okazało się – zupełnie, jak w powiedzeniu Marka Twaina – że pogłoski o śmierci kapitalizmu były przesadzone. Przy okazji: pamiętam wywiad z Kisielem z końca lat 1980-tych, w którym na pytanie/sugestię dziennikarza, że tak długo jest już źle, że powinno się poprawić – odpowiedział, że niekoniecznie, bo On zna kraje, gdzie od lat jest źle i się nie poprawia.
Zebrało mi się na te wspominki, gdyż w ostatnich dniach dwie gazety pochodzące z dwóch przeciwnych biegunów krajowej polityki („Gazeta Polska” i „Newsweek”) przypomniały mi koniec lat 1980-tych szeroko omawiając przypadek mojego Kolegi z tamtych lat (żeby było jasne – kontakt mamy ze sobą do dziś). Piszę „z tamtych lat”, gdyż właśnie wtedy miały miejsce zdarzenia, których epilog życie dopisało w ostatnich dniach (czyli po upływie blisko 30 lat). Otóż według prasy, która powołuje się na teczki ze zbioru zastrzeżonego IPN, mój Kolega był „nielegałem SB” (dla młodzieży czytającej ten wpis rozszyfruję skrót: chodzi o Służbę Bezpieczeństwa czyli tajną policję polityczną z czasów PRL) a służbę miał rozpocząć właśnie w końcu lat 80-tych.
Nie zamierzam się tu wdawać w analizę pojęcia „nielegał” i czy to był „tylko” wywiad czy faktycznie praca dla SB. Zostawiam to pasjonatom, którzy przy lekturze teczek doznają orgazmu psychicznego (ja wolę te klasyczne). Tu wrócę do tego, od czego zacząłem czyli młodzieńczych snów o kapitalizmie. Otóż mój Kolega był i jest dla mnie najlepszym przykładem człowieka, który nieprzerwanie od kiedy tylko go znam – prezentuje niezachwianą wiarę w wolnorynkowy kapitalizm, własność prywatną i generalnie nauczanie klasyka kapitalizmu, Adama Smitha. Mój Kolega jest dla mnie postacią integralną. Co więcej – swoim życiem przez ostatnie ćwierć wieku udowodnił, że jego serce jest „po prawej stronie” (co potwierdzają jego liczne wystąpienia publiczne łatwo dostępne na You Tube).
I co? No i wolna Polska niszczy mojego Kolegę, bo wypłynęły kwity sprzed blisko 30 lat, z których wynika, że wtedy młody człowiek zaangażował się po stronie, która dziś uchodzi za wcielenie zła. Tak jakby pomiędzy tamtym i dzisiejszym czasem nie upłynęło blisko 30 lat, tak jakby te blisko 30 lat życia nie było nic warte. Zbrodnia zabójstwa ulega w Polsce przedawnieniu po upływie 30 lat. O ile wiem, mój Kolega nikogo nie zamordował. Chciał służyć swojemu Państwu (takiemu, jakie wtedy było) a później przez ponad ćwierć wieku swoim słowem i czynem propagował kapitalizm, o którym marzyłem jako młody człowiek oglądając Kojaka i Colombo. Dziś mam w telewizorze kilkaset kanałów (których nie chce mi się oglądać), wyśniony kapitalizm buduję własnymi rękami już ponad 25 lat i tak sobie myślę, że Kojak czy Colombo paliliby te teczki do spółki z oficerami SB.