Jeżeli masz zamiar wydać przysłowiowe pięć złotych na pomoc dla potrzebujących w drugim końcu świata, to najpierw przeczytaj książkę Lindy Polman „Karawana Kryzysu”. Podtytuł „Za kulisami przemysłu pomocy humanitarnej” nie tylko obnaża istotę funkcjonowania państwowych i prywatnych organizacji pomocowych, ale przeraża dosadnością i trafnością ocen.

Bardzo wielu z nas przydarzyło się wspomóc organizacje humanitarne. Dajemy nasze pieniądze na studnie, pomoc głodującym, ofiary wojen, kalekie dzieci. Rzadko zastanawiamy się jak są wydatkowane, zadowalając się dobrze wypełnionym chrześcijańskim obowiązkiem. Holenderska dziennikarka uzupełnia nam to wiedzę. W swojej książce prowadzi nas przez obozy Hutu, zniszczone i zdegenerowane Sierra Leone, Liberię, Somalię, Irak i Afganistan. Wszędzie tam gdzie dociera pomoc setek tysięcy różnego rodzaju organizacji humanitarnych. Nagromadzenie niedorzeczności, różnorakich form korupcji, braku jakiejkolwiek etyki i zdrowego rozsądku, rozrywa wprost każdą z kart tej książki.
Autorka nie pozostawia złudzeń, że „kontenerowce wypełnione są zbędną aparaturą z zachodnich szpitali” i „ lekami, ponieważ minęła już ich data ważności”. Ofiary tsunami otrzymały kurtki puchowe, namioty arktyczne, stringi i szpilki oraz Viagrę. Bośniacy mogli za to zaopatrzyć się w Prozac, a Somalijczycy w preparaty oczyszczające i koce elektryczne. „Tam dokąd przybywają natychmiast pojawia się prostytucja” ,a eksperci do spraw równości „trzymają na kolanach miejscowe nastolatki”. Tak naprawdę nic więcej się od nich nie wymaga, gdyż „tubylcy uczestniczą w programach pomocy w minimalnym zakresie”. Tam gdzie pojawiają się humanitaryści, restauracje, pola golfowe, korty tenisowe pojawiają się wcześniej niż szkoły i szpitale. Podsumowaniem tego smutnego wątku niech będzie wypowiedź jednego z podsekretarzy ONZ – „biednym i bezbronnym powinno przysługiwać przynajmniej prawo do ochrony przed niekompetentnymi pracownikami organizacji humanitarnych”.
Dla autorki nie podlega dyskusji fakt, że wszechstronna i długotrwała pomoc humanitarna szkodzi i pozostawia wspomaganych, w sytuacji na ogół gorszej niż przed jej udzieleniem. Potrzebującym należy przede wszystkim przesyłać łopaty i ziarno; po to aby mogli sami wykopać studnię, spulchnić ziemię i ją zasiać, gdyż istnieje wielkie i realne zagrożenie, że obdarowywany szeroką pomocą humanitarną nie tylko zje tą przysłowiową rybę, ale też wędkę i obdarowującego.
Napisanie, że tę książkę czyta się jak prawdziwy kryminał to mało. To jest znakomicie napisany i udokumentowany horror, tym gorszy, że prawdziwy. Po jej przeczytaniu nasunął mi się aforyzm S.J. Leca, że „zawsze znajdą się Eskimosi, którzy wypracują dla mieszkańców Konga Belgijskiego wskazówki zachowywania się w czas olbrzymich upałów”
Linda Polaman „Karawana kryzysu. Za kulisami przemysłu pomocy humanitarnej”. Wyd. Czarne 2011
