Wykonuje nieustanną pracę. W ciągu ludzkiego życia kurczy się średnio 2,5-3,5 mld razy. To kobiece często nie wytrzymuje. Jest trudnym pacjentem, ponieważ mało o nim wiemy. Dlaczego? Winne są jego właścicielki.
Kobieca niewidzialność jest standardem. Polska ma 38 080 411 mieszkańców, z czego 51,7% stanowią kobiety, które żyją w świecie zaprojektowanym przez i dla mężczyzn. Nie trzeba być wytrwanym detektywem, żeby bez trudu dostrzec dyskryminację w słowniku, mediach, literze prawa, reklamie. Na ulicy, w sądzie, u lekarza. Przemilczenia i białe plamy skutecznie zakłamują historię. Czy komuś to przeszkadza? Owszem. Każdemu, kto zdaje sobie sprawę z konsekwencji tego procesu. A te bywają zabójczo niebezpieczne.
Niewidzialność kobiet prowadzi do zawałów. Metaforycznie? Nie! Dosłownie. Nie ma cienia wątpliwości co do tego, że powodem, dla którego kobiety częściej umierają na zawały, jest brak wystarczających danych dotyczących specyfiki naszego serca oraz symptomów zawału. Są one inne niż u mężczyzn. Naukowcy dopiero zaczynają je badać. Kolejny raz błędnie założono, że wyniki badań na męskich grupach można traktować uniwersalnie. Dopiero pod koniec XX wieku powstało pojęcie „kobiecej kardiologii”, a rok 2023 jest pierwszym, który dostarcza nam rzetelnych badań na ten temat. Podobne przykłady możemy mnożyć. Zamiast tego chcemy „odniewidzialniać” to, co wymaga dostrzeżenia i uwagi.
Społeczniczki, aktywistki, działaczki. Silne, przedsiębiorcze, zmotywowane. Ich moc jest coraz widoczniejsza w przestrzeni publicznej. O kobiecych sukcesach, które wpływają na rzeczywistość i zmieniają zasady gry, mówi się coraz częściej i coraz odważniej. Coraz rzadziej mylimy „chwalenie się” z docenianiem własnych osiągnięć. Idą za tym nieśmiałe zmiany instytucjonalne. A ich bardzo potrzebujemy w świecie, na którego urządzenie nie miałyśmy wpływu. Spotykam się z nimi na każdym kroku.
Piszę ten tekst, wracając z Krakowa. Bezpośrednio po rozdaniu Nagród im. Kazimiery Bujwidowej. Już po raz drugi miałam okazję prowadzić Galę i spotkać się z laureatkami. Sama Bujwidowa była zdolna, ambitna i pracowita, ale – jako kobieta – nie mogła studiować. Przez całe życie walczyła, by jej córki otrzymały taką szansę. Dzięki jej staraniom w mury Uniwersytetu Jagiellońskiego wkroczyły pierwsze studentki. Bujwidowa przetarła szlak niejednej z nas. Czas kontynuować jej misję. Pracy jest sporo.
Wspaniale kontynuuje ją Nina Gabryś, Pełnomocniczka Prezydenta Krakowa ds. polityki równościowej. To ona zwróciła moją uwagę, że stolica Małopolski jako pierwsze miasto w kraju przyjęła Plan Równości Płci i jako pierwsze miasto należy do feministycznej sieci Femcities Network. Ale Kraków ma na swoim pokładzie osoby takie jak Nina. Kobiety, które bez zawahania otwierają drzwi innym kobietom, które odważnie podchodzą do rozmów przy stole, chwytają za mikrofon i nigdy nie przepraszają za upominanie się o to, co jest nasze!
Mogę tropić dyskryminację w słowniku, mediach, literze prawa, opakowaniu kosmetyków czy środków przeciwbólowych. Przypominać, że przemilczenia i białe plamy zakłamują historię. Mogę i będę to robić, ale chcę też czegoś więcej.
Słowa są tak samo ważne, jak czyny. Dlatego w kolejnych numerach „Liberté!” będę rozmawiać z kobietami, które mają tego świadomość i rewolucjonizują rzeczywistość – myślą, słowem i uczynkiem. Moje rozmówczynie grzeszą przeciwko patriarchatowi i wypowiadają wojnę nierówności. Jeśli My – inne kobiety – i Wy, mężczyźni nie zaczniemy ich wspierać, świat nie dopasuje się do naszych potrzeb. Równość to inwestycja. W „Liberté!” zamierzamy ją doszacować. Bez bólu głowy i ze świadomością parametrów i możliwości kobiecego mięśnia sercowego.