Jeden z Karnowskich (bo jest ich – jak donosi prasa bulwarowa – dwóch) napisał wczoraj, cytuję: „Trudno znaleźć uzasadnienie rzekomo rosnącego znaczenia dyskusji o praworządności. Skoro ta sprawa jest tak ważna, to dlaczego Mateusz Kijowski i jego KOD błąkają się gdzieś w siódmym kręgu niebytu? Nie bardzo w to wierzę.”
Z prawdziwym wstrętem podaję link do całości jego pokracznego, propagandowego tekstu, gdyż postanowiłem się doń odnieść, więc niejako jestem zmuszony: „Programy socjalne wciąż mają wielki sens, ale pod warunkiem, że są częścią większego planu budowy lepszej Polski”. Zauważcie Państwo, że już sam tytuł rozwlekły niczym guma w parcianych gaciach babcinych daje powód do zastanowienia, czy mamy do czynienia z tekstem dziennikarskim, czy też z agitką propagandową tzw. szczujni. Raczej z tym drugim – właściwie mógłby sobie autor darować resztę, skoro tezę zawarł w tytule bez żadnych wątpliwości. Tezę tyleż bzdurną i pokraczną, co nader wątpliwą.
Otóż, Karnowski nie tyle mija się z prawdą, co serwuje półprawdę. Przeciwstawmy zatem dla otrzeźwienia i wyzwolenia się z oparów absurdu Karnowskiego zdanie ekonomisty (a nie propagandysty), doktora Bogusława Grabowskiego, który onegdaj zasiadał w Radzie Polityki Pieniężnej, zdanie z niedawnej mojej z nim rozmowy:
„Ten prosocjalny, obciążający finanse publiczne, ale i wzrost gospodarczy, manewr PiS-u będzie w pewnej części musiał być podjęty przez opozycję, bo inaczej nijak ona nie zdobędzie władzy. Mamy taki rekurencyjny system przelicytowywania się, albo przynajmniej nie racjonalizowania tych bardzo populistycznych programów obecnie rządzących przez opozycję, co łącznie w kierunku bardziej populistycznym i bardziej prosocjalnym, mniej prowzrostowym przeorientuje politykę gospodarczą Polski, nawet jeżeli opozycja przejmie władzę.” (Musimy zbiednieć, aby zmądrzeć).
Oznacza to ni mniej, nie więcej, iż raz rozbudzone przez populistów Kaczyńskiego społeczne apetyty roszczeniowe nie tak łatwo będzie zaspokoić, a tym bardziej okiełznać. Tu Karnowski rzeczywiście ma rację, lecz tu także jego racja się kończy. Dalej popisy erudycyjne Karnowskiego schodzą na manowce utopii, czy też antyutopii, którą znamy z opisów przedwojennych, a mianowicie z powieści Aldousa Huxleya „Nowy wspaniały świat”. Kto nie czytał, niech nadrobi, albo niech czyta Karnowskiego.
Co ma wspólnego rozdawnictwo pieniędzy do dyskusji o praworządności? Cóż, Karnowskiemu się owo przeciwstawienie układa w logiczną całość, więc wypada się pochylić nad nim, mimo że z pozoru nieprawdopodobne. W Budapeszcie trwają rozruchy nie dlatego, że społeczeństwo nagle zapragnęło bronić praworządności, albo nie tylko dlatego, ale głównie z tej przyczyny, że ma pusto w kieszeniach i nie ma co do gara włożyć. I tak się zazwyczaj kończą rządy populistów, którzy ludności rzucają ochłapy, lecz przede wszystkim tworzą system oligarchiczny i rozkradają, jak mogą publiczne pieniądze, dojąc ojczyznę bez opamiętania. Pieniądze zaś nie rosną na drzewach, więc prędzej czy później pojawiają się zjawiska dobrze nam już znane: podwyżki cen, opłat i usług, dług publiczny, pożyczki i kredyty, drożyzna, brak płynności finansowej, wreszcie krach i bankructwo.
W obronie praworządności jednak znacznie szlachetniej protestować, niż demonstrować bunt przed utratą [wyborczej] kiełbasy. Kiełbasę tę dawno już pożarli beneficjenci dojnej zmiany, a wśród nich legendarna posłanka Pawłowicz (Krystyna Pawłowicz żegna się z polityką. Przyjaciel jej siostry pisze o „taktycznym ukryciu posłanki”).
Nie pochyliłbym się nad majaczeniem Karnowskiego nawet przez chwilę, gdyby nie przywołał nazwiska Kijowskiego. Co ma z tym wszystkim wspólnego Mateusz Kijowski? Akurat wiele ma wspólnego i nie mam poczucia, że jesteśmy „w siódmym kręgu niebytu”. 2 grudnia byliśmy w Alei Szucha pod panią Przyłębską, która udaje szefową zdewastowanego Trybunału. 13 grudnia maszerowaliśmy od KC PZPR do KC PiS, żeby unaocznić ludziom, że Kaczyński nas cofnął do PRL-u, Wczoraj staliśmy pod pałacem namiestnikowskim z Literiadą, pokazując prezydentowi, że złamał Konstytucję i że stanie przed Trybunałem Stanu.
Jeśli zatem ktokolwiek jest w tym siódmym kręgu, to właśnie Karnowski, z jego mdlącym serwilizmem wobec dyktatorka z Nowogrodzkiej; Karnowski, którego postanowiłem litościwie tym tekstem na chwilę wydobyć z niebytu, żywiąc przekonanie, że i tak za chwilę pochłoną go wraz z całą formacją PiS odmęty naszej zbiorowej niepamięci, jak to z każdym koszmarem bywa.