Oddech wolności politycznej to jedno, jednak nie możemy zapominać o tlenie potrzebnym do odbudowy kraju po wojnie. Zakładając ukraińską wygraną, zarówno wojny jak i pokoju, trzeba zacząć planować budowę nowego państwa.
Nadszedł on już niegdyś w Londynie, Paryżu, Berlinie, a nawet Hiroszimie. Dzień, w którym można było wziąć w końcu głęboki oddech ulgi… że to już koniec, że nie będzie już więcej wojny – że można w końcu zacząć znowu żyć, a nie tylko próbować przeżyć. Obecnie o takim scenariuszu myślą Ukraińcy – choćby mariupolianie, chersonianie czy charkowianie. W emocjach nieraz górujących nad nami chcielibyśmy, żeby nasi sąsiedzi mogli już teraz odetchnąć i przejść do upragnionej codzienności. Codzienności nieraz przez nas znienawidzonej, nudnej czy pogardzanej, ale bądź co bądź bezpiecznej. Chcę zarazem wskazać na kilka elementów, które muszą zaistnieć, by ta codzienność nad Dniepr wróciła.
Zastanawiałem się bowiem, co może czekać naród ukraiński, kiedy już taki dzień oddechu ulgi nadejdzie. Przede wszystkim taki moment będzie dowodem, że wojna wreszcie dobiegnie końca. Mam przy tym nadzieję, że zwycięską stroną okażą się Ukraińcy. Za wygraną uważam taki stan, w którym obronią oni całość swojego terytorium sprzed 2014 r. Nie mam tu na myśli nie znaczącego nic w praktyce tymczasowego rozejmu z rosyjskim agresorem. Nie myślę też o obronie niepodległości za cenę cesji terytorialnych na korzyść Rosji. Nie myślę także o presji zagranicznych polityków, by zmusić Ukrainę do uległości. Uważam, że nie będzie prawdziwie wolnej Ukrainy z perspektywami na przyszłość, jeśli w jej składzie zabraknie Doniecka, Ługańska czy Krymu, nie mówiąc już o Chersoniu czy Mariupolu – to tam znajduje się większość surowców, żyznych pól i zakładów przemysłowych, bez których Ukraina będzie zapadłym państwem kadłubowym, nie mówiąc już o utracie setek kilometrów dostępu do morza. Nie będzie wolnej Ukrainy, jeśli za jej wschodnią granicą czyhać będzie państwo o zapędach rewanżystowskich, za wszelką cenę próbujące narzucić Europie Środkowej swoją władzę od 400 lat. Rozumiem, że taki wynik konfliktu jest mało prawdopodobny, ale jestem przekonany, że stoimy w sytuacji starcia, które już zmienia nasze przeznaczenie w XXI wieku.
My – cywilizacja zachodnia – utuczyliśmy rosyjskiego militarnego potwora pieniędzmi z zakupów ropy, gazu czy węgla i to my musimy wziąć zbiorową odpowiedzialność materialną za zbrodnie, jakich dokonuje on na Ukraińcach. Z tych pieniędzy wypłacany jest żołd rosyjskim żołnierzom, organizowana jest logistyka całego sprzętu, opracowywane są nowe technologie dotyczące broni. Mimo wydarzeń 2014 roku, które powinny były zapalić w Europie czerwoną lampkę, część krajów zachodnich nadal eksportowała, aż do tegorocznej inwazji, elementy militariów do Rosji. Największe fundusze inwestycyjne, w tym Black Rock, inwestowały w Federację Rosyjską, umożliwiając jej gromadzenie znacznych rezerw walutowych. Jako Europejczycy pozwoliliśmy się skorumpować, czego dowodem są zawiłości projektów Nord Stream, przyjmowanie odznaczeń i posad w spółkach rosyjskich (po zakończeniu kariery politycznej), zaciąganie kredytów na kampanie wyborcze w państwowych rosyjskich bankach itd. Pewien niewielki procent społeczeństw europejskich, a nawet Amerykanów, czerpie wręcz masochistyczne podniecenie z rosyjskiego autokratyzmu (w zasadzie już totalitaryzmu), czego osobiście nie rozumiem. Co ciekawe, taki sam procent nie znosi jakichkolwiek szczepionek, nierzadko jest zwolennikiem płaskiej ziemi, a za wszelkie zło na świecie odpowiedzialni według nich są Żydzi, masoneria, muzułmanie, nieheteronormatywni czy zaszczepieni. Ignorowaliśmy także infiltrację parlamentów, partii politycznych, stowarzyszeń i fundacji, w tym także w Polsce, gdzie funkcjonują przynajmniej dwie pozornie kontrastowe, prorosyjskie „frakcje”. Jedna grupa bazuje na ahistorycznym ignoranckim micie rozwojowym PRL, a druga na walce rzekomo chrześcijańskiej Rosji ze zgniłym Zachodem. Nierzadko, pozornie w duchu pacyfizmu, nawołują do konieczności rozmów z Rosją i potrzebie dążenia do pokoju za wszelką cenę. Są to niebezpieczne głosy, gdyż nie widzę ratunku dla kogoś, kto układałby się pod przymusem z gwałcicielem swojego ogniska domowego. Wyzwaniem jest więc oczyszczenie naszych społeczeństw od wpływu Federacji Rosyjskiej działającej niczym diler narkotykowy poprzez marginalizację takich elementów. Inaczej istnieje zagrożenie, że Ukraińcy nie będą mieć w nas dostatecznego wsparcia politycznego, które ze względu na skalę, musi być długofalowe i konsekwentne.
Oddech wolności politycznej to jedno, jednak nie możemy zapominać o tlenie potrzebnym do odbudowy kraju po wojnie. Zakładając ukraińską wygraną, zarówno wojny jak i pokoju, trzeba zacząć planować budowę nowego państwa. Stosy gruzu, utrata majątków, zniszczone domy i fabryki, tysiące zabitych w nalotach i masakrach, okrutne pogromy nie oszczędzające nawet dzieci, kalecy bez rąk i nóg, rozbite rodziny, widok trupów, problemy psychologiczne i psychiczne… Niestety lista ta jest znacznie dłuższa, i musimy zdawać sobie sprawę, że powyżej wymieniłem jej najbardziej oczywiste elementy. Można wyśmiewać kompletne nieprzygotowanie strategiczne i zaopatrzeniowe wojsk rosyjskich (zwłaszcza podczas ofensywy kijowskiej), ale nie zmienia to brutalnego faktu, że prowadzona przez nich wojna jest zwyczajną zbrodnią na cywilach – ludziach takich jak my, którzy chcą po prostu żyć.
Kwestia odbudowy zniszczonej przestrzeni jest bardzo ważna, przede wszystkim z uwagi na to, że wiele z miejscowości niemal przestało istnieć na skutek rosyjskiej agresji. Biorąc pod uwagę kwestię przeciętnej jakości przestrzeni, w której dotychczas żyła zdecydowana większość społeczeństwa ukraińskiego, zniszczenia wojenne mają jedną zaletę – pozwalają na zaprojektowanie nowej tkanki praktycznie od zera. Problemem jest jednak kto, co i za ile odbuduje. Już teraz trwają rozmowy polityków ukraińskich z przedstawicielami krajów Zachodu dotyczące koncesji i ułatwień odnośnie zbudowania części kraju niemal na nowo. Wielu państwom, w tym Polsce, zaproponowano zajęcie się odbudową poszczególnych obwodów. Według wstępnych planów prezentowanych przez Denysa Szmyhala mamy być odpowiedzialni za odbudowę obwodu donieckiego. Będzie to bardzo wymagające zadanie, o ile będzie w ogóle możliwość jego realizacji, gdyż póki co, połowa obwodu jest okupowana przez Rosjan, w tym największe miasta jak Mariupol, a przede wszystkim Donieck. Przystępując zasadniczo do odbudowywania obwodu, za pomocą naszego know-how możemy w nim pozostawić kawałek polskości, importując nasze sposoby budowania, planowania, przywożąc materiały z polskich zakładów i nawiązując ścisłe kontakty handlowe z miejscowymi przedstawicielami. Jeśli do tej odbudowy dojdzie, musimy się wystrzec nadużyć, których obecność, z racji ludzkiej natury, można założyć w ciemno. Odbudowa Ukrainy będzie bowiem fantastyczną okazją dla różnej maści oszustów, naciągaczy i skorumpowanych urzędników chcących stworzyć nową kastę oligarchów.
Ważne jest, aby odbudowywane ukraińskie miasta i wsie były nowoczesne, zielone i zarządzane według najlepszych standardów. Fakt – wiele obszarów Kijowa, Charkowa, Lwowa czy Odessy zasłużenie zachwyca, ale wystarczy odejść nieco od głównych szlaków, by zauważyć spory kontrast, jaki panuje w ukraińskiej przestrzeni. Urbanistyka postsowiecka pozostawia bowiem wiele do życzenia, gdyż tworzono ją przede wszystkim z myślą o władzy, a nie o mieszkańcach, czego dowodem są piękne reprezentacyjne gmachy miejskie kontrastujące z osiedlami „chruszczowek”, nieutwardzonymi drogami i megalomańską polityką planowania centrów miast pod parady. Nowe osiedla będą musiały dostosować się do najnowocześniejszych wzorców architektury i urbanistyki. Wszystkie nowe elementy infrastruktury, m.in. fabryki czy mosty, będą musiały spełniać najwyższe normy, by efektem synergii dodatkowo uatrakcyjniać i łatać podziurawioną od rosyjskich rakiet gospodarkę. Co to oznacza w praktyce? Miliardowe (w USD) nakłady, które przeznaczone będą na parki, chodniki, ścieżki rowerowe, linie kolejowe, odnawialne źródła energii, uczelnie, technologie itd. Nacisk trzeba będzie położyć także na przestrzenie przyjazne dla osób z niepełnosprawnościami fizycznymi i psychicznymi, których będzie proporcjonalnie więcej niż w reszcie europejskich społeczeństw, o czym wspomniałem już wcześniej. To też konieczność intensywnej edukacji dotyczącej m.in. budowy kolejnych etapów społeczeństwa obywatelskiego, w tym promowania aktywnego udziału w demokratycznej partycypacji. Dodatkowo, operując doświadczeniem Europejczyków, Ukraińcy powinni unikać betonozy, samochodozy i wszelkich innych patologii, na które nasi polscy włodarze nadal dostają dofinansowanie z UE. Pracy przy odbudowie jest zatem wiele – pytanie, czy wystarczy robotników na poczet jej realizacji.
Dlatego, naszym zadaniem jako Europejczyków jest to, by Ukraińcom zapewnić odpowiednie warunki odbudowy. To nie jest też tak, że Ukraińcy niczego nie potrafią i sami by sobie nie dali rady. Daliby, ale sam powrót do stanu sprzed wojny zająłby im dekady, nie mówiąc już o dalszym rozwoju. Tylko, że to właśnie rozwoju Ukrainie potrzeba najbardziej, bo przepaść gospodarcza jest gigantyczna, biorąc pod uwagę stan jej gospodarki sprzed wybuchu wojny (a spadek PKB Ukrainy ma wynieść od 35 do 50% rdr). Pomoc Ukraińcom w zakresie kreacji potencjalnego powojennego cudu gospodarczego będzie pewnego rodzaju spłatą moralnego długu zaciągniętego przez UE w 2013 roku na kijowskim Majdanie, do dziś zresztą niespłaconego. Będzie to też namiastka spłaty innego moralnego długu Zachodu z 1994 r., gdy podpisywano Memorandum Budapesztańskie obiecując, jak się okazało, bez pokrycia ochronę ukraińskiej integralności terytorialnej. Dlaczego mówię o długu? Ano dlatego, że Ukraińcy (prócz Gruzji) są jedynym społeczeństwem ginącym od lat za chęć dołączenia do Zachodu, choć jednocześnie wodzonym za nos i oszukiwanym przez Francuzów i Niemców. Przykładami były choćby sprzeciw tych dwóch mocarstw wobec akcesji Ukrainy do NATO w 2008 r. i porozumienia mińskie niemal zamrażające wojnę z 2014 na osiem lat, zawieszając dążenia Ukrainy do ostatecznego wyrwania się z okowów „Ruskiego Mira”. Ukraina powinna dążyć do odzyskania integralności i stabilności, stworzenia warunków ekonomicznych do odbudowy gospodarki oraz realizacji innowacyjnych, prospołecznych projektów. Tylko te elementy zapewnią dobicie do określonego pułapu rozwoju gospodarczego i społecznego, co ma być glejtem eliminującym wymówki części środowisk unijnych wykluczających dołączenie Ukrainy do Unii Europejskiej.
Najważniejszym zadaniem dla nas Europejczyków jest więc, by Ukraińcy doczekali dnia, w którym przestaną czuć na karku oddech śmierci, by chwilę później móc pisać piękniejsze rozdziały własnej historii. Pomoc dla niej w mojej opinii będzie jednym z najważniejszych dotychczasowych wyzwań Unii Europejskiej. Odbudowa Ukrainy leży także w polskim interesie. Obecność silnej Ukrainy w UE, z pomocą USA i Wielkiej Brytani pozwoli Europie Środkowej zrównoważyć często prorosyjskie interesy Niemiec i Francji, które próbują ją zwasalizować. Najpierw jednak musi nadejść ten upragniony oddech ulgi słyszany od Lwowa aż do Donbasu, oznaczający pokój na warunkach Ukrainy.
