Jesteście moim rodzonym rodzeństwem umarli.
Nigdy o Was nie zapomnę.
Jesteście moimi mistrzami, umarli.
Nie zapomnijcie o mnie
Adam Zagajewski
„Spójrzmy, oto odeszło pokolenie znakomitych poetów” – tym zdaniem rozpoczyna się esej Adama Zagajewskiego „Odeszli wielcy poeci” w zbiorze Substancja nieuporządkowana. Wspomina w nim Czesława Miłosza, Zbigniewa Herbeta, Wisławę Szymborską, Tadeusza Różewicza, Aleksandra Wata, Josifa Brodskiego, Seamusa Heaneya, Tomasa Transtromera, Larsa Gustaffsona i C.K. Williamsa – z wdzięcznością za to, że pomogli przeżyć i zrozumieć straszliwe wydarzenia XX wieku i złagodzić ciosy, jakie spadły na zwykłych ludzi. Z wdzięcznością za rolę, jaką odegrali w indywidualnym doświadczeniu czytelników i miejsce, jakie zajmowali w przestrzeni publicznej. Można powtórzyć za Czesławem Miłoszem, „Szczęśliwy naród który ma poetę / I w trudach swoich nie kroczy w milczeniu”, ale tak samo szczęśliwy jest każdy indywidualny czytelnik, który w akcie intymnej lektury odnajduje odpowiedzi, wskazówki, inspiracje. I choć „Nietrudno zauważyć, że jesteśmy w momencie mało sprzyjającym poezji. Poezja jest niemodna, modne są grube powieści kryminalne, biografie tyranów, amerykańskie filmy i brytyjskie seriale telewizyjne. (…) Modne są relacje, niemodna jest substancja”, głos Adama Zagajewskiego był ważny i słyszany w debacie publicznej.
W Światowym Dniu Poezji, 21 marca, Adam Zagajewski dołączył do swoich mistrzów i przyjaciół, pozostawiając po sobie trudną do wypełnienia pustkę. Miał rzesze wiernych czytelników, ale także liczne grono krytyków, których mierził „wysoki styl”, erudycja, być może również jego sukces. Bez wątpienia był najbardziej rozpoznawalną twarzą współczesnej polskiej poezji za granicą, a potwierdza to nie tylko imponująca lista niemal wszystkich najważniejszych międzynarodowych nagród literackich (Heinricha Manna, Neustadt, Griffin Prize, Nagroda Księżnej Asturii), ale i niezliczone wydania jego poezji tłumaczonej na niemal wszystkie naczelne języki świata. Jego wiersz „Spróbuj opiewać okaleczony świat”, przedrukowany po zamachach na World Trade Center w 2001 roku w „The New Yorker”, stał się źródłem natchnienia i otuchy dla milionów Amerykanów, w jednym z najtrudniejszych momentów w najnowszej historii Stanów Zjednoczonych.
Analizy krytyczno-literackie, naukowe refleksje, zmagania z interpretacją, recepcją i rezonansem twórczości Zagajewskiego w kraju i na świecie pozostawmy ekspertom w dziedzinie. Ja mogę jedynie występować w roli czytelniczki, dla której jego słowo jest przewodnikiem po intelektualnym świecie, źródłem poruszenia i inspiracją do własnych poszukiwań. I choć w świecie, który ucieka od metafor („po co nam metafory, to towar luksusowy, to czekolada umysłu, a nie jego chleb z masłem”) i gdzie „non-fiction wygrała z fiction”, publiczne przyznawanie się do wzruszenia czy zachwytu poezją jest traktowane jako wstydliwe i staroświeckie, to przecież zdarza się, bywa, jest. Skąd się bierze zachwyt, kiedy wiersz porusza, co pozostawia w nas poezja, trudno zamknąć w definicji. Sam Zagajewski pisał: „Lekka przesada – to właściwie bardzo dobra definicja poezji. Doskonała definicja poezji na dni chłodne i mgliste, dni, kiedy poranek wstaje późno i na próżno obiecuje obecność słońca. Jest lekką przesadą póki się w niej nie zadomowimy. Wtedy staje się prawdą. A potem, kiedy ponownie z niej wyjdziemy – bo nikt nie potrafi w niej zamieszkać na stałe – znowu staje się lekką przesadą.” Bez przesady jednak i z całą powagą mówił o istocie wiersza, który „jest jak twarz ludzka – jest jednocześnie przedmiotem, dającym się zmierzyć, opisać, skatalogować, i apelem. Apelu można wysłuchać albo można go zignorować, lecz trudno ograniczyć się do mierzenia go metrem. Trudno mierzyć wysokość płomienia przy pomocy szkolnej linijki”.
Zagajewski w swoich wierszach i esejach upominał się o sprawy pierwsze, najważniejsze, uniwersalne, tworząc przeciwwagę dla bełkotu i gwałtowności świata, jednocześnie niczego od czytelników nie żądając: „zastanawiam się tylko, co zrobić, by wielkie tchnienie literatury, towarzyszącej nam w miłości, w rozpaczy i radości, przygotowującej do śmierci (chociaż tu żadne przygotowanie nie pomoże), ratującej przed nudą, by to tchnienie uratować od wygaśnięcia”. Jego głos był ważny i potrzebny, w obliczu zalewających nas kłamstw, półprawd, propagandy, fake news – buntował się przeciwko jałowości, krzykliwości, miałkości i przypominał, że „w każdej zbiorowości, której nie zdominowali jeszcze analfabeci, toczy się także inna rozmowa, dużo spokojniejsza, cichsza, przyciągająca mniej uwagi, ale niekoniecznie mniej istotna: o Bogu, o sensie życia, o sztuce, o literaturze, o muzyce, o naturze cywilizacji, o związku między nowoczesnością i tradycją, o śmierci”. Jeżeli wiersz jest apelem, jak sam pisał, to Zagajewski apelował już w wierszu „Prawda” ze swojego debiutanckiego tomu: „zaczerpnij najgłębsze warstwy powietrza/i powoli pamiętając o regułach składni/powiedz prawdę do tego służysz w lewej ręce/trzymasz miłość a w prawej nienawiść”. Ten apel, z czasów „wielkiego głodu prawdy”, lat 70. XX wieku, dzisiaj czytany jest nadal boleśnie aktualny. W swojej ostatniej książce eseistycznej Zagajewski nadal mówi o prawdzie, z troską opowiadając o wolności i odwadze – kruchych wartościach, które tak łatwo utracić: „Żeby bowiem żyć w wolności, trzeba żyć w prawdzie. Prawda jest tam, gdzie jest odwaga, odwaga widzenia i wypowiedzi. Tam, gdzie jest odwaga uniwersalizmu, a nie tam, gdzie znajduje się zwierciadło dowolnie rozumianej historii (…) Życiu w prawdzie zagrażają niezliczone niebezpieczeństwa, nie jest ono ani łatwe, ani przyjemne. Już dość trudno sobie wytrwać w prawdzie w egzystencji prywatnej, osobistej, gdzie desperacko próbujemy chronić nasze niedoskonałości, a co dopiero, gdy chodzi o zbiorowość, o całe społeczeństwo, które przecież jest bytem jednocześnie realnym i abstrakcyjnym. (…) Wolność dotyczy nas w naszym życiu prywatnym, ale możemy ją stracić w życiu zbiorowym, gdy pojawi się mały przywódca o wielkich ambicjach, gdy znowu zobaczymy fałszywego mesjasza”. Będąc uważnym obserwatorem życia zbiorowego w kraju, sam był w nim wyraźnie obecny, zaangażowany, stając się wręcz, jak ujął to Krzysztof Siwczyk, moralnym recenzentem przemian transformacyjnych.
O swoich poetyckich patronach i przyjaciołach, Zagajewski mówił: „Nie zmienili losów świata, nie leżało to w ich mocy, lecz potrafili złagodzić ciosy, jakie spadły na zwykłych ludzi” i on sam podobnie – pomagał czytelnikowi oswoić i zrozumieć świat, który „jest podwójny, podzielony, zarazem wspaniały i trywialny, ciężki i lotny, bohaterski i tchórzliwy”. Żył w prawdzie widzenia i wypowiedzi – widział i opisywał świat w jego grozie i pięknie, w jego mroku i blasku, w wysokim tonie i szlachetnej prostocie, pozostając jednak bliskim i przystępnym: „Gdybym był filozofem, napisałbym rozprawę o uśmiechu – o tym, jak zmienia twarz kobiety czy mężczyzny, jak sprawia, że twarde rysy twarzy kogoś nieuważnego, nieobecnego, wycofanego, niekiedy może pełnego niechęci, albo po prostu głęboko obojętnego, zmęczonego, zdeprymowanego, nagle miękną i ślą do innych sygnał mówiący: jestem człowiekiem, nie jestem taki zły. Może nawet mówi coś więcej: jestem wolny”.
Cytaty pochodzą z książek Adama Zagajewskiego: Dwa miasta (1991), Lekka przesada (2011), Poezja dla początkujących (2017), Substancja nieuporządkowana (2019).
