Analizując tematy środowiskowo-klimatyczne pojawiające się na odbywającym się niedawno Forum Ekonomicznym w Karpaczu (z tradycji i nazwy – w Krynicy) należałoby w pierwszej kolejności poddać refleksji samą istotę organizacji wydarzenia tej skali. Czy w środku pandemii i przy ogólnej dostępności internetowych środków przekazu, mając możliwość ograniczenia emisji i wpływu na środowisko transportu, produkcji materiałów konferencyjnych, zakupu i przygotowania w pewnej części zmarnowanego jedzenia, wyprodukowanej i zużytej energii czy aprowizacji w postaci tysięcy butelek plastikowych w XXI w. przy wszelkich dostępnych technologiach nie należałoby się zastanowić nad faktycznym sensem przeniesienia debat, paneli i dyskusji do strefy wirtualnej? Odpowiedź jednak nasuwa się sama i jest wyznaczana przez oś odwiecznej polaryzacji gospodarka – środowisko, wzmacniana przez potrzebę czy chęć spotkań bezpośrednich, sprzyjających szeroko pojętemu networkingowi i rozmowom kuluarowym. Nie wydaje się jednak do końca usprawiedliwione czepianie się organizacji Forum Ekonomicznego w chwili, w której coroczne Szczyty Klimatyczne pozostawiają ślad węglowy o równowartości 55 tys. ton CO2 (jak choćby COP24 w Katowicach), a w stołówkach przygotowanych na przyjęcie ponad 12 tysięcy delegacji przylatujących samolotami z całego świata serwowane są głównie potrawy mięsne.
Tematy energetyczne, mogące być traktowane jako tożsame z zagadnieniami dotyczącymi przyszłości życia ludzi na ziemi, zdrowia miliardów osób, kryzysu klimatycznego czy migracyjnego, oczywiście były na Forum obecne. Zrealizowano kilkanaście paneli dyskusyjnych poświęconych bezpieczeństwu energetycznemu, innowacyjnym technologiom energetycznym (zarówno w zakresie wytwarzania, przetwarzania, jak i magazynowania energii), czystemu powietrzu czy polityce klimatycznej Unii Europejskiej.
O ile z punktu widzenia osoby zajmującej się zawodowo środowiskiem mogłabym w pierwszej kolejności oczekiwać szerokiej analizy i aktualizacji wiedzy dot. wpływu zmiany klimatu na gospodarkę plus pewnego rodzaju diagnozy utwierdzającej nas w przekonaniu co do priorytetów i motywacji do działania, o tyle z drugiej strony uzasadnionym się wydaje niepoświęcanie zbyt dużej ilości czasu na rozdrabnianie kontekstu i – zakładając imperatyw ograniczania emisji, głównie w nawiązaniu do celów klimatycznych UE – rozmowę o nieuniknionych, szybkich rozwiązaniach. Pozwala to na przerzucenie centrum dyskusji do etapu konieczności dotrzymania umów międzynarodowych i okazji do rozwoju pozwalającego Polsce stać się liderem konkretnych branż czy technologii.
Dlatego skupiono się na rozwiązaniach – już pierwszego dnia Forum Ekonomicznego, Minister Klimatu Michał Kurtyka poinformował o zakończeniu etapu konsultacji projektu Polityki Energetycznej Polski do 2040 r., w tym konsultacji transgranicznych, co stanowiło ważny punkt odniesienia do wszelkich dyskusji okołoklimatycznych. Wedle zapewnień Ministra, podstawy nowej PEP2040 mają stanowić: dobra jakość powietrza, sprawiedliwa transformacja (z kompleksowym wsparciem wszystkich sektorów i grup interesariuszy) oraz budowa równoległego, zeroemisyjnego systemu energetycznego. Program zakłada, że jedna na trzy MWh wyprodukowanej energii ma pochodzić ze źródeł odnawialnych, a w 2040 r. połowa źródeł energii będzie bezemisyjna. W projekcie dokumentu (który zostanie oficjalnie opublikowany po uzyskaniu pozytywnej opinii KKPR i MFiPR) podkreślono wagę rozwoju systemu elektroenergetycznego morskiej energetyki wiatrowej (offshore wind power) o łącznej mocy 8 GW do 2030 r. i zaplanowano budowę 6 bloków elektrowni jądrowej do 2043 r. o mocy do 9 GW, co łącznie ma zapewnić nowe miejsca pracy dla 300 tys. osób. Brzmi imponująco, choć wedle naukowców by uchronić się przed katastrofą klimatyczną powinniśmy jako UE zredukować emisje o 65% względem roku 2030, co z pewnością wymaga bardziej ambitnych działań i szybszej rezygnacji z energetyki węglowej.
Jednak tu właśnie zauważyć można było dwutorowość rozmów i odmienność koncepcji środowisk rządowych od tych, których perspektywa bliższa jest prywatnym przedsiębiorcom, samorządom, kooperatywom lokalnym, klastrom energii czy środowiskom rolniczym. Chwaląc jednocześnie program Mój Prąd czy rozwój prosumeryzmu w Polsce, reprezentanci rządu (choć nie wszyscy, podając tu przykład Ministra Jana Krzysztofa Ardanowskiego) podkreślali wagę offshore i energetyki jądrowej, co w oczywisty sposób prowadzi do dalszej centralizacji źródeł produkcji energii i de facto przyhamowania rozwoju prosumentów czy małoskalowych odnawialnych źródeł energii. W dyskusjach pojawiał się także nierozwiany argument artykułu 10H (tzw. „ustawy odległościowej” czy „antywiatrakowej”), jednak podkreślano jednocześnie, że Ministra Jadwiga Emilewicz planuje aktualizację artykułu celem jego liberalizacji i określenia stałej odległości 500m do zabudowań. Byłoby to nieznacznym krokiem naprzód, jednak wciąż wydającym się ochłapem dla prosumeryzmu.
Częstym tematem, niejako ciekawostką energetyczną i „energią przyszłości” omawianą na Forum było stosowanie wodoru w energetyce i sektorze motoryzacyjnym, w głównej mierze w związku z nowym, flagowym programem wodorowym PGNiG. Wedle planów programu za 2 do 3 lat ma powstać spójny łańcuch kompetencji wodorowych, możliwość magazynowania i transportu wodoru przy udziale sieci gazu ziemnego, a także sieć wykorzystująca tzw. „zielony wodór”, bazującą na energii elektrycznej wytwarzanej przez panele fotowoltaiczne. Czy tak się stanie – zobaczymy, konkurencja i apetyt na wprowadzanie nowych patentów i innowacyjnych rozwiązań na rynek energetyczny stale rośnie.
W panelach dyskusyjnych incydentalnie pojawiały się niestety także wycieczki pozamerytoryczne do (o, zgrozo!) „ideologii polityki klimatycznej”, „religii klimatycznej”, „ekopurytanizmu” czy „genderyzmu”, co jedynie pozostawiało niesmak i świadomość braku wiedzy czy zrozumienia tematu u debatujących. Skomentuję to jedynie smutnym milczeniem.
Wybierając się na Forum miałam świadomość charakteru tego wydarzenia i jego profilu. Nie zaskoczyła mnie – niestety – przewaga homopaneli składających się z mężczyzn-prelegentów i mężczyzn-moderatorów oraz młode dziewczyny w charakterze obsługi. Zdawałam sobie sprawę z partnerów wydarzenia jakim były m.in. PKN Orlen S.A. (prezes Obajtek z dumą odbierający nagrodę Człowieka Roku, jednocześnie przemalowujący logo Orlenu na zielono, co przez działaczy organizacji ekologicznych zostało niezwłocznie określone ekstremalnym greenwashingiem) czy PGNiG, w części przewidując tok narracyjny i pojawiające się argumenty. Wyraźnie było widać, że debaty i spotkania zostały ułożone w taki sposób, żeby nie sprzyjały żadnym konfliktom, spolaryzowanym poglądom i burzliwym dyskusjom. Przykładowo – organizacja panelu o zatrzymaniu katastrofy klimatycznej w Polsce z gronem prelegentów ograniczających się do przedstawicieli Lewicy, w pozostałych zaś panelach obecność głównie przedstawicieli rządu i biznesu, z nielicznymi wyjątkami np. reprezentanta organizacji pozarządowej. Nie muszę chyba dodawać, że poruszanie tematu koncepcji degrowth byłoby czerwoną płachtą rozpostartą na korytarzach Forum. Przygotowałam w sobie dużą dozę dystansu i akceptacji obserwatorki – jednak muszę jednocześnie przyznać, że rozmowy w znaczącej mierze prowadzone były merytorycznie i z dużym zapałem do nowych inwestycji. Kwestia zmiany klimatu i konieczności podejmowania działań – czy to w wyniku zrozumienia problemu czy (zapewne bardziej) obowiązujących regulacji i wyścigu na rynku nowych technologii, a także nadchodzących środków UE w ramach Funduszy Odbudowy była obecna i w zdecydowanej większości niekwestionowana. Oczywiście z punktu widzenia klimatu potrzeba znacznie więcej i szybciej – zaledwie w ubiegłym tygodniu Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen podniosła cele klimatyczne do 2030 roku do (wciąż niewystarczających) 55%, co jest chociaż małym krokiem naprzód. Lecz widać, że biznes, przedsiębiorcy, przedstawiciele samorządów i obywatele są gotowi na zmianę, demokratyzację i decentralizację energetyki. Ważne, by tej zmiany nie zahamował rząd, próbując – jak już tego dokonano wcześniej ze wspomnianym artykułem 10H – wszelkimi siłami utrzymać centralizujące energetyczne status quo. Można odnieść wrażenie, że w tej chwili o właśnie o tę stawkę toczy się gra, na szczęście na argumenty niskoemisyjne – jednak wciąż gra to zbyt powolna i narażająca nas wszystkich na nieprzewidywalne konsekwencje dotarcia do klimatycznych „punktów krytycznych”, z których nie wrócimy już do żadnej rozgrywki czy choćby namiastki normalności, którą znamy.